wtorek, 26 stycznia 2016

Wonderful life? Taaa...

 
Jakże mi przykro, że tego pana nie ma już z nami. I że nie ma już kto stwarzać takich piosenek...Szkoda jedynie, że ta piosenka, jak jakaś kpina, pojawia się tutaj właśnie teraz, kiedy, o ironio, raczej nie o "wonderful" stronie "life" będę pisać.
Jestem idiotką. Przekonałam się o tym już nie po raz pierwszy. Proszę Was, zabijcie mnie, odetnijcie mi internet, jeśli chcecie, żebym jeszcze z Wami pobyła, bo prędzej czy później spotkają mnie kłopoty.
Nie, nie tracę całej rodzinnej wypłaty w kasynach internetowych czy internetowych zakładach buckmacherskich . Kasa to tylko kasa, raz jest, raz jej nie ma, nie ma się co przyzwyczajać. Obawiam się, że to, co robię, może wywołać tylko negatywne skutki.
Jak wiecie, albo i nie, od jakiegoś 15.roku życia mniej lub bardziej intensywnie zatraca(ła?)m się w odmętach internetowego życia towarzyskiego. Skoro z realnym mam kłopoty...W necie nikt człowieka nie ocenia (choć czasy się teraz zmieniły i coraz częściej na wstępie proszą cię o zdjęcie, link do FB, takie tam)...Często więc wchodziłam na jakieś czaty, jakieś gadu-gadu, przerobiłam nawet Sympatię. Wszystko po to, by przez chwilę poczuć się wartą czyjejś uwagi...Wahania ilościowe wizyt brały się oczywiście z wahań mojego samopoczucia oraz ilości obowiązków. Nie bez kozery przez całe trzy miesiące, czyli czerwiec, lipiec i sierpień 2015 nawet tam nie zajrzałam...No, ale do rzeczy.
Oczywiście, po tym, jak praca się skończyła, a nowa "dziwnym" trafem się nie znalazła, ciągle zaszczycałam gg swoją obecnością. Jak to w necie, raz trafiałam lepiej, raz gorzej. Nie kreowałam się na nie wiadomo kogo, nie mam takiego zwyczaju. Pisałam, że nie pracuję. Jedni współczuli braku zajęcia, inni wyzywali od nierobów. Nie to było jednak najgorsze. Najgorszy był ktoś, kto podstępnie, jak wąż, zakradł się, a potem...ech.
Zaczęło się niewinnie. Napisał do mnie, gadka-szmatka o tym i owym. Głównie o moich smętach. Tak było za pierwszym i drugim razem. W sumie nie było źle. Za trzecim...hm. Zaczęłam podejrzewać, i podejrzewam nadal, że zamiast deklarowanego 31-latka napisał do mnie gimbus, który dosiadł się przypadkiem do klawiatury, kiedy niby 30-latek był zalogowany. Mimo że w jego profilu widniało miasto w Polsce, oznajmił mi, że jest w Wielkiej Brytanii, po czym był wielce zdziwiony, że się tym ze mną nie dzielił. Chyba stwierdził, że ma mnie dosyć, bo każde moje łzawe stwierdzenie kwitował ikonką pt. "płaczę ze śmiechu". Nieszczęśliwie, był to też dzień, kiedy ojciec pojechał do Warszawy na specjalne spotkanie, podczas którego dowiedział się niezbyt korzystnych rzeczy (np. zmiana wynagrodzenia). Zadzwonił z tym do nas, bo nocował w tej Wawie. No a ja miałam tym zepsuty humor i jak głupia zwierzyłam mu się z tego. Nie wiem, czy to ja już z tego wszystkiego źle napisałam, czy on sobie to przeinaczył, ale wyniknęło, że ojciec tę wieść otrzymał przez telefon. To też był powód, żeby na mnie "wsiąść": przecież w firmie takiej a takiej się z takim czymś nie dzwoni...i uznał mnie za oszustkę, która tylko sobie pisała takie różne rzeczy, a w rzeczywistości nie miały one miejsca. I wszędzie ta durna ikonka...Konto skasowałam, ale ponieważ (jeszcze podczas normalnego pisania) zaproponował mi spotkanie w realu, a ja podałam mu swoje przybliżone imię i przybliżoną lokalizację (w sensie miasta, oczywiście), za każdym razem, kiedy dzwoni dzwonek do drzwi, wpadam w paranoję, że jakimś cudem mnie znalazł...
Piszę to tylko po to, by to z siebie wyrzucić. Oczywiście, rozmowy w necie zbrzydły mi raz na zawsze...
A co u Was?


czwartek, 21 stycznia 2016

Licytacja, czyli komu 1%, komu?

Ciągle się o coś licytujemy w tym życiu. I nie mam tu na myśli licytacji np. na Allegro (choć poniekąd je też), ale bardziej zasadnicze-kto piękniejszy, kto bogatszy, kto ma ładniejszą żonę...Okej, można to określić jako przykład licytacji/zazdrości pozytywnej, która może nas mobilizować do zmian w swoim życiu. Ostatnio obserwuję jednak coraz liczniejsze przykłady licytacji negatywnej-na nieszczęście oraz cierpienie, a mianowicie kto cierpi bardziej, i kto bardziej od innych potrzebuje pomocy.
Przykłady? Dwa, z bliższego i dalszego życia, ale w sumie i ten drugi jest mi bliski.
Przykład pierwszy-z życia bliższego. Mamy czas coraz bardziej naglących rozliczeń PIT-owych. Prawie każdy, a przynajmniej wiele osób, chce przekazać słynny "1 procent" komuś potrzebującemu. No właśnie, KOMUŚ. Choć opcji jest wiele, w tym wsparcia schronisk dla zwierząt czy TOZ, częściej decydujemy się pomagać ludziom, szczególnie dzieciom. Mnie, może dlatego, że zwierzęta były mi zawsze znacznie bliższe, do szału doprowadza takie podejście. Teraz, kiedy teoretycznie mogłabym przekazać komuś tę kwotę, wybór padłby właśnie na jakąś organizację pomagającą zwierzętom. Pewnie wyjdę w Waszych oczach na jędzę, ale uważam, że "dzieci zawsze sobie jakoś poradzą"(na myśli mam składki, zbiórki itp.), a o zwierzęta mało kto się upomina...Oczywiście, kiedy podzieliłam się tym pomysłem ze znajomą osobą (rodzice mój pomysł popierają, ojciec sam przekazuje 1 procent na zwierzaki), usłyszałam, że mi odbiło. "Bo przecież tyle jest biednych dzieci". Do cholery, powiedziała to biegająca do kościoła osoba. A nie usłyszała tam przypadkiem: "Coście jednemu z braci moich mniejszych uczynili, Mnieście uczynili"? Zresztą chyba mamy jeszcze wolny kraj (póki co) i każdy może decydować za siebie. Ja oczywiście ze swojego zdania rezygnować nie zamierzam, i zrobię to, co chcę, czy się to komuś podoba, czy nie.
A jakie jest Wasze zdanie?
Przykład drugi-dalsze życie. Słyszeliście o wypadku Kamila Cieślara ? Jeśli nie, zachęcam do lektury linku. Chodzi oczywiście o wypadek żużlowy. Cieślar dziś jeździ na wózku inwalidzkim, podobnie jak Darcy, ale dla niego jest nadzieja. Odbył, a może nadal odbywa, spektakularne leczenie komórkami macierzystymi w Indiach, które przynosi ponoć rezultaty. No i pięknie. Ja mu życzę jak najlepiej. Krew mnie tylko zalewa, kiedy "otwieram" Internet i czytam artykuły takie jak ten, o:
Tak to już bowiem jest, że od czasu wypadku Darcy'ego mamy konkurs licytacji na cierpienie, odbywający się w tonie: "Ludzie, nie dawajcie kasy na leczenie Warda, on ma dosyć pieniędzy, nie jest Polakiem, wcześniej nagrzeszył w życiu, itp., itd. Lepiej dawajcie hajs na Polaków..." Od razu też przypomina się  np. zawodników starszego pokolenia, którzy również potrzebują pomocy. Dobrze, rozumiem, ale czy musi się to odbywać w tonie: "No tak, na Warda dajecie, a na Cieślara nie"? Przepraszam, ale tutaj też obowiązują brutalne zasady rynku pt. "o kim się więcej mówi, do tego pieniądze płyną". Sprawa Darcy'ego została tak rozpropagowana, że bez problemu kojarzą ją ludzie niezainteresowani żużlem. Wzbudzanie wyrzutów sumienia: "na tego dasz, a na tego nie?" uważam za niesmaczne, nieetyczne itd. Moim skromnym zdaniem, już dawno powinna powstać instytucja/fundusz zbierająca pieniądze na leczenie zawodników, która zarządzałaby pieniędzmi, dzieląc na przykład na równe części między potrzebujących. Wtedy wsparci zostaliby wszyscy, i nikt nikomu do portfela by nie zaglądał. Czy nie mam racji?
A Wy, komu przekazaliście/przekażecie 1%, jeśli w ogóle? Co u Was słychać? Trzymajcie się ciepło!
 

sobota, 2 stycznia 2016

Aby nam się, czyli mamy 2016.

Wszyscy podsumowują, reasumują, nie wiem, co tam jeszcze robią, więc oczywiście nie chcę być gorsza. Szkoda, że z takim opóźnieniem, ale cóż zrobić-tak wyszło.
Nie będę udawać, że jest/było inaczej, rok 2015 był zdecydowanie najlepszym w moim życiu, z wielu względów...Nie będę kłamać, był też pod pewnymi względami najgorszy, ale trudno. Niestety, nie miałam na to wpływu.
Rok temu, mniej więcej o tej porze, siedziałam w swoim pokoju i rozpaczliwie pragnęłam, by coś odmieniło się na lepsze. Owszem, odmieniło się. Szkoda, że na tak krótko, i tylko w wybranych dziedzinach. Ale czy siedząc tamtego 1 stycznia 2015 na tej samej co teraz kanapie, mogłam przypuszczać, że:
                                                          OSOBISTE
  • marzec: zelektryzowana wpisem na FB naszego klubu żużlowego pójdę za głosem mówiącym: "Zostań wolontariuszem!" i przeżyję mnóstwo przygód?
  • maj-czerwiec: spełnię (na krótko, bo na krótko, ale jednak) swoje marzenie o pracy, i to o pracy w pewnej konkretnej firmie (co też zaowocowało przygodami, jak dobrze wiemy)?
  • czerwiec: znajdę się w Gliwicach (po raz pierwszy w życiu zresztą)
  • marzec-wrzesień: przeżyję mnóstwo zauroczeń: P., P. z inną końcówką, J., M...
 
                                                    SPORTOWE/OGÓLNE
  •  przeżyję sensacyjną wieść pt. w moim mieście odbędzie się bardzo ważna żużlowa impreza (której swoją obecnością nie zaszczycę, ale to już inna para kaloszy)
  • razem z innymi Polakami stanę się świadkiem narodowego "szejmu", jak byłam uprzejma go nazwać, pt. Grand Prix Polski na Stadionie Narodowym
  • w poszukiwaniu żużlowych emocji po latach znów zawitam do Piły i Ostrowa Wielkopolskiego...
  • ...a w Ostrowie właśnie pośrednio zacznie się mój największy sportowy dramat tego roku, bo 23 sierpnia to tam-w samochodzie, w drodze do domu, panicznie spragniona wieści nt. "jak tam Darcy'emu poszło w ZG", zamiast pozytywnych informacji przeczytam-to pierwsze wpadnie mi w oko-"uraz szyi i kręgosłupa"...Do teraz pamiętam, jak wszystko zawirowało mi przed oczami...Oczywiście, nikt wtedy jeszcze nie wiedział, co będzie dalej, ja przynajmniej miałam nadzieję, że sprawa nie jest tak ostateczna, jak się okazała, łudziłam się, że to coś mniej poważnego. Niestety, los okazał się okrutny, a moja wiara w żużel-jak wiecie-zachwiała się w posadach...
  • ...także po tym, jak ogłoszono, że klub żużlowy z mojego miasta najprawdopodobniej nie wystartuje w sezonie 2016 z powodu kłopotów finansowych.
Rok 2015 naprawdę dowiódł, że po życiu trzeba spodziewać się wszystkiego, bo wszystko jest możliwe-i dobre, i złe rzeczy. Cieszę się z tego, że coś się działo, choć oczywiście jestem zawiedziona tym, że pewne sytuacje się nie rozwinęły, a inne za szybko skończyły. Cóż jednak, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Jest 2 stycznia 2016 i bardzo bym chciała, by było JAKOŚ. Fajerwerków nie wymagam, chcę mieć po prostu normalne życie.
Przy okazji: Wszystkiego dobrego dla Was w nowym roku: sukcesów, zdrowia, piękna, powodzenia, pieniędzy...i czego sobie jeszcze zamarzycie. Podsumowując-aby nam się. Wasze zdrowie.