niedziela, 27 października 2013

Takie rzeczy to tylko w amerykańskich filmach...

Wiecie co, czasami można się naprawdę, naprawdę zaskoczyć. Ja takie zaskoczenie przeżyłam wczoraj. Miało być zwykłe wyjście, a skończyło się...dziwnie. Ale do rzeczy, bo z tym-zdaje się-mam problem.
Żona mojego drogiego kuzynka poprosiła nas, byśmy zaopiekowali się przez weekend ich mieszkaniem i kotami, bo ona jedzie odwiedzić męża. Nie mieliśmy co robić, więc wybraliśmy się wszyscy. Koty (biała olbrzymka Regina, miaukun...sorry, Maine Coon Ozi i najnowszy nabytek-bardzo mały i chudy czarnulek bez imienia) jeść i pić dostały, mieszkanie "ogarnęliśmy"...Nie chciało nam się jednak wychodzić. Postanowiliśmy więc udać się-ojciec i ja-po pizzę do pobliskiej pizzerii w ramach obiadu. Mamuśka została, żeby mieć na oku koty. OK. Wyszliśmy. Pizzę zamówiliśmy, mając czekać 15 minut. Nie chciało nam się siedzieć w środku, więc pochodziliśmy po okolicy. Nagle słyszymy tameczną muzykę i okrzyki jak ze szkoły tańca. Zaintrygowani postanowiliśmy udać się jak najbliżej źródła dźwięku. Dotarliśmy do zaniedbanej szopy, gdzie, jak się okazało, odbywało się tu coś w rodzaju dobroczynnego festynu osiedlowego-kursy salsy, kiełbaskowa wyżerka (co skusiło ojca, mnie z oczywistych względów nie) i chyba promocja felino- i hipoterapii, ponieważ powstała nawet mała zagroda, w której kręciły się konie i koty. Udając mieszkańców tego osiedla doskonale orientujących się, o co chodzi, zostaliśmy tam nawet dosyć długo. Nie było to może w moim guście, ale zostałam. Mówi się trudno. Kiełbasek nie jadłam, za to popodrygiwałam do muzyki i udawałam, że dobrze się bawię. Nie uległam namowom spotkanej tam znajomej ojca (oczywiście...Jak on to robi, że wszędzie spotyka jakichś znajomych, i przeważnie są to kobiety?) i nie wzięłam udziału w tej salsie. Takiego eventu nie było i nie będzie. Przyznam się Wam szczerze, że do tej pory o takim czymś słyszałam/czytałam tylko w amerykańskich filmach...Mimo wszystko, było to miłe zaskoczenie i odmiana. Ciekawe, czy często organizują takie coś?...
PS. Bardzo, bardzo Was proszę o trzymanie za mnie kciuków we wtorek o 12.45. Nie chcę i nie mogę na razie zdradzić, o co chodzi, ale te kciuki naprawdę mi się przydadzą...Z góry dziękuję i obiecuję, że odwdzięczę się w stosownych momentach.
Całuję, Wasza Darcy.

5 komentarzy:

  1. Fajna inicjatywa, zaskoczenie Twoje było chyba olbrzymie ;) Kciuki są!

    OdpowiedzUsuń
  2. hahahha no nieźle! uwielbiam przez przypadek trafiać na takie imprezy, brzmi ciekawie ;) haha w życiu bym nie wpadła na zorganizowanie czegoś takiego..
    o felinoterpaii słyszałam, o hipo- jeszcze nie.. hah

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie bym się wybrała :) Nawet na kiełbaski!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wpadło mi do głowy i nie chce wyjść... Co z pizzą? :D Skoro zabawiliście tam "dosyć długo" to pewnie więcej niż 15 minut? :D Nie wiem czemu, ale jak to przeczytałam to pomyślałam tylko o tej pizzy :D
    __________
    Taa, ja powiem rodzicom, a oni oddadzą mi kasę za nią, chociaż sami za dużo nie mają :/ Lepiej nic już nie mówię, a na przyszłość chwalić się, że mam kasę też już nie będę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Faktycznie niesamowite wydarzenie, tak jak mówisz - jak z amerykańskiego filmu! :)
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń