Teraz już mogę napisać. Tym, o co Was prosiłam, żeby trzymać kciuki, była rozmowa w sprawie pracy. Rozmowa-jak się okazało-kuriozalna, paranoidalna, która mało nie skończyła się dla mnie źle...
Właściwie mogłam coś przeczuć, po ogłoszeniu, którego tytuł brzmiał DOKUMENTY/REKRUTACJA W BIURZE. Samo ogłoszenie było jednym wielkim laniem wody, nie padła nawet nazwa firmy, ale skoro odpowiedzieli na moje zgłoszenie, poszłam tam. Przychodzę 15 minut przed czasem, na korytarzu czeka chłopak i trzy dziewczyny, na oko wszyscy w moim wieku. Przyszła kobieta, pozbierała od nas CV, a po 15 minutach zaprosiła te trzy koleżanki i mnie na "rozmowę". Wszystkie razem, czujecie to? Punkty rozmowy: 1. Przejrzenie jeszcze raz naszych CV, 2. Zagajenie: "No to niech teraz każda powie coś o sobie", 3. Poinformowanie o terminie szkolenia i poinformowanie, że...ze względu na skończoną szkołę musiałabym zapisać się do szkoły policealnej, żeby mieć status ucznia...4. Poinformowanie: "No to wszystkie jesteście przyjęte". W zakres "obowiązków" miało wchodzić werbowanie innych ludzi "do ubezpieczeń", co wiązałoby się z pojawianiem się w "biurze" raz w tygodniu, resztę stanowić miały prace w domu, przy kompie. Koleżanki zostały poproszone o podjęcie decyzji od razu, ja miałam czas do namysłu. Po przemyśleniu i pogadaniu z kuzynką D. podziękowałam. Nie spodobał mi się ten pomysł z zapisaniem się do policealnej...No i dobrze, że tego nie zrobiłam. Po powrocie do domu wpisałam nazwę firmy w Google. Nie bez kozery nie została umieszczona od razu, bo to wszystko to jedno wielkie oszustwo. Jedna osoba ma "mieć pod sobą" 10 do sprzedaży tych ubezpieczeń, pewnie te 10 kolejne 10 osób...I piramida się kręci. Korci mnie, żeby podać nazwę tej "firmy", aby nie naciął się na to ktoś jeszcze...Jestem zła, że zmarnowałam czas i pieniądze (całe 22 złote na dojazdy w obie strony, bo to daleko od mojego domu)...Żal mi też dziewczyn, które przyjechały z okolicznych miejscowości...i pewnie musiały wydać kasę na bilet. Mogę się jednak cieszyć, że nie dałam się nabrać i np. nie pojechałam na jakieś "szkolenie", na którym obrobionoby mnie pewnie z kasy. Że też dałam się tak podejść...
Powiedzcie mi, czy nie ma uczciwej pracy dla ludzi w moim wieku, w tym kraju, w moim mieście? Załamać się można. A potem się dziwię, że tyle jest wyjazdów do UK...
PS. Jedyna korzyść z tego wszystkiego? Spotkałam na tym feralnym spotkaniu koleżankę z LO, wypytałam, co u niej i u innej koleżanki. Tyle. Trzymajcie się i bądźcie ostrożni.