piątek, 30 listopada 2012

Piątkowo, czyli B., niemiecki i sport

Jak dobrze, że już piątek. Ostatnimi czasy mam coraz bardziej dosyć szkoły i każdy weekend jest na wagę złota. Ale dzisiaj nawet dobrze się stało, że mieliśmy tak długo zajęcia, przynajmniej coś się działo, choć nie zawsze były to pozytywne eventy.
Kobieta od niemieckiego nie oddała kartkówek. Myślalam, że skoro była chora i w zeszłym tygodniu nie było zajęć, to poprawi i odda. A gdzie tam. I denerwuj się teraz człowieku. Nie znoszę takich sytuacji.
Na Marketingu Politycznym oglądaliśmy film. Fabularny, nudny jak cholera. I jak zwykle nie obejrzeliśmy do końca, bo przecież tylko 90 minut(nawet niecałe), a film dłuższy. Uwielbiam takie sytuacje. Są częste w naszej szkole-ciekawy film, ciekawa dyskusja, a my kończymy w zawieszeniu, bo koniec czasu. Na późniejszych zajęciach też tak było, ale o tym za chwilę.
Nadszedł czas prezentacji słynnych słuchowisk. Zaprezentowały 3 z 5 grup. Ja szczęśliwie mam za tydzień, ale już się boję Po tym, co pokazały inne grupy, stwierdzam, że nasze jest pewnie do chrzanu. Naprawdę, zdolni są ci nasi studenci. Mają pomysły:) Szkoda, że ja też do nich nie należę.
Na EM było ciekawie, jak nigdy. Dwóch kolegów przygotowało prezentację na temat: "Piłka nożna na tle innych sportów w TV". W programach publicystycznych i nie tylko. Zapowiadało się ciekawie, szkoda tylko, że na skutek półgodzinnego opóźnienia(pani doktor walczyła z kompem, zamiast od razu poprosić o pomoc) mowa była jedynie o piłce... Ale padło też pytanie, jakie sporty oglądamy w TV. Oczywiście przyznałam, że SPEEDWAY. Z dumą. Trochę skrzydła mi opadły, kiedy kolega K. zjechał moje gusta(naleciał na mnie, że kibicuję Toruniowi), a pani doktor powiedziała(niby żartem), że już mnie nie lubi (jakby przedtem mnie lubiła) z powodu tego Torunia. Trudno, przyzwyczaiłam się do tego, że o Toruniu mówi się i pisze źle. Nie zmienię swoich poglądów tylko dlatego, że się komuś nie podobają.
Wyszedłszy ze szkoły, niezamierzenie spotkałam się z B. U nas w szkole jest taka niepisana umowa (w zwykłym savoir-vivre chyba zresztą też), że jak się z kimś idzie ze szkoły, to chociaż próbuje się z nim gadać. Figa. B. gadał przez telefon (nieustająco, co mnie zirytowało), a jedyne, co do mnie powiedział, to (gdy już dochodziliśmy do jego przystanku):
-Nie wiesz, czy teraz jedzie jakiś autobus, bo nie chce mi się iść?
Domyśliłam się. Co do autobusu, nie wiedziałam. Za chwilę zresztą nadjechał ten jego...i B. puścił się pędem, nawet się nie żegnając. Przykro mi się zrobiło. Faceci...
Jutro już grudzień. Ja mam zero pracy. Boję się i denerwuję. Nie jest dobrze. Nie wiem, co to z tym będzie, ale to raczej nie zmartwienie na dzisiaj. Pomyślę o tym...nie, nie jutro, jak Scarlett O' Hara, ale w poniedziałek. I don't care. Zresztą dziś w mojej głowie jest coś innego, albo raczej ktoś inny. Tak, ten na "b". Fatalnie...
PS. Koleżanka D. przyszła dziś do szkoły z repetytoriami maturalnymi z angielskiego. Ja: -A ty co, maturę będziesz poprawiać (chociaż zdawała z niemieckiego)? Ona: -Nie, już się szykuję do tego wyjazdu o Anglii, żebym chociaż umiała coś zamówić w restauracji.
Przykro mi się zrobiło...

środa, 28 listopada 2012

Pokaż swojego amanta...

...i naraź się na nieprzychylne komentarze mamuśki.
Wczoraj przez cały wieczór gadałam z mamuśką o B. Ot, taki dzień, taka sytuacja. Zebrało mi się po tych jego różnych odzywkach i odpałach. Oczywiście nie przyznałam jej się, że ja...coś...do niego...no, wiecie. Absolutnie nie, to tajemnica i koniec. No i jak już tak naopowiadałam tej mamuśce, to strasznie zaczęła nalegać na to, żebym pokazała jej jego zdjęcie na którymś z rozlicznych portali. I ja, jak głupia, pokazałam jej dzisiaj. Reakcja była miażdżąca, przejechała się kompletnie. Rodzicielka ma "zjechała" go od stóp do głów. Ja rozumiem, nie każdy przypada każdemu do gustu, ale żeby aż tak? Normalnie aż przykro mi się zrobiło (nie wiem właściwie, dlaczego). No i wiem, że rzadko obiekty westchnień córek są do zaakceptowania dla rodziców, no ale jednak... Jakaś przyzwoitość by się należała. Wniosek? Następnym razem jednak nie pokażę:) O ile będzie jakiś następny raz i o ile osobnik ten będze miał jakieś realniejsze kształty.
Ach, już wiem, skąd ta krytyka. Może to efekt pewnego nieco negatywnego obrazu tej osoby, który nakreśliłam mamuśce przed obejrzeniem w necie? Zaczynam się domyślać, że może właśnie tak jest.
Przeczytałam dzisiaj informację o już-prawie utworzeniu drużyny w Toruniu na sezon 2013. No i stwierdzam, że ta wizja średnio mi się podoba. Holder jest OK, Sullivan też, Adrian jak najbardziej, ale nadal gryzie mi się z Toruniem ten Gollob. No i dziwnie brakuje mi w tym składzie Darcy'ego:( Wiedziałam już od dłuższego czasu, że nie zostanie tam na następny sezon, ale co innego mieć to z tyłu głowy, a co innego zobaczyć to jako fakt:( Sprawa z juniorami też podoba mi się średnio. Niestety, mogę tylko biernie skrytykować, mój głos i tak nic nie wniesie. A może poczekam z tą krytyką do oficjalnej prezentacji? Albo do pokazania składów przez inne drużyny? Tak byłoby najlepiej, ale obawiam się, że mogę nie utrzymać palców i klawiszy na wodzy.

Pomocy potrzebuję-technicznej i psychicznej

Hej. Kolejny podły dzień za mną. Mam naprawdę dość. Dziś pojawiłam się w szkole tylko po to, by: obejrzeć film po angielsku, z którego niewiele zrozumiałam, wysłuchać nudnego i nikomu niepotrzebnego referatu(mogłabym sama znaleźć te informacje w necie) i wysłuchać wykładu na temat czegoś, co przerabiałam przez dwa lata na licencjacie. Naprawdę, powielanie wiedzy tylko po to, by dać zatrudnienie pewnej doktorantce, jest męczące w tej naszej szkole. Wkurzył mnie też pewien pan doktor, który opowiadał o tym, jak to biedak za 2 tysiące złotych nie mógłby utrzymać rodziny. Niech przyjdzie do mnie do domu, trochę popatrzy, to zrozumie, jak to jest. Niech się nauczy trochę prawdziwego życia, a nie żyje wyimaginowanymi kategoriami naukowców. Ech...
Co do tej pomocy... Techniczna tyczy się Bloggera. Chciałabym zaktualizować listę ulubionych blogów, bo przecież w toku bycia tutaj poznaje się nowe, ale kiedy wchodzę w to menu, pokazuje mi się napis "Wystąpił błąd. Wyczyść cookie albo pamięć podręczną, by go rozwiązać". Miał ktoś z Was taki problem? Co się z tym robi? Boję się coś czyścić czy usuwać, żeby nie usunąć czegoś istotnego w kompie... Będę wdzięczna za pomoc!
A co do tej psychicznej... Ostatnio naprawdę czuję, że z niczym sobie nie radzę. Szkoła tylko mnie dobija, m.in. dlatego, że codziennie od nowa uświadamiam sobie jej bezsens. Mam coraz mniej motywacji do chodzenia. Do tego dochodzą problemy finansowe, samotność i nuda. To sprawia, że prawie codziennie płaczę abo mam ataki furii, kłócę się z matką i atmosfera w domu robi się naprawdę koszmarna. Mamuśka mnie oczywiście nie rozumie, tylko krzyczy, że jak ja śmię jeszcze mieć jakieś smuty, skoro przecież nie jest tak źle... Jeszcze mam dach nad głową i jeszcze mam co jeść. Przykro mi tylko, że nie potrafi zajrzeć dalej. Że mi nie chodzi tylko o funkcje biologiczne potrzebne do przeżycia, ale też może chciałabym gdzieś czasem pojechać, ubrać się w coś nowego(nie pamiętam, kiedy kupiłam sobie jakiś ciuch...), że chciałabym mieć drugą połowę i jakieś pieniądze do WŁASNEJ i WYŁĄCZNEJ dyspozycji, a nie takie, które teoretycznie są moje, ale są mi pod byle pretekstem lub pod wplywem szantażu emocjonalnego("Jak nie dasz, to nie będziesz jadła")zabierane. Pomóżcie, co mam z tym zrobić? Mam coraz mniej sił na zmaganie się z tym wszystkim... I nie jest to efekt mojego smęcenia w jeden dzień, ale wieloletniego życia w mojej psychicznej rodzinie...

wtorek, 27 listopada 2012

Wrrr 2

Wiecie co, muszę się z Wami podzielić jeszcze jedną wkurzającą mnie dziś oprócz stażu sprawą. Niestety, miałam dziś szkolne spotkanie z B. Stwierdzam, że tak jak kiedyś czułam do niego coś pozytywnego, tak teraz tylko mnie wkurza... Opowiadał, że w lutym chce się wybrać do Tajlandii... Oszalał? Mało mu świata? Był w Szkocji, był w Niemczech, był w Szwecji(za co go nie znoszę), ostatnio wypuścił się na Bałkany, a teraz jeszcze ta Tajlandia. Może po drodze były jeszcze wyjazdy, o których nie wiem... Co go tak nosi po świecie? I skąd bierze na to pieniądze? Teraz zaczynam myśleć, że źle ulokowałam uczucia. Taki facet nie jest dla mnie. Za bardzo lubi brylować i za dużo się włóczy po świecie. Ale... Nie, sama już nie wiem. Gdybyśmy byli parą, na pewno bym się z nim nie nudziła, ale na domatorstwo nie byłoby co liczyć. Parą... Teraz się zorientowałam, co napisałam. Chyba uderzyłam się w głowę. My, para. On i ja. Król życia i brzydactwo, które samo nie wie, czego chce. Lepiej będzie, jak dam sobie spokój z nim i z wyobrażaniem sobie czegoś, czego nie będzie. I tylko przykro mi jest, że nie mówi do mnie "Aduś", jak to niegdyś bywało, i że w ogóle mało się do mnie odzywa. W końcu mam konkurencję... Ale cóż, życie... Chyba zostanę przy nim z braku laku i ciekawszych obiektów do platonicznego zakochania. Życie jest... już dzisiaj pisałam, jakie. Z każdą chwilą się w tym utwierdzam.

