tag:blogger.com,1999:blog-7642534932466653242024-03-13T00:32:32.559+01:00Świat po mojemuAPhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.comBlogger626125tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-37452217786125123432017-04-22T15:27:00.000+02:002017-04-22T15:27:14.844+02:00Nie wiem, czy macie czekać...<div style="text-align: justify;">
Przyznam, w pierwszej chwili chciałam ten post zatytułować: "Nie czekajcie, ja nie wrócę", ale coś mnie powstrzymało. Nie wiem, czy macie czekać, nie wiem, co będzie dalej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Od czasu ostatniego wpisu, czyli od prawie dwóch miesięcy, zmieniło się u mnie niewiele. Zmianie uległo głównie to, że zaczął się sezon żużlowy, więc choćby te nieliczne odbyte do tej pory mecze pozwalają mi zapomnieć o rutynie i nudzie. Odbył się także jeden mecz w moim mieście-wygrany przez naszą drużynę-na który się wybrałam. Miałam też ponownie zacząć udzielać się jako klubowy wolontariusz, jednak muszę przyznać, że "nie kupuję" tego. Zmieniły się władze, zmieniła się osoba, która opiekowała się wolontariuszami, przez ten rok zmienił się też skład osobowy samej grupy-pewny osobom urodziły się na przykład dzieci i zrezygnowały...Dlatego też najprawdopodobniej nie będę tego kontynuować. Czarę goryczy przelały dwa fakty: przydzielenie mnie do gorszych niż poprzednio zadań oraz to, że spotkałam się osobiście z władzami i zaproponowałam swoją pomoc, nie zostałam zbyt przyjemnie potraktowana. Przyznam szczerze, takie zachowanie może podciąć skrzydła. Oczywiście, żałuję, szczególnie z powodu tego, że zawsze można to było wpisać do CV, ale...jeśli nic się nie składa, trudno tkwić cały czas w tej koleinie (że tak się posłużę slangiem żużlowym).</div>
<div style="text-align: justify;">
A jeśli już o CV mowa...Pracy nie znalazłam i powoli oswajam się z tym, że nic z tego nie będzie. Nawet założenie wątku w grupie "Praca X" (gdzie X to nazwa mojego miasta) na Facebooku niewiele pomogło. Ogłoszeń, które by mnie satysfakcjonowały, raczej brakuje. No cóż, nie można widać mieć wszystkiego. Przeszedł mi wprawdzie przez głowę pomysł założenia własnego portalu internetowego, ale nie wiem, czy takie rozwiązanie byłoby w moim przypadku dobre i czy okazałoby się WRESZCIE TYM WYMARZONYM ZAJĘCIEM...W tym aspekcie tkwię więc nadal w czarnej dziurze i mimo że widzę niebo, nie wiem, którędy z tej dziury wyjść. A nawet, jeśli już podeprę się jedną ręką, by wyjść, ziemia się osuwa i wpadam z powrotem.</div>
<div style="text-align: justify;">
No, nie będę smęcić, piszcie lepiej, co u Was! Buziaki.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com24tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-63508877736802101602017-03-01T16:28:00.000+01:002017-03-01T16:28:30.367+01:00Anwil Los Angeles, czyli mistrzowie marketingu<div style="text-align: justify;">
Teleturniej "Jeden z dziesięciu" oglądam i bardzo lubię od dawna. Zwłaszcza teraz, kiedy został ostatnim bastionem mądrej telewizyjnej, teleturniejowej rozrywki, np. w opozycji do głupawych obecnie jak nie wiem co "Milionerów". Bardzo lubię wyławiać absurdalne odpowiedzi uczestników, które...nie obchodzi mnie, czy są wynikiem tremy, czy też niewiedzy uczestników, ale są zabawne, bywa, że później bawią mnie jeszcze przez kilka dni. Wczoraj pulę zgarnęli pan, który twierdził, że topinambur to ryba, oraz-w końcu to temat mi bliski-że koszykarska drużyna Anwilu reprezentuje...Los Angeles:) Spodobało się to chyba nie tylko mnie. Ten błąd wychwycili specjaliści mediów społecznościowych rzeczonego Anwilu (tego naszego, z Włocławka, nie z LA) i prowadzą zakrojoną na szeroką skalę poszukiwania tego uczestnika, niejakiego pana Marcina. Został on za pośrednictwem Twittera zaproszony na mecz zespołu z Kujaw oraz otrzyma komplet gadżetów. To się nazywa pomysł, wypromować się na takiej zabawnej w sumie wpadce, i zyskać jakiś tam rozgłos:) W sumie, uczestnik miał cień racji, w końcu Włocławek leży blisko Torunia, który ja osobiście nazywam "polskim Los Angeles"...Kto wie, może tym samym zyskają nowego kibica? jedno jest pewne-rozgłos gwarantowany. Odzew pozytywny-jest. Wszystko, jak się należy. W końcu nie od dziś wiadomo, że pozytywny wizerunek to podstawa.</div>