Wrrrrrrrr!

Zrobiłam ten historyczny krok. Podziałałam w sprawie stażu. I teraz żałuję, bo jak zawsze w moim pieprzonym życiu, kiedy już na coś się zdecyduję, coś postanowię, to oczywiście nic mi z tego nie może wyjść. Jestem wściekła. Chce mi się ryczeć.
Zadzwoniłam do tej pani z Poznania, a ona poinformowała mnie, że owszem, staże są dla studentów Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej, ale tych z Poznania, plus dla tych z WPA w Kaliszu i Collegium Polonicum w Słubicach. Dla nas, ludzi z mojego miasta, choć też podlegamy temu wydziałowi, staży nie ma. Ja na to, że przecież była lista i były różne instytucje z mojego miasta... No to się dowiedziałam, że ta lista uwzględnia wszystkie miejsca, w których ktokolwiek kiedykolwiek odbywał staż, i nie pokrywa się to ze stanem faktycznym. Słowem, zamieścili sobie jakieś informacje, nie pisząc, kto może z tego skorzystać, i gdzie można je odbywać. Super! Takie rzeczy tylko tutaj.
No i po raz kolejny okazuje się, że moje miasto i moja szkoła to zadupie, które jest pomijane, które nikogo nie obchodzi. I w którym nikt nic nie wie. A ja już się tam widziałam:( Życie jest beznadziejne, brutalne i do d***.

Najlepsze kasztany są na placu Pigalle...

...a najlepsza kawa w Rzeszowie:) Na to wychodzi. Idę sobie rano do szkoły, i nagle dostaję SMS od ojca, że "Hampel podpisał w Rzeszowie". Pewnie usłyszał to jadąc do pracy. Ciekawe tylko, że potwierdzenia tej wieści próżno szukać w necie:) Może coś usłyszał piąte przez dziesiąte, a może powiedzieli, że jego transfer do Rzeszowa jest już pewny, tylko podpisanie kontraktu nastąpi w grudniu... Nie dowiem się, dopóki nie spytam osobiście (ojca, z Hampelem nie będę miała sposobności ani ochoty porozmawiać:))...
A o co z tą kawą chodzi? Ano kiedy pan H. miał kontuzję w GP i przerwę w startach, podczas któregoś z transmitowanych w TV meczów z Rzeszowa powiedzieli, że "Hampel wpadł na mecz i kawę do pani Półtorak" (pewnie już ustalał szczegóły:)), potem, pod koniec sezonu, był na kawie bodajże w Zielonej Górze i jeszcze jakimś mieście. Ale, jak widać, kawa na Podkarpaciu najlepsza:) Swoją drogą, fajny szyfr na określenie negocjacji.
Na seminarium nie poszłam, a kiedy zjawiłam się w szkole (następne zajęcia mamy z tym samym wykładowcą), dostałam burę. Chyba pan profesor miał zły humor, bo zjechał Kingi i moją prezentację, ale mówi się trudno. Zrobiłam ją tak, a nie inaczej, i nikomu nic do tego. A wracając jeszcze do seminarium: dlaczego czepia się mnie, która jednak cały semestr chodzę, tylko dzisiaj mnie nie było, a taki B., który nie dość, że rok akademicki zaczął w listopadzie, nie ma jeszcze nic napisane, ba, dzisiaj oznajmił, że zmienił temat swojej pracy, jest "ten dobry"? Życie nie jest sprawiedliwe.
Wbrew obawom, odważyłam się dzisiaj iść do dziekanatu i zapytać o staż. Uznałam, że lepiej zacząć od strony szkoły, skoro to oni są organizatorem. Oczywiście, jak to w szkole im. Horacego, kobieta nic nie wiedziała (chyba byłam pierwszą, która w ogóle o to pytała) i przy mnie dzwoniła w dziesiątki miejsc. Zaowocowało to tym, że mam numer do jakiejś pani z Poznania, i z nią mam rozmawiać. Zadzwonię jeszcze dziś, jestem ciekawa, co mi powie. Oczywiście, trochę się boję, ale jeśli nie zadzwonię, to nie dowiem się, co i jak. Nie pójdę dalej. O dziwo, nie została poruszona kwestia moich ocen, więc może nie jest to aż tak ważny wyznacznik. Pożyjemy, zadzwonimy, zobaczymy.
Jutro koszmarny dzień z zajęciami do 16.30. Nie wiem, jak to wytrzymam, ale mam nadzieję, że te nowe zajęcia jutro będą - jako pierwsze - "organizacyjne" i wyjdziemy choć trochę wcześniej. Wiem, że nadzieja matką głupich, ale trochę tej nadziei mieć nie zawadzi.
Bye!

poniedziałek, 26 listopada 2012

Kolejny tydzień...ech

Zaczął się kolejny tydzień, absolutnie nie wiem, po co. Znowu pokłóciłam się z mamuśką, znowu o pieniądze. Na tym gruncie nigdy się nie porozumiemy, przynajmniej póki sytuacja się nie poprawi, a na poprawę się nie zanosi...
Kiedy dziś spróbowałam must, w nowej, przechłodzonej wersji, stwierdziłam, że to cholernie dziwny napój. Dziś smakował mi bardziej jak ciemne piwo, ma zresztą w składzie jęczmień i jakiś piwny słód... I z jednej strony cieszę się, że w końcu spróbowałam, z drugiej nie, bo do tego spróbowania potrzebny był ten głupi wyjazd, zresztą nie jest to tak dobre, jak myślałam, ale co tam.
News dnia: Tomaszek G. będzie jeździł w Toruniu. Bombastycznie. Widzę, że to sezon przyklepanych lub domniemanych niefajnych transferów pt. ulubieniec w nielubianej drużynie lub ktoś niefajny w ulubionej. Sytuacja 2: Gollob w Toruniu, nr 1: domniemany transfer Fredki do Gorzowa i Darcy'ego do Leszna. Co zrobić, jeśli tak faktycznie będzie? Przecież nie zacznę nagle  kibicować Stali G. czy Unii L...No fuckin' way.
Jakby wszystkiego było mało, jakbym nie miała już dwa razy w tygodniu zajęć do 16.30, dowalili nam trzeci taki dzień. Będzie to środa. Do tej pory mieliśmy zajęcia do 14.45 i było OK. Teraz dowalili nam nowe zajęcia, dla których nie mogli wcześniej znaleźć wykładowcy... Dobija mnie ta szkoła. Mam już dość. Nie chcę mieć tak mało wolnego czasu. W ogóle, na V roku powinniśmy już mieć minimalną liczbę zajęć, ale w naszej szkole uważają chyba inaczej.
Nie idę jutro na seminarium. Znowu nic nie mam. Kiepsko widzę powstanie swojej pracy. Jeszcze jutro ta prezentacja... Nieeeee, nie wytrzymuję. Mam już dość, dość, DOŚĆ!!!!

niedziela, 25 listopada 2012

Jak must, to must...

Dziś, w końcu, po wielkich oczekiwaniach, naradach etc., wybraliśmy się rodzinnie do szwedzkiego sklepu na "i", który mieści się w Poznaniu. Nie mogłam sobie odpuścić, zwłaszcza, że teraz, w okresie(jakkolwiek dziwnie to brzmi)gwiazdkowym, można tam dostać MUST-szwedzki tradycyjny świąteczny napój, podobny do coli, również brązowy i gazowany, ale zrobiony z użyciem imbiru. Pomijam, że oczywiście wyjazd skończył się gremialną awanturą(jak zawsze, gdy jedziemy wszyscy), ale co tam. Przynajmniej coś się działo.
Musielibyście widzieć mnie, gdy wpadłam do tej części sklepu, w której można kupić szwedzkie towary spożywcze i gdzie wyhaczyłam must...W pierwszej chwili zobaczyłam tylko trzy butelki, więc rzuciłam się jak pantera i je capnęłam. Było ich więcej, ale poprzestałam na czterech. Zaryzykowałam, bo napój ten znałam tylko z opowieści moich lektorek szwedzkiego. Ale teraz już wiem, że było warto. Dobry skurczybyk!:) Chciałoby się, żeby ciągle była Gwiazdka albo Wielkanoc, bo w okolicach tych świąt można go kupić...
Nie rozumiem tylko ojca, który zgodził się jechać, a potem robił fochy i ze wszech miar starał się zepsuć mi ten wyjazd, który nie dość, że tak rzadko,  to jeszcze jest wyzebrany i wymęczony. Poniekąd mu się to zepsucie udało, jak zawsze...
A cóż poza tym? Nic sensacyjnego. Wróciłam na końcówkę skoków, ucieszyłam się z kolejnego 3.miejsca Gwiazdki... Teraz czeka mnie...tak, znów nuda. Ot, uroki niedzieli i mojego życia...

sobota, 24 listopada 2012

Liebster Blog cd.

Moje pytania:
1.Gdybyś miała umówić się na randkę z kimś znanym z telewizji, gazet itd., z jakiej branży ta osoba by była(sport, muzyka, film etc.)? Kto konkretnie by to był?
2.Dostajesz 20 tysięcy złotych na podróż życia. Jaki byłby kierunek tej podróży?
3.Twój ulubiony bezalkoholowy napój to...
4."W spodniach czy w sukience"? W czym chętniej chodzisz?
5.Które z polskich miast, w których byłaś, podoba Ci się najbardziej?
6.Czy masz ulubioną/szczęśliwą liczbę? Jaka to liczba?
7.Perfumy w jakiej nucie lubisz najbardziej? Owocowe, kwiatowe, bardziej intensywne etc.?
8.Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
9.Czym jest dla Ciebie czas? Czujesz, że jesteś z jakiegoś względu pod jego presją?
10.Jaki kolor jest Twoim ulubionym? Jeśli jest uzasadnienienie, dlaczego, proszę o nie:)
11.Wracając do randki z pytania 1-jakie byłoby idealne miejsce na tę randkę(lub niekoniecznie na tę z kimś znanym, na randkę w ogóle)?

Nominuję:
Żanetę
Emilię
Dwelm.

Liebster Blog again

Zostałam nominowana przez Kocię, z chęcią odpowiem.
1.Jakiej muzyki najczęściej słuchasz?
Naj-, najcześciej jest to punk, czyli Exploited czy-z polskich zespołów-Dezerter, Brak Muzgó. Uwielbiam też Beastie Boys, Cool Kids Of Death czy mój lokalny zespół Usta Mariana-słowem, pełen przegląd:)
2.Ranny ptaszek czy nocny marek?
Zdecydowanie ranny ptaszek, ale obudzenie się nie równa się automatycznie wstaniu z łóżka:) W wolne dni lubię w nim trochę posiedzieć:)
3.Ulubiony cytat.
Hmmm...A może być z piosenki? Jeśli tak, to jest to: "Fuck disco, fuck fashion, fuck you!" z piosenki Exploited pt. "So tragic".
4.Twój najdziwniejszy sen?
Jednym z dziwniejszych snów było to, że w tym śnie udałam się z kuzynem i jego żoną na wycieczkę do Nowego Jorku. Przecież nigdy tam nie pojadę, a już z nimi tym bardziej!:)
5.Czego się boisz?
Będę banalna: śmierci i węży. Oprócz tego boję się, że nie zrealizuję swoich marzeń-i tych mniejszych, i większych.
6.Bez czego trudno ci żyć?
Bez żużla, bez internetu i bez blogu.
7.Ulubiony smak czekolady
Kiedyś przepadałam za Malajską firmy Goplana, teraz, gdy zostało po niej tylko wspomnienie, lubię bakaliową lub Nussbeiser z całymi orzechami.
8.Co robisz, gdy nikogo nie ma w domu?
Słucham na cały głos muzy, ewentualnie poświęcam ten czas na pisanie swoich opowiadań i "powieści", bo jednej i drugiej rzeczy nie znosi moja mamuśka. Korzystam, gdy jej nie ma:)
9.Na co wydajesz najwięcej pieniędzy?
Hmmm...Ciuchy? Nie. Kosmetyki? Nie. Wychodzi mi na to, że na sport-tj. wyjścia na mecze, bo choć mam karnet, to jednak takie wyjście każdorazowo wiąże się z wydatkami.
10.Wierysz w intiucję?
Tak, bo mam w domu żywy dowód na jej istnienie- moją mamuśkę.
11.Wyobraź sobie, że stoisz przed tłumem ludzi i masz coś powiedzieć. Co by to było?
Hmmm, zależy od okoliczności. Jeśli byłoby to w nowej szkole, to zaczęłabym od przedstawienia się... Trudno mi wyczuć, o jaką sytuację chodzi, więc na pewno zawsze zaczęłabym od; "Dzień dobry, cześć i czołem", czyli od sensownego powitania:)
Nad swoimi pytaniami i nominacjami pomyślę najszybciej, jak się da:)

Jump jump

Panowie i panie, sezon skoków narciarskich oficjalnie rozpoczęty! Choć do mojej największej fazy na ich tle wiele brakuje, ta faza już minęła, obejrzałam dzisiejszy konkurs. Pal sześć, że nie znoszę skoków na skoczniach K-90, bo emocje są dla mnie małe. Lubię tylko te  K-120 i mamuty.
Jak się spisali moi ulubieńcy? Gwiazda Poranna nawet dobrze, chociaż po 1. serii i 5. w niej miejscu byłam załamana. W drugiej było jednak lepiej, skończyło się na 2. I świetnie.
Kranjec mnie zawiódł, ale rozumiem, że bliżej mu do mamutów... W końcu nie każdy musi być najlepszy we wszystkim. Szkoda jedynie, że nie awansował do 2.serii.
Tak w ogóle, stwierdziłam, że lansowane przez telewizję jako nieformalny hymn skoków "Jump" w wykonaniu Van Halen jest już out-of-date. Teraz czas na nowy hymn tej dysypliny: "Jump jump" by Kriss Kross. Lepsze i nowocześniejsze, prawda?

piątek, 23 listopada 2012

Opublikowana. Plus wątki kulinarne.

http://lifeaboutspeedway.blogspot.com/2012/11/2-od-kibicow.html
Dziękuję koleżance ddreamer za opublikowanie! Po raz pierwszy udzieliłam się w czyimś blogu poza komentarzem:) Możecie wpaść i poczytać wzruszającą historię mojego pierwszego pobytu na meczu i ocenić, jak mi ta historia wyszła:)
Kolejny tydzień za mną. Nie było źle, okazało się, że cuda się zdarzają. Facet od słuchowiska nie mógł mieć dzisiaj z nami zajęć, więc egzekucja została odłożona w czasie o tydzień.
Weekend...Pewnie znowu nie wypocznę, pewnie znowu za szybko mi zleci, ale nie wyrokuję. Zobaczymy. Ponoć życie jest pełne niespodzianek.
W przerwie spowodowanej brakiem "odsłuchowiskowych" zajęć zdobyłam nowe doświadczenie, udałam się do knajpy, do której zamierzałam wybrać się od dawna, na obiad. Jak na moją miastową dziurę, to jest dość rewolucyjna w menu(i w cenach), więc kiedy ja tam byłam(w porze cokolwiek obiadowej), było tam pusto. Żal mi było tej dziewczyny, która tam siedziała, obsługiwała klientelę i kuchnię zarazem. Musi bardzo się nudzić. Może dlatego ciągle dopytywała, czy mi smakowało. A smakowało mi średnio, bo było zupełnie bez przypraw... Niby nie jestem fanką dowalania tony przypraw do wszystkiego, ale takiego dania saute to też nie lubię. Ale naleśniki były dosyć dobre, nie powiem.
I tak kończę kulinarnie, z braku ciekawszych tematów. Miłego piątkowego wieczoru życzę!:)

czwartek, 22 listopada 2012

Szkolne próżniactwo i inne takie

Co za dzień...Znowu polazłam dzisiaj do szkoły na darmo. Dziś był, a raczej powinien być, mój powtarzany przedmiot. Nie mam kontaktu do nikogo z tej grupy, więc wieści do mnie nie docierają. Przychodzę dzisiaj do szkoły, pusto. Pytam wszystkowiedzącego portiera, a on mówi, że "w ogóle nie ma dziś w planie pani dr X". Czekałam jak idiotka z 10 minut, okazało się, że kobieta nie przyjedzie. I dawaj z powrotem do domu... Miałam dość. Fataliza, jak powiedziałaby dyrektorka mojego LO, która uczyła mnie też przez jakiś czas polskiego...
Znowu przechodziłam dziś obok gazety i znowu nie weszłam. Zniechęca mnie to, że nie wiem, co mam powiedzieć, nie znam szczegółów tej stażowej akcji, bo np. na stronie szkoły zwyczajnie ich nie ma. Pójdę, i co powiem? "Dzień dobry, ja coś przeczytałam o stażu, ale nie wiem, co zrobić dalej z tą informacją"? Nieeee, to żenujące i dziecinne. Chyba to odsunę w czasie.
Gadałam dzisiaj przez telefon z kuzynką D. Zadzwoniła do mnie, bo wczoraj czegoś od niej chciałam, a ona się nie odezwała. Mówiła, że mam przyjść w odwiedziny, a ja zadałam sobie krótkie pytanie: "po co? O czym mam z nią gadać?". Coraz bardziej alienuję się od ludzi, i tak to jest. Stwierdziłam, że nie chcę do niej iść, bo ona ma większość rzeczy, o których marzę, i byłoby mi przykro. Nie mogłam jej jednak tego powiedzieć. Zresztą, ponawiam pytanie: "o czym mam z nią gadać?". O tym, że mamuśka ma migrenę tydzień w tydzień i w związku z tym wszystko jest do chrzanu? O tym, że ojciec być może gorzej się czuje i jest głuchy na wszystkie apele, że zamiast się ratować, ciągnie się na dno? Czy może o tym, że każdy dzień zamiast miłym "hello the world!" witam pesymistycznym: "po co mam dziś wstać? Żeby iść do beznadziejnej szkoły? Żeby po powrocie odrealniać się-jak ostatnio zarzuciła mi mamuśka-w necie?". I tak dalej. Ale jak tu się nie odrealniać, kiedy życie jest podłe i zbyt beznadziejne, by się w nim taplać?...
Jedyne, co mnie pociesza, to to, że jutro zamiast na 8.00, idę na 11.30. Może jakoś przetrzymam do tej 16.30, choć z powodu słuchowiska może być jutro nieco "hectic day". Ale...dziś nie wyrokuję, pożyjemy, zobaczymy. Jak ze wszystkim...

środa, 21 listopada 2012

Chojrak, sentymentalistka, pani prezes

Dziękuję Wam z całego serca za wsparcie po wczorajszym poście. Cholera, naprawdę, kiedy już o Nim zapomnę, to On zawsze wraca, zawsze pojawia się jakaś wzmianka od ojca w stylu "widzałem Go tu i tu". Nie wiem, po co mi to, bo sprawia mi to przykrość. Kiedy jednak mówię, żeby na przyszłość oszczędzić mi takich informacji, nikt mnie nie słucha i i tak mówią. Mówią, jakby nic się nie stało, jakby myśleli, że już zapomniałam, jakby oni już zapomnieli o tym, że im o tym powiedziałam, a właściwie wypłakałam, wywrzeszczałam. Tamtego dnia zachowali się kompletnie idiotycznie, zostawili mnie z tym samą, a mamuśka to nawet wyśmiała... I znów o tym piszę, znów poświęcam temu czas, zamiast zapomnieć, pogrzebać to na cmentarzu pamięci. Nie, ja znów robię "ekshumację". Po części nieświadomie, po części chyba trochę chcę pielęgnować w sobie to wspomnienie... Ciężko mi z tym. Ale dziś oczywiście jest mi lepiej.
Tyle o sentymentalistce. Tak, chojrakiem(tchórzliwym...psem może nie, ale innym stworzeniem na pewno) też jestem. Znów dziś mijałam tę redakcję, znowu stchórzyłam i nie weszłam. Uznałam, że najpierw napiszę mail, ale do takiej prowincjonalnej gazety kontaktu nigdzie nie ma. Wszystko przemawia za tym, by jednak tam iść. Przemyślę strategię i muszę tam w końcu wparować.
Ogólnie to nawet nienajgorszy dzień dzisiaj jest, pomijając jeden szczegół. Angielski był nawet sympatyczny, OK i śmieszny. Zrobiłam swoją prezentację(choć stwierdzam, że mogłam to zrobić inaczej, ale z moim perfekcjonistycznym podejściem zawsze długo rozpamiętuję nawet drobne rzeczy, które zawsze mogłam zrobić inaczej). No i facet od angielskiego zaczął sypać nam pomysłami na prace dla nas-ja mam założyć internetową telewizję o speedway'u, a np. B., który mówił o jakimś internetowym serialu, sam robić takowy. Tak, super. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić...
Dostałam paczkę ze swoim szalonym M&M's-owym zamówieniem. Po pierwsze-rozczarowanie-te paczki są takie małe(to jest ten szczegół, o którym pisałam)? Absolutnie nie mogłam sobie zwizualizować ich rozmiaru, i teraz mam. Ale oczywiście przyznaję, że warto było. Pretzel-pyszne. Coconut-pyszne. Mięta-moje odkrycie!!! I tu jest problem, bo o ile pozostałe są dostępne, to mięta jest wybitnie zagraniczna... Nie wiem, co teraz zrobię:) Jedynie Peanut Butter odłożyłam sobie w czasie, tj. do jutra:) Ech, ja...
Jak widać, dużo się dziś dzieje (choć nie zawsze dobrze). Tak, to fajnie, bo nudy to ja nie znoszę. Rozmaite wcielenia też lubię. Dziś poznaliście moje kolejne - chojraka, sentymentalistki i Przyszłej Potencjalnej Pani Prezes Własnej Telewizji Internetowej RBS.TV (Round' bout Speedway TV). Które z wcieleń wybieracie:)?

wtorek, 20 listopada 2012

Czarność dnia 2

Dziś nie ma dla mnie litości. Jakby mało mi było tych smutków, płaczu etc., znowu dowiedziałam się czegoś, co powinno zostać z dala ode mnie. Ojciec powiedział, że wczoraj będąc w pracy, spotkał... tak, mężczyznę, o którym chcę zapomnieć. Tak, M. Tak, tego samego, starszego o 14 lat M. Jak zwykle przydarzyło się to jemu, a nie np. mnie:( I jak zwykle ojciec poskąpił informacji. Wiem tylko tyle, że wrócił z Anglii, że pracuje w tej samej firmie, co kiedyś, więcej nic. Tylko tyle i aż tyle. Tylko tyle, bo chciałabym więcej, ale aż tyle, bo to lepsze niż niewiedza. Tylko że nawet ta wiedza przyprawia o rozmyślania... I jest mi smutno. Jest mi siebie żal, że jestem sama, że nikt mnie nie kocha, że nie mam faceta, i muszę żyć iluzjami z przeszłości. Nie będę płakać, bo już nie dam rady. Za bardzo bolą mnie oczy. Szczypią. Ale na wpadnięcie w czarną dziurę myślenia, rozpaczy etc., sobie pozwolę. To będzie moja wewnętrzna żałoba. Nic mi nie wolno, więc choć to zachowam dla siebie, przed emocjonalnymi pazurami mamuśki, która szczędzi mi prawa do jakiegokolwiek smutku... Chociaż to.

Pieniądze i "nic pewnego"

Dlaczego zdaniem, które muszę ostatnio wypowiadać najczęściej, jest: "Mam dość!"? Hmm, może po prostu dlatego, że mam takie życie, jakie mam, i muszę mieć wszystkiego dosyć. Po wczorajszym wzlocie myśli o stażu dziś się za to ganię, że "jak ja w ogóle mogłam tak pomyśleć! To się nie uda!". Przecież mi nic nie może się udać... Nie w tym życiu, nie z tym charakterem, nie w tym domu. Znowu dziś zaliczyłam sesję płaczu, to ostatnio mój jedyny sposób radzenia sobie z dołem czy beznadziejną sytuacją. Inaczej nie umiem. Żałosne.
Przyczyna tego wszystkiego? Zaczęło się prozaicznie...Wczoraj ojciec robił przelew za moje M&M'sy(tak, odważyłam się i je zamówiłam, wiem, że są już w drodze, bo dostałam potwierdzenie). Moja przesyłka kosztowała 39 zł, wiedziałam, że na koncie mam znacznie, znacznie więcej. Dziś zaglądam, a tu 22 złote! Okazało się, że ojciec przelał sobie z mojego konta na swoje 200 złotych, zupełnie bez mojej wiedzy i nie wiadomo na co. Zaraz awantura przez telefon(no bo co to, rządzi się moimi pieniędzmi?), zwłaszcza, że AKURAT WŁAŚNIE POTRZEBOWAŁAM TYCH PIENIĘDZY. Nawet nic mi o tym nie powiedział, o spytaniu o zgodę nie mówię. I jak tu mieć dobry humor, gdy wszyscy mnie wykorzystują i nic w tym życiu nie zależy ode mnie, nawet jeśli mnie dotyczy? No właśnie, nie da się.
Doszłam do wniosku, że mnie to już nic miłego w tym życiu nie spotyka. Tak, taka jest prawda. Mnie spotykają co najwyżej przykrości. Na rzeczy miłe liczyć nie mogę...
Przy okazji zaczęłam się dzisiaj zastanawiać, po co mi te studia i kto na nich jest. Koleżanka K. odbierała poprawiony tekst swojego podrozdziału pracy. To może miła dziewczyna, może poczciwa, ale zależy jej raczej na urodzie, plus nie grzeszy inteligencją. Gdyby na nasze studia były egzaminy wstępne, nie zdałaby ich. Odebrała i pokazuje mi: "Co ja mam tu tyle podkreśleń?". A miała, tekst był niebieski od długopisu promotora. Błąd ortograficzny, stylistyczny, jeden na drugim. I taki ktoś ma być magistrem? Ten system musi się w końcu zawalić.
Na koniec-miła scena. Wracam ze szkoły, mijam redakcję jednej z gazet spośród tych, w których mogłabym mieć staż. Akurat dwie panie stały w drzwiach, gadały z trzecią, widocznie na macierzyńskim, która wpadła pokazać malucha albo w odwiedziny. Drzwi były kusząco otwarte, mogłam tam z marszu wejść i zapytać, ale...przestraszyłam się? Chyba. W każdym razie nie weszłam, choć mnie korciło. W końcu te otwarte drzwi niemal mnie zapraszały... Może zrobię to w przyszłości, choć to nic pewnego. Jak to w moim życiu.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Człowiek, który wie wszystko...i staż

Czy spotkaliście kiedyś człowieka, który mimo że na niczym się nie zna, zabiera głos w niemal każdej sprawie? Pewnie tak, bo Polska jest narodem lekarzy bez wykształcenia medycznego, specjalistów od pogody, którzy nie rozumieją oglądanej prognozy, i specjalistów od polityki, którzy potrafią tylko narzekać... Ja spotykam takiego kogoś szczególnie często, bo mieszkam z taką osobą. Przedstawicielem tego "gatunu" jest mój szanowny tatuś. Całą swoją wiedzę o świecie czerpie z Discovery i Planete i potem zawsze "szpanuje" tym, co usłyszał...Wydaje mu się, że dzięki temu wie już wszystko, co o świecie wiedzieć się powinno. Zwariować można. Wypowiada się nawet na tematy, o których ja, osoba będąca prawie po studiach(byle jakich, ale zawsze)nie mam pojęcia, a co dopiero on...Albo na tematy, z którymi nie miał styczności, ale musi coś powiedzieć, bo to oczywiście typ, który nigdy się nie przyzna, że "nie wie", "nie ma pojęcia". Nie. Takich słów nie ma w jego słowniku. On wie wszystko. Zawsze. Na każdy temat.
Wczoraj miał między nami miejsce taki oto dialog:
Ja:- Ciekawe, co tam będzie w transferach w naszej drużynie przed tą ekstraligą.
Ojciec:-Jakbyś nadal pracowała w gazecie, to byś wiedziała. Przedzwoniłabyś do prezesa, to coś by powiedział.
Mimo że już od prawie 10 miesięcy nie mam romansu z tą gazetą, on wciąż mi to wypomina. Zachowuje się tak, jakbym będąc aktorką odrzuciła propozycję z Hollywood, albo jakbym miała zostać drugą Charlie Webster i ot tak, dla fanaberii, zrezygnowała z tego. A to była tylko ta mierna gazeta, która nie dba o zawartość merytoryczną, interpunkcję i tak dalej, a płaci tyle, że moje pseudowywiady się nie opłacały, bo więcej wydawałam na telefon, by się umówić, paliwo, by dojechać czy prąd, by zrobić to przez mail. Zresztą trochę tam jednak byłam, w CV wpisać sobie mogę i mogę pokazać gazetę ze swoim nazwiskiem, a to jednak coś. On jednak wie lepiej. Mogłam tam "zostać", bo pewnie za jakiś czas dostałabym "awans"...Ciekawe, skąd to wie. Szkoda, że nie zauważył, ile nerwów kosztuje mnie czekanie, aż X czy Y łaskawie odbierze telefon, odpisze na mail, łaskawie autoryzuje wypowiedź. A z tym bywało ciężko, jak to z wiecznie zajętymi przedstawicielami speedway-nacji. Nie, dla niego to tylko frajda kontaktu, że mam okazję ich poznać itd. Pal sześć, że nic ciekawego(jakkolwiek to rozumieć)z tego nie wyniknęło, ale on wie swoje, choć nigdy nie spędził na tym nawet 5 minut.
Przykład drugi: marudziłam ostatnio, że to słuchowisko, że nie wiem, jak się zabrać, że nie mam pomyslu. Ojczulek, choć nie wie, o co chodzi, a nawet nie wie, z czym się je mój przedmiot, daje mi rzecz jasna miliardy rad i pomysłów-co jeden, to głupszy...
Oczywiście, zawsze kończy się tak, że go nie słucham i robię po swojemu, ale czy mi są potrzebne te nerwy? Nie sądzę.
Dziś...Logowałam się do swojego USOS-a i zobaczyłam ogłoszenie o stażach. Była to ogólna nawijka, że staże, że w styczniu, że to i tamto, plus lista miejsc, w których można je odbywać. Z mojego miasta były głównie szkoły, ale też trzy gazety i zaczęłam się zastanawiać, czy się nie zgłosić. Doświadczenia i kasa zawsze u mnie mile widziane. Zastanawia mnie tylko, że nie było tam żadnej informacji typu: "zgłoś się do tej i tej osoby z uczelni" albo "zgłoś się do tej instytucji". Czy może ktoś z Was wie, co się robi w takiej sytuacji? Trzeba się przejść do tej instytucji i tam podpytywać? Czy wystarczy zadzwonić i zapytać? Jeśli wiecie coś, co może mi się przydać, proszę o pomoc! Chciałabym spróbować, a nie chcę, by okazja przeszła mi koło nosa:) Wielkie dzięki za wszelką pomoc.

niedziela, 18 listopada 2012

A w niedzielę...vol.2,czyli M&M's-owe przypadki

Prezentacja trochę ogarnięta-mam jakieś materiały, teraz muszę to poskładać. Słuchowiska nadal nie ogarniam, ale co tam. Pomyślę o tym, jak się uporam z prezentacją, czyli jutro...Ufff. Widać, że jestem na takich studiach, na jakich jestem, bo już mały i rzadki nawał roboty męczy mnie i przeraża. Co to by było, gdybym była na prawdziwych studiach...
Jeszcze tego o mnie nie wiecie, bo starałam się ukryć ten fakt, ale muszę to wreszcie z siebie wyrzucić. Mam na imię Ada...i jestem M&M's addict. Do tej pory wystarczyły mi nasze, polskie, zwykłe w żółtym opakowaniu("orzeszek":)), ale od kiedy byłam w naszym lokalnym markecie i odkryłam importowane pyszności:ALMOND, COCONUT, PEANUT BUTTER i PRETZEL, straciłam głowę. Niestety, kosztują 29,99 PLN, więc mamuśka wybiła mi z głowy ten zakup, bo oczywiście chciałam spróbować wszystkich. Jak to jednak bywa w życiu, z pomocą przyszedł mi przypadek. Mamuśka kupiła dziś gazetę "Elle", która średnio mnie zainteresowała(za dużo ciuchów i kosmetyków, czyli nic ciekawego dla mnie), ale za to była reklama strony www.cosslodkiego.com.pl.
Wchodzę, a tam moje wymarzone pyszności...wprawdzie w mniejszych paczkach, ale za to w sympatyczniejszych cenach, i dodatek-M&M's miętowe! A ja kocham miętowe rzeczy...Męczę więc teraz starych, może zmiękną i dostanę na Mikołaja:) Tak, wiem, to brzmi dziwnie, że ekscytuję się takimi rzeczami, ale w moim nudnym i raczej pozbawionym przyjemności życiu każda okazja do ekscytacji jest dobra, zwłaszcza poza sezonem żużlowym, gdy poziom życiowych emocji=0.
Czytam to, co napisałam, i się trwożę. O czym ja piszę? I czym się nakręcam? W najbliższej przyszłości postaram się stworzyć bardziej konstruktywny post, obiecuję:)
Miłego wieczoru.

A w niedzielę...

Wczoraj nie robiłam kompletnie nic, nie chciało mi się po piątkowej sesji szkolnej. Niestety, to oznacza, że dziś mam dużo pracy. Prezentacja na wtorek sama się nie zrobi, a kumpela, z którą robię tę prezentację, zarzuciła mnie tylko linkami, więc i tak pewnie wszystko zrobię sama. Życie.
Oprócz tego muszę czytać książkę, która pomoże mi zrozumieć, o czym ma być moje słuchowisko. Nie chce mi się. Już nic mi się nie chce. Jest listopad, a ja mam dość szkoły. Praca leży odłogiem, zbytnio jestem zajęta bieżącymi sprawami. Ciągle czegoś od nas chcą...A kiedy mam jechać do archiwum w Bydgoszczy, jak chciałby mój promotor? Masakra. Jest na to jakaś recepta? Czuję, że potrzebny mi:a)odpoczynek, b)jakaś odskocznia od codzienności, zmiana otoczenia...Tylko jak to zrobić? Bo już zaczynam świrować z tego wszystkiego.
Nie jest ze mną dobrze. Nadal nie mogę wrócić do zdrowia, i to chyba przez to zrobiłam dziś mały event. Biorę do ręki program TV i mówię:
-Jaki tam żużel dzisiaj zapodają? Aha, Gdańsk z Wrocławiem...
Po części miał to być(mało śmieszny?) żart, a po części naprawdę chciałam, by tak było... Chyba definitywnie potrzebny mi czas na wypoczynek i prawdziwe dojście do zdrowia plus odskocznia od rutyny, bo zwariuję...

sobota, 17 listopada 2012

"Całkiem elitarna"? Dobre sobie...

Może ten wpis będzie dziwny, ale...Zaczęłam sobie myśleć, że ja jestem dziwna. Kiedy przychodzi na mnie faza zauroczenia jakimś sportowcem(bo przecież nie tylko speddway riders to się tyczy, czego dowodem jest faza najnowsza), myślę sobie, że jestem w tym jakaś odosobniona, że mało kto myśli tak, jak ja...Tak było np.z Fredsterem, tak było z Darcym, tak było z Raikkonenem i tak dalej...A potem wystarczyła jedna wizyta na(jeszcze wówczas) Fredziowym twitterze czy Sportowych Faktach pod artykułami związanymi z Darcym, żeby zweryfikować ten pogląd... Kiedyś mało nie zemdlałam, widząc te wszystkie twitterowe wpisy od "Jenny23Wolverhampton"(nick absolutnie wymyślony) albo innych takich... Nic w tym oryginalnego, wychodzi po prostu na to, że panowie są fajni...i nic w tym nadzwyczajnego. Albo ja, która chorobliwie podkreślam swoją małość, uważam, że taka jestem wyjątkowa i jedyna(a chciałabym, podczas gdy tak nie jest). Już sama nie wiem, co gorsze:)
Ciekawe, kiedy przyjdzie mi faza na kogoś nowego...

piątek, 16 listopada 2012

Suck it up, I'm back

Hej. Wybaczcie, że mnie nie było, ale miałam urwanie głowy w szkole. Od środy nie robiłam nic innego, tylko oglądałam programy Kuby Wojewódzkiego, bo pewna nadambitna pani doktor we wtorek dała mi zadanie obejrzenia ok.20 programów do piątku, a przecież miałam jeszcze inne zajęcia...Mam dosyć. I jeszcze okazało się, że oglądałam niepotrzebne, bo przy tak małej ilości czasu moja prezentacja na ww.temat nie mogła się udać...
Udało mi się za to zdać kolokwium z mojego powtarzanego przedmiotu. Nie uczyłam się za dużo, ale też nie były to trudne rzeczy. 5- wpadło i trzeba się cieszyć.
Dzisiaj miałam i mam "hectic day", ale nie będę się rozpisywać. Dość, jeśli powiem, że tkwiłam w szkole od 8.00 do 17.50 i miałam: kartkówkę z niemieckiego, tę nieudaną prezentację i głupie warsztaty z rysunków(na szczęście ostatnie)...A gdy wróciłam, powitała mnie mamuśka z migreną. Bosko.
Przyszły tydzień też zapowiada się tak sobie:na wtorek prezentacja, na środę prezentacja, a na piątek...słuchowisko do zrobienia. Nie wiem, jak się za to zabrać, zwłaszcza, że prowadzący powiedział nam z tygodnia na tydzień, że mamy je zrobić, i dał zero instrukcji. Nie wiem, co to będzie...
Ale dziś jest piątek i nie myślę już o tym. Jutro też odpoczywam, zabiorę się za to w niedzielę...
Przepraszam za mało konstruktywny wpis, ale postanowiłam dać znać, że jestem. A teraz lecę Was poodwiedzać i odpowiedzieć na komentarze. Bye!
PS. Piosenka na dziś-Bang Tango "Suck it up". Usłyszałam rano jadąc do szkoły i choć nie jest w moim guście, jednak jakoś mi się spodobała...

niedziela, 11 listopada 2012

Akcja "kot". Mamy mistrza.

No i rozstrzygnęły się losy tego, kto będzie żużlowym IMŚJ 2012. Oczywiście nie śledziłam nocnych(dla Polaków)jazd w Argentynie, wyniki sprawdziłam rano. I co?Wygrał "lepszy" wariant, tj. mistrzem został MJJ, choć ostatni event wygrał Janowski. No i Jensen miał szczęście, o jego mistrzostwie zdecydował...punkt przewagi nad Janowskim w klasyfikacji generalnej. To się nazywa mieć szczęście.
Ale oprócz tej radości dzisiejszy dzień to także nerwy i złość. Mamuśka podczas spaceru z psem zauważyła małego kota pałętającego się koło domów. Jak przystało na współczesne kobiece wcielenie świętego Franciszka, które nie może przejść obojętnie obok żadnego bezdomnego zwierzaka, chciała wziąć go do domu, by przeżył u nas noc, a jutro zawieźć do schroniska. Dała mu jeść i wszystko było na dobrej drodze do ratunku dla Drobiny(ponoć nie mającej nawet-przynajmniej na wygląd-2 miesięcy),gdyby nie to, że przyszedł ojciec. Schwycił malucha trochę z zaskoczenia, więc został pogryziony i podrapany. Rozumiem, że kot może być dziki i tak zareagować, a ojciec też źle zrobił...W każdym razie z jego pogryzienia zrobiła się mała afera, mamuśka zaordynowała, że ojciec ma jechać na pogotowie(w końcu nie wiadomo, czy Drobina-choć ponoć prześliczna, czarna z białymi skarpetkami i puchata-nie ma np. wścieklizny), a on swoje, że nie chce jechać. No i afera na 200 fajerek połączona z kłótnią gotowa. Nawet takie rzeczy nie mogą przebiec w naszym domu normalnie...
Mam pytanie-co robicie w niedzielne popołudnia, żeby się nie nudzić?Przy założeniu, że nie musicie się uczyć czy przygotowywać czegoś do pracy. Macie absolutnie wolne niedzielne popołudnie, i co wtedy robicie?Ja dziś wybitnie "świerknę" z nudów i zastanawiam się, jak radzą sobie z tym inni. Poproszę o jakieś porady:)Internet odpada, i tak go już a dużo w ciągu mojego dnia, telewizji nie lubię oglądać(szczególnie, gdy nie pokazuje żużla), książek ciekawych brak, zresztą trochę nie chce mi się czytać...Co jeszcze można robić w nudne, niedzielne popołudnie?

sobota, 10 listopada 2012

(Nie)łatwe pytania

Wczoraj w "Wyborczej" ukazał się ciekawy reportaż. Kilkudziesięciu osobom płci obojga, w wieku od 6 do niemal 90 lat, reprezentujących różne zawody, poglądy, miasta etc., kazano zastanowić się nad fundamentalnymi pytaniami ich życia-tym, co ich zastanawia, czego chcieliby się dowiedzieć. Ciekawy pomysł, bo przekrój był ogromny-od pytań o śmierć, przez te o przyszłość, po całkiem banalne(10-latki: "Kiedy mama pozwoli mi założyć bloga?"-dobre. Ja go nigdy nie zadałam, porządziłam się sama). Przy okazji tego wszystkiego można się co nieco zastanowić. Gdybym ja miała wybrać...Nie, jedno to zdecydowanie za mało. W każdej z kategorii-fundamentalne, codzienne itp.-miałabym ich co najmniej kilka...a może i kilkanaście.
Fundamentalne:
1.Dlaczego nie udaje się wprowadzić w życie idei anarchii?
2.Dlaczego ludzie wierzą w Boga, którego nie widać, a w wiele istniejących i namacalnych rzeczy nie potrafią?
3.Po co w ogóle żyjemy, skoro wielu ludzi nigdy nie zaznaje szczęścia?
4.Po co być dobrym, skoro wiele razy to dobro wcale do nas nie wraca?
5.Po co mieć przyjaciół?
6.Dlaczego ludzie nie szanują zwierząt?
Codzienne:
1.Dlaczego mam takiego pecha w życiu?
2.Czy kiedykolwiek będę szczęśliwie zakochana?
3.Dlaczego ci, do których ja coś czuję(mam na myśli sprawy sercowe) nie czują tego samego do mnie?
4.Dlaczego brnę w moje życie w takim kształcie, zamiast coś zmieniać, bo go nie znoszę?
5.Po co chodzę do szkoły, skoro nic z tego nie będę miała?

I tak dalej, i tak dalej. Pytania te mogłabym mnożyć i mnożyć, bo właściwie każdy aspekt swojego parszywego życia mogłabym rozebrać na czynniki pierwsze. Dam sobie jednak spokój, bo nikt mi nie odpowie. Zresztą to wszystko jest chyba zbyt smutne i zbyt trudne jak na mój ograniczony umysł.
A Wy? Gdybyście mieli zadać sobie takie pytania, co by to były za pytania? Nie pytam, czy zadajecie sobie takie pytania na codzień, bo takich rzeczy się raczej nie robi...Chyba, że ktoś mnie zaskoczy. Co o tym myślicie?

piątek, 9 listopada 2012

Plany i nadzieje

Znowu zdezerterowałam ze szkoły, ale naprawdę, nie chciałoby mi się czekać od 14.45 do 16.45. Na szczęście za tydzień ta męczarnia dobiega końca.
Ogólnie mam dzisiaj stan wielkiej fazy złości na szkołę i ludzi. Na szkołę, bo:
a)facet kazał nam robić ankietę wyborczą, choć absolutnie nie mamy o tym pojęcia
b)inny wykładowca ubzdurał sobie, że w ramach zaliczenia głupiej Semiotyki Multimediów zrobimy filmik i słuchowisko radiowe. Jak, skoro nie mamy odpowiedniego sprzętu plus nie mamy pojęcia o czymś takim? No i jeszcze mamy pisać scenariusz i go pokazać...Przecież nikt nie uczył nas pisania scenariuszy! Ta nasza szkoła, a także wymagania wykładowców względem nas są z kosmosu. Naprawdę.
Była też złość na ludzi. W naszej słynnej przerwie o 9.45 siedziałam z dziewczynami w hallu(milszego miejsca brak) i toczyła się  ciekawa dysputa. Nagle zeszła na plany na przyszłość. I się załamałam. Daria po skończeniu studiów chce jechać ze swoim chłopakiem do Anglii(i jest bliska dokonania tego), Ewelina snuje plany o wyjeździe z narzeczonym do Norwegii i kredycie na mieszkanie. Gośka zapędza się dalej, marzy jej się Nowy Jork. A ja co? Ja jak zwykle nic. Ja zgniję pewnie w moim beznadziejnym mieście, choć rwę się na świat. I gdzie tu jest sprawiedliwość? Nie mam podstaw,by snuć jakiekolwiek plany. Nie mam chętnej do przygarnięcia mnie rodziny za granicą, która ułatwiłaby mi start. Nie mam drugiej połowy, z którą łatwiej byłoby coś planować i realizować. Nie mam niczego.
I nie wierzę w tę wyssaną z palca pseudoprawdę życiową, że "nasze życie nie jest lepsze, ani gorsze od innych, jest po prostu inne". To bujda. Moje jest tylko gorsze. I nie jest to jakieś załamanie czy gorszy dzień. Zawsze tak uważałam, i uważać będę.
PS. Jedyne, co mnie choć trochę raduje w tym życiu, to mój szablon:) Jest piękny, dziś też tak uważam, nawet bardziej:) Jeszcze raz dziękuję koleżance B.za wspaniałą robotę(choć pewnie zabrałam nieco czasu...). To zaskakujące, jak można na odległość trafić w gust osoby znanej tylko z pisania... To niesamowite! Jestem naprawdę zachwycona.

czwartek, 8 listopada 2012

Wczoraj,dzisiaj i jutro.No i szablon.

Wczoraj...Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów oglądałam piłkarską Ligę Mistrzów(mecz Celticku z Barceloną)...i nie żałuję:)Ojciec wieszczył,że "Barca wygra tak z 3:0", a tu suprise. 2:1 dla Szkotów! Fantastycznie. Czasem warto wierzyć w cuda, bo nawet się zdarzają.
Co za dzień...Poszłam na zajęcia(te,które powtarzam), a tam kolokwium. Rzadka rzecz w naszej szkole, ale przynajmniej zapowiedziana, więc coś nie coś się uczyłam. Ale chyba za mało, bo jedną z fukcji mowy nazwałam inaczej, niż powinnam, i mogę przez to nie zaliczyć. Ale o tym dowiem się za tydzień. Co tam!
Jutro...O jutrze wolę nie myśleć. Niby przerwy, niby to, niby tamto, ale 8.00 do 18.15 średnio mi odpowiada...Może zdezerteruję o 14.45:) Zobaczymy.
Nie jest dobrze. Miałam się oprzeć Fejsubukomanii,a siedziałam tam dzisiaj i: a)klikałam jak opętana "Lubię to!", b)dałam się wciągnąć epickiej grze Candy Crush Saga. Koniec świata...
A cóż ciekawego "zalajkowałam"? Póki co: "Unibax Toruń"-"Lubię to!". "Start Gniezno-Lubię to!". "Darcy-Lubię to!". Ale najbardziej runęłam, kiedy znalazłam profil...anarchii. Też zalajkowałam, a co tam. Trochę to dziwnie wygląda, bo szanujący się anarchista nigdy nie założyłby konta na Fejsie, ale może są anarchiści XXI wieku, którzy to robią...
Z takiego profilu Facebookowego można się naprawdę dużo dowiedzieć... Ja na przykład dowiedziałam się, że "Szczęśliwa rodzina Unibaksu" powiększyła się już po raz drugi w tym roku. W marcu urodził się Max, synek Chrisa Holdera, teraz na świat przyszedł mały Sullivan o dziwnym imieniu. O ile to nie plotka, nazwali go...Kobe. Kojarzy mi się z miastem w Japonii albo z Kobe Bryantem. Grunt to oryginalność. W każdym razie szczęśliwym rodzicom i maluchowi życzę wszystkiego dobrego.
Pewnie każdy, kto tu wchodzi, zauważy nowy szablon. Jest on dziełem koleżanki Bobik i jestem naprawdę dumna z efektu jej pracy. Uważam, że teraz o wiele bardziej oddaje moją osobowość:) Nawet te optymistyczne kolory mi nie przeszkadzają. Ba, może przyczyni się to do zmiany mojego patrzenia na życie?... Zobaczymy.
Na razie życzę Wam miłego wieczoru, miłego dnia jutro, a sobie życzę, bym to jutro jakoś przetrwała. Bye!
PS.Piszcie, jak się Wam szablon podoba:)

środa, 7 listopada 2012

Nauki dzienne,czyli o Lotku,spotkaniach i ABBie

Co za dzień!Z jednej strony nie był zły,ale jakby na to nie patrzeć,było dzisiaj parę smutków,nieprzyjemności itd...Gemischt-jak to bywa.
Rozczarowanie nr 1 dnia-wczoraj rodzice i ja wnieśliśmy łącznie 8 zakładów lotka,w tym dwa Lotto Plus,i co?I nic.Jakaś jedna marna jedynka i dwójka.Nawet głupiej trójki człowiek nie trafił,nie mówiąc o szczęściu ludzi z Wrocławia,Sosnowca i Chojnic-mieć 17 milionów,a nie mieć...
Przychodzę do szkoły,a tam zastaje mnie news,że jest jakaś konferencja,na którą pójdziemy zamiast angielskiego.Poszliśmy,wynudziłam się jak cholera...Nie znoszę tych "konferencji".
Na wykładzie monograficznym głównie się wkurzyłam.Jego tematem jest edukacja w Europie i dziś w jego ramach obejrzeliśmy film o Szwecji.Temat fajny,bo bardzo mnie to interesuje,ale...Wkurzył mnie ten film na maksa.Prowadzący zajęcia opowiadał nam różne rzeczy o Szwecji jak prawdy objawione(np.to,że opieka społeczna zabiera dzieci;to,że jest dużo homoseksualistów i wielu z nich adoptuje dzieci;to,że kobiety mogą byc księżmi,itd.).Ja to wszystko wiem już od dawna i generalnie się nudziłam...Plus musiałabym sprostować parę rzeczy,bo zostały podane w formie kłamliwego stereotypu...I na koniec-tu mówią w filmie o ważnych rzeczach,typu przemoc wobec dzieci,podejście do śmierci itd.,a jako przerywnik pojawia się ABBA i tymi swoimi masakrycznymi głosikami szczebioczą :Knowing me,knowing you".Masakra.Jaki związek jednego z drugim?
Były też wkurzenia osobowe.Przyszedłszy do szkoły,zauważyłam,że B.wrócił.Wreszcie,bo myślałam,że zostanie w tej swojej zasranej Szkocji już na zawsze.A może lepiej,żeby został.Myślałam,że nie widząc go ponad 5 miesięcy(no,prawie pół roku)chociaż się ucieszę,a tu nic...Nawet "cześć" nie powiedział,głupek...a ponoć taką jego dobrą koleżanką byłam.No właśnie,chyba BYŁAM,już nie JESTEM i nie zasługuję na to ubogie "cześć",o czymś więcej nie mówię.OK,zapamiętam to sobie.(Na maginesie:ciekawe,czy jeszcze jest z tą swoją pożal się Boże dziewczyną?Nie wiem i pewnie nieprędko się dowiem.But I don't care.)
Wkurzająca konfrontacja nr 2:wracając ze szkoły,spotkałam koleżankę M.,chodziła z nami na licencjat,teraz jest na kulturoznawstwie w Poznaniu.Jej minka,jej uśmiech i cały jej ogólny widok skutecznie zepsuły mi humor,tym bardziej,że nigdy jej nie lubiłam.Ciekawe,co tu robiła.
Nauki z dzisiejszego dnia:
a)nie warto liczyć na Lotka
b)konferencje w naszej szkole są do d***
c)w sprawie Szwecji nie dowiedziałam się nic nowego,ba-usłyszałam stek bzdur
d)faceci to świnie
e)kogo nie widzisz(tu chodzi mi o koleżankę M.),ten cię nie wkurza,a jak już zobaczysz tego kogoś,zły humor murowany.
Oby jutro był lepszy dzień...

wtorek, 6 listopada 2012

Small talk i maniana

Wczoraj odbyłam z mamuśką taką sobie ciekawą rozmowę.Tło:jest wieczór,podchodzę do regału z książkami,biorę do ręki tom encyklopedii i zaczynam wertować.Nie pamiętam,czy chciałam coś sprawdzić,ale nawet jeśli chciałam,to zapomniałam o tym.Trafiłam na hasło:"tumult toruński" i spontanicznie zapytałam mamuśkę,czy wie,co to było(a była to rzeź protestantów w Toruniu w 1724 roku,tak na marginesie).Mamuśka(z niespotykanym dla siebie poczuciem humoru):
-Tumult toruński jest wtedy,jak kibice wychodzą z albo idą grupą na Motoarenę.
Rozwaliła mnie ta odpowiedź.No,w tym roku to raczej nieaktualne,bo te garstki,które chodziły,nie wznieciły raczej żadnego tumultu.Ale OK,pośmiałam się,niech będzie.
Jestem zła,paskudna,niedobra.Mimo że miałam 10 dni wolnego,nie poszłam dzisiaj na zajęcia.Po pierwsze,nie miałam nic na dzisiejsze seminarium(a jakże)i nie wysłałam w przerwie promotorowi tego,co wysłać miałam(a jakże),więc wolałam się nie zjawiać.Oczywiście,przerąbane mam tak czy tak,ale lepiej to przerąbanie odłożyć w czasie.Po drugie,nie czułam się dzisiaj najlepiej.Jakaś taka osłabiona...Nie wiem,czy to po tej niedawnej chorobie,czy jak...Niestety,jutro już muszę iść,w czwartek i piątek też...a oczywiście mi się nie chce.Zero energii życiowej mimo nadprogramowej maniany.Nie chcę jutrzejszego powrotu do szarej rzeczywistości...

poniedziałek, 5 listopada 2012

Pandzia pyta,odpowiadam:)

Dostałam pytania od Pandzi,więc z chęcią odpowiem:)
1.Jak wyobrażasz sobie życie po śmierci?
Nijak,bo w nie nie wierzę.A poza tym ciężko mi się wczuć w temat.Po prostu.
2.Najgorsze i najlepsze wspomnienie?
O matko,dużo tego jest...Wybiorę po 1,ale będzie ciężko.
Najlepsze:kiedy wygrałam bilet na event,na którym mi bardzo zależało,a wiedziałam,że normalnie nikt mi go nie zafunduje.No i sam potem pobyt na tym evencie.Najgorsze:dużo.Związanych z domem.
3.Zakompleksiona,narcystyczna czy neutralna do swojego wyglądu?
Do narcyzmu nie mam podstaw,neutralna też nie mogę być.Jestem zakompleksiona,to fakt.Efekt tworzony od wielu,wielu lat.Jest o tyle źle,że staram się naj najrzadziej patrzeć w lustro.
4.Ideał kobiety?
Mam słabość do ludzi o skandynawskim typie urody-blond włosy,niebieskie oczy.Szczupła sylwetka.To tyczy się obu płci.
5.W trzech słowach o najważniejszych wartościach w życiu?
Uczciwość,rozsądek,sprawiedliwość.
6.Trzy rzeczy,na które zwracasz uwagę,poznając mężczyznę?
Oczy.Paznokcie.Uśmiech.
7.Trzy niezapomniane filmy?
Nie jestem maniaczką kina,ale na pewno "Pukając do nieba bram","Wiatr buszujący w jęczmieniu" i "Śniadanie na Plutonie".
8.Trzy niezapomniane piosenki?
Hmmm,piosenek słucham wiele...Na pewno "Let it be","All you need is love" i..."Faint" Linkin Park,o której nie zapomnę długo,bo przypomina miłe chwile mojego życia.
9.Trzy niezapomniane książki?
"Rok 1984","Zapiski oficera Armii Czerwonej","Duchy Belfastu".
10.Przyjaciel jest homoseksualistą,i co teraz?
Chyba nic.Nie robi mi to różnicy,chyba że delikwent(ka)ostentacyjnie okazuje swoją orientację albo zmienia partnerów jak rękawiczki i opowiada o tym.
11.Przyjaciółka miała aborcję,co ty na to?
Zabrzmi to może kontrowersyjnie,ale popieram aborcję,więc chyba nic bym nie powiedziała.Na pewno nie suszyłabym jej głowy,dlaczego to zrobiła albo że nie powinna.Jej sprawa.

Odwieczny dylemat i wątki arabskie

Odwieczny dylemat:książka czy film na jej podstawie?...Takie pytanie zadaje sobie każdy,kto lubi czytać i porównywać,albo komu tak podoba się książka,że chętnie zobaczyłby to samo na ekranie...Ale dla mnie odpowiedź jest prosta:książka.Kiedy ją czytam,mam swoje wyobrażenie tego,jak wyglądają główni bohaterowie itp.,które potem jest brutalnie weryfikowane przez film.Przekonałam się o tym wczoraj wieczorem,oglądając pierwszy odcinek miniserialu "Z kroniki kryminalnej".Fabuła bazuje na trzech z ośmiu książek Lizy Marklund.Książki czytałam i mniej lub bardziej mi się podobały.A film?Obejrzałam i zadawałam sobie pytanie:"WTF?".Nic mnie tak nie wkurza jak np.przeinaczenia,nawet jeśli są to drobiazgi w stylu:narzeczony głównej bohaterki w książce jest blondynem o niebieskich oczach,a w filmie szatynem o dość ciemnej karnacji.Do cholerki,czy tak trudno było w Szwecji znaleźć mężczyznę,który wyglądałby w sposób odpowiadający pierwowzorowi?Tak,wiem,może jestem czepialska,ale denerwuje mnie takie coś.
Nie wiem,czy to przez te drobiazgi,na których się skupiłam,czy to mój ortodoksyjny zmysł,ale niezbyt mi się ta produkcja podobała i nie wiem,czy obejrzę następne części.
Wątki arabskie...Wczoraj z nudów dosiadłam się do ojca,który oglądał F1,a konkretniej mówiąc,Grand Prix Abu Dhabi.Dawno nie oglądałam tej dyscypliny(m.in.ze względu na to,że mój ulubieniec opuścił ją na dwa sezony),więc z chęcią sobie przypomniałam.Dobrze wybrałam,bo...mój ulubieniec wygrał po raz pierwszy od bardzo dawna:)Może moje oglądanie przyniosło mu szczęście:)
Abstrahując od tej wygranej,oglądałam i szczęka mi opadła.Arabowie to jednak mają fantazję(i pieniądze!).Tak fajnego toru z tak zaaranżowanym otoczeniem nie widziałam dawno.Świetne było to podświetlenie w zmieniających się kolorach-mamuśce oczywiście najbardziej podobał się różowy wariant:)Mi generalnie podobało się wszystko,nawet sam kształt(ryba,przynajmniej tak ja to odczytałam)tegoż stadionu.Nie to co w Polsce-jakieś baseny narodowe i Motoarena z wadami.Nie mogliby Arabowie poinwestować trochę w polskie stadiony?Wtedy z pewnością nie byłoby się czego wstydzić...

niedziela, 4 listopada 2012

Liebster blog

http://zanetapotulna.blogspot.com/2012/11/liebster-blog.html
Zostałam nominowana,więc z chęcią odpowiem.
1.Masz jakieś przezwisko?Jeśli tak,to jakie i skąd się wzięło?
W szkole-nigdy nie miałam.Dopiero na studiach zostałam(nie tylko na swoim roku)"tą Adą,co lubi żużel i do której można się zwracać z np.pytaniami o tenże".Ale to chyba raczej etykietka...Moja kuzynka i jej facet mówią do mnie "Adela"(nie wiem,dlaczego),czego nie znoszę.A mamuśka nazywa mnie "Wikipedią"-bo najczęściej,gdy czegoś nie wie,ja jej odpowiadam:)Ach,no i jeszcze podczas rocznego epizodu z byciem starostą na studiach pewien kolega ciągle nazywał mnie "Szefowa":)
2.Chciałabyś coś zmienić w swoim życiu?Jeśli tak,to co?
Wszystko!Od miasta,w którym mieszkam,przez kraj,przez kierunek studiów,swój wygląd,status materialny,po stan cywilny(nie mówię zaraz o wyjściu za mąż,ale faceta mogłabym mieć).
3.Wierzysz w UFO?
Zdecydowanie nie!
4.Śpiewasz pod prysznicem?
Nie,ale czasem,idąc gdzieś,nucę jakąś piosenkę,która mi się "wkręci".
5.Na czyj koncert chciałabyś się udać?
The Exploited,Metalliki,The Offspring,Kasabiana,czyli moich ulubionych muzyków.
6.Widzisz na ulicy znaną osobę,co robisz?
To zależy,kto to jest.Jeżeli któryś z ulubionych piosenkarzy,to próbuję zatrzymać i prosić o autograf.Jeżeli ulubiony sportowiec-koniecznie domagam się wspólnego zdjęcia i autografu,plus staram się wydłużyć rozmowę do maksimum:)Aktorami się nie ekscytuję,więc raczej nic bym nie zrobiła.
7.Czego nie lubisz w swoim wyglądzie?
Wszystkiego poza wzrostem.
8.Co sprawia,że czujesz się szczęśliwa?
Wygrana ulubionej drużyny sportowej albo wyprawa do Torunia.
9.Czy wierzysz w koniec świata 21 grudnia 2012?
Teoretycznie nie,ale z obawą myślę o tym dniu,co może się wtedy stać.
10.Wymarzone miejsce na wakacje...
Londyn,atlantyckie wybrzeże Irlandii,no i oczywiście Australia.
11.Laptop czy komputer stacjonarny?
Zdecydowanie laptop.

Nominuję:
krainamarzenisnow.blogspot.com
kopnij-to.blogspot.com
pamietnik-cwaniary.blogspot.com
dwelm.blogspot.com
madlen-t.blogspot.com
kiciorowy-czad.blogspot.com
smallthingspleasemost.blogspot.com
infinitylnie.blogspot.com
Proszę Was o odpowiedzi na następujące pytania:
1.Gdybyś miała opisać się w trzech słowach,jakie słowa by to były?
2.Gdybyś wygrała milion dolarów,co byś z nim zrobiła?
3.Książka czy film na jej podstawie?
4.Płakałaś kiedyś,oglądając film?Jaki film to był?
5.Piosenka,która uspokaja Cię po złym dniu,to...
6.Aktor(polski lub zagraniczny,obojętne),z którym umówiłabyś się na randkę,to...
7.Gdybyś mogła przenieść się w czasie,do jakich czasów byś się przeniosła?
8.Znana postać z historii świata(branża obojętna),którą chciałabyś spotkać,to...
9.Co najczęściej Cię złości?
10.Jakich języków obcych chciałabyś się nauczyć perfect(oprócz tych najbardziej podstawowych-angielskiego i niemieckiego)?
11.Twoja ulubiona postać z kreskówki to...

sobota, 3 listopada 2012

"I want you back" i odpały

Bobik pisze post o odpałach,i to mnie chyba spotkało...Chyba już bardzo się nudzę/za dużo mam wolnego/wróciła do mnie choroba i mam gorączkę,bo z nudów...zrobiłam coś dziwnego.
W moim nowym telefonie miałam zajawkę pewnej gry.Tj.mogłam zagrać w 2-minutowe demo.Zagrałam z nudów,i choć nie jestem fanką gier,a ta spodobała mi się średnio...ściągnęłam sobie pełną wersję za całe 9 PLN.Odbiło mi.Ot,nuda.Teraz cały wieczór siedzę i pykam...Aż nawet mamuśka zauważyła,że się nie odzywam.No,może trochę tak jest:)Trzeba się ratować przed nudą,nieprawdaż?
Każdy,kto mnie zna,wie,że dni urodzin moich ulubionych żużlowców są świętem i dla mnie.Dziś obchodzi je Hans A.,więc świętuję i ja:)I myślę sobie,że byłoby miło,gdyby wrócił po tych 14 latach do drużyny z mojego miasta.Ale to jest chyba "too good to be true"...Mimo to moim hitem na dziś jest przeróbka The Offspring i ich piosenki "I want you bad".U mnie jest "I want you back".Odbiło mi,bo pewnie klub z mojego miasta w życiu by się na to nie zgodził,ale co tam!Pomarzyć można.

Salonowe perypetie

Właśnie wróciłam z salonu komórkowego.Takie sytuacje jak ta z "niespodziankami" w moim telefonie to coś,co uwielbiam.Czyhałam tam już w momencie otwarcia,żeby mieć pewność,że się dostanę,zanim zwalą się zwyczajowe hordy.
Starałam się być spokojna,zresztą rządziło mną bardziej zdziwienie niż jakaś złość.Przyciśnięty do muru pracownik(młodszy ode mnie,więc niespecjalnie mnie to wszystko dziwi)stwierdził,że "zdjęcia miały na celu sprawdzenie,jak działa aparat"(rozumiem),a filmik...próbował udawać,że nie wie,skąd się tam wziął,ale potem o dziwo mu się przypomniało-po tym,jak wycedziłam,że,kurde,nie po to będę im płacić prawie 120 złotych na miesiąc,żeby odwalali mi takie numery.Przeprosił(bardziej pro forma niż ze szczerej chęci),obiecał,że postara się o wymianę(choć-jak stwierdził-będzie trudno,bo znowu trzeba by zamawiać i czekać na telefon,zresztą nie mam pewności,co bym tam znalazła;no i chyba nie ma podstaw do wymiany,bo nie ma żadnych wad itd.,ale spróbuję powołać się na to,że coś mi w nim nie pasuje).W ramach odszkodowania dali mi pakiet na internet,ale mnie to nie satysfakcjonuje.Poszperam w tym od strony prawnej,zobaczę,co tą wymianą i...pożyjemy,zobaczymy.Pewne jest jedno-nieprędko podejmę decyzję o zostaniu u tego operatora.Moje nerwy zostały tak skołatane,że tylko jakaś powtórka żużla jest w stanie przywrócić mnie do równowagi...

piątek, 2 listopada 2012

Czym zaskoczy cię twój telefon?

Mimo że mam swój nowy telefon już od prawie tygodnia,ciągle coś mnie w nim zaskakuje.Nie chodzi tylko o nowe funkcje,ale i o...ślady-nazwijmy to tak-ludzkiej działalności.Czy uważacie,że telefony w salonie operatorskim po prostu sobie leżą?Ja chyba stwierdzę,że tak nie jest...
Wczoraj wieczorem bawiłam się z nudów swoim telefonem.Uruchomiłam menu "Galeria".Wchodzę,patrzę,a tam w podpunkcie "zdjęcia" widnieje cyfra 8.Najpierw pomyślałam,że to jakieś obrazki dodane przez producenta,ale szybko się okazało,że tak nie jest.Wchodzę,patrzę,a tam zdjęcia(robione nie moją oczywiście ręką)salonu-stojaka z gadżetami i innych takich...Jeszcze dziwniejsze rzeczy mogłam znaleźć w miejscu z plikami video.Najwidoczniej jakaś impreza,potem znowu salon...Zszokowałam się.Rozumiem,że musieli przetestować ten telefon,czy wszystko działa itd.,że leżał tam od bodajże wtorku do piątku,że obsłudze mogło się nudzić,ale...jak kupuję telefon,to chcę,żeby był NOWY!:)Mogli chociaż pousuwać te zdjęcia i filmiki.Oczywiście,zrobiłam to potem sama,ale zdziwienie zostało.
Widać wiele rzeczy na tym świecie może się zdarzyć i może zaskoczyć...także to:)Wobec faktu odkrycia zdjęć i filmiku nowe tapety,o których istnieniu nie miałam pojęcia,to po prostu małe miki...

czwartek, 1 listopada 2012

1 listopada...po prostu

Ten dzień jest taki,jak pogoda,którą mam za oknem-smętny,ponury i szary.No i jeszcze pada.Nawet pogoda się dostosowała.
Rodzice wybyli na cmentarze,ja ze względu na niedawną chorobę,a nawet całkiem aktualne jej resztki,plus tę pogodę-zostałam w domu.I tak sobie myślę i wspominam.
Tak się złożyło,że za mojej pamięci zmarły tylko dwie człokinie rodziny-moja babcia ze strony mamy i siostra babci.Reszta umarła na długo przed tym,zanim się urodziłam,lub gdy byłam bardzo mała.O wielu nawet nie wiem dokładnie,kim byli,z jakiego odłamu rodziny się wywodzili.Dlatego nie czuję z nimi związku i nawet nie odczuwam potrzeby ich odwiedzenia.Przepraszam,jeśli to jakoś obcesowo zabrzmiało.Po prostu taki mam charakter.
Jeśli nie wspominam babci i ciotki,to wspominam tych,którzy byli mi równie bliscy-tak,zmarłych związanych z moją ulubioną dyscypliną sportu.Wiele razy się zastanawiam,jak to możliwe,że w XXI wieku,erze dmuchanych band itd.,doszło do śmierci Arkadiusza Malingera-adepta ze szkółki w moim mieście(w sierpniu ubieglego roku)lub śmierci Lee Richardsona(czarny 13 maja).Przecież wszystko w kwestii bezpieczeństwa powinno iść do przodu,polepszać się,a tymczasem...
Wydelegowałam rodziców,aby zapalili w moim imieniu znicz dla Malingera-leży na tym samym cmentarzu,co moja rodzina,niedaleko nich nawet.Zrobili to.Ktoś musi o nim pamiętać,nie tylko rodzina.
Inni zawodnicy z mojego miasta,którzy również zginęli na torze-Marcin Rożak i Grzegorz Smoliński-niestety spoczywają na innym,oddalonym cmentarzu.Stwierdziłam,że poświęcę im swoją myśl,ale nie będę już wysyłac rodziny ze zniczami.Nie w tę pogodę,zresztą akurat nikt nam bliski tam nie leży.
W internecie pełno wspomnień znanych ludzi,którzy odeszli w minionym roku.Jakoś dużo zawsze tych nazwisk.I jakoś trudno mi sobie wyobrazić to,że i na mnie kiedyś przyjdzie ten ostateczny czas...