<div style="text-align: justify;">
A Wam jak podoba się pomysł z całą akcją?</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-44625824868956655482017-02-22T17:32:00.002+01:002017-02-22T17:32:59.789+01:00Aaaa w karierze doradzę. Za, bagatelka, 1400 zł.<div style="text-align: justify;">
Po ostatniej porażce z próbą w gazecie oraz codziennym przeglądaniu portali i stron z ogłoszeniami (nie znajduję nic dla siebie), postanowiłam przestać szukać na ślepo. Postanowiłam oddać swój los w ręce profesjonalistów. Jest wiele takich osób w internecie, autorów specjalistycznych blogów czy osób, które zajmują się zawodowo doradzaniem innym w kwestiach zawodowych:) Znalazłszy jedną z takich stron, napisałam do jednej z kilku doradzających tam osób. Napisałam ogólnie: nie wiem, jak napisać CV, by odnieść sukces w nowej branży, a przy okazji może bym poprosiła o poradę, co mam ze sobą zrobić, bo nie wiem. Niestety, w takich celach muszę "tułać" się po obcych, ponieważ nikogo w rodzinie moje poszukiwania oraz dylematy nie obchodzą, a urząd pracy ma mnie w głębokim poważaniu. No i otrzymałam odpowiedź. Pan był gotów pomóc mi (doradzić co do branży, poprawić CV etc.) za-bagatelka-1400 zł za dwie sesje. A ja pisałam, że nie pracuję, i to już długo (w domyśle: nie mam takiej kasy). Szczęka opadła mi na podłogę i do tej pory ją zbieram. Nieźle się pan wycenił, nie uważacie? Czy może to ja przesadzam i to wcale nie jest taka wygórowana kwota?</div>
<div style="text-align: justify;">
Z innych wieści na pracowym froncie: rozstałam się z redakcją, dla której "pisałam" z doskoku to czy owo o żużlu od lipca ubiegłego roku. Stwierdziłam, że nie bawi mnie to już w takiej formie-to raz. Dwa, w takie coś można się "bawić", mając źródło dochodu, a ja go nie mam, więc po co łudzić się, że "może kiedyś zacznę na tym zarabiać"?...To pewnie nie nastąpiłoby nigdy, a ja jestem już na takie rzeczy po prostu za stara. Po trzecie primo:), w kwestii żużla wszystko lub prawie wszystko zostało już chyba powiedziane i napisane...Dlatego też na moim FB zaistniał wiekopomny wpis: <strong>"#konieczdziennikarstwem". </strong>To chyba jasny przekaz, nieprawdaż? Prawda jest jednak taka, że planu B nie mam., i nie wiem, co będzie dalej. Nie przejmuję się tym jednak, bo dość już zatruło mi to życia, za dużo łez wylałam na tym tle...Z drugiej strony, została czarna dziura. Sama już nie wiem. Dorosłość, ludzie. Bądź tu mądry i pisz wiersze...</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-51373703713010351652017-02-18T17:33:00.000+01:002017-02-22T17:48:37.772+01:00Parlez-vous speedway?<div style="text-align: justify;">
Nadejszła wiekopomna chwiła dla światowego żużla. Dziś swoje podwoje otworzyła nowa liga-francuska. Przydałaby mi się Bina z <a href="http://www.mojewywody.pl/" target="_blank">www.mojewywody.pl</a> : wszelkie wpisy na FB dotyczące tego ważnego wydarzenia są po francusku:/ Liga ta zaczyna dzisiaj swoje zmagania, jako pierwsza w Europie w tym roku. Na razie o tytuł ubiegać się będą trzy drużyny: <strong>Marmande</strong>, <strong>Lamothe-Landerron </strong>i <strong>Macon. </strong>Składy tych ekip stanowią w większości lokalni francuscy zawodnicy, mało znani w Europie (no, wyjątkami s<strong>ą Dimitri Berge,</strong> który będzie jeździł w Polsce<strong>, </strong>oraz <strong>bracia Mathieu </strong>i <strong>Stephane Tresarrieu, </strong>znani z występów w Anglii). Z obcokrajowcami kiepsko: <strong>urodzony</strong> <strong>we Francji Brytyjczyk Adam Ellis</strong> i <strong>Niemiec Max Dilger</strong>, na tym temat się kończy. Bardzo jestem ciekawa, jaki jest poziom tych imprez, szkoda, że nie da się wyskoczyć na choć chwilę do Francji. Jednak już sam fakt, że coś zaczyna się dziać poza zwyczajowymi krajami (Dania, Szwecja, Polska, Wielka Brytania, Australia), jest bardzo krzepiący. No i nurtuje mnie, czy niechętni z natury anglicyzmom Francuzi znajdą jakąś nazwę dla tego sportu, by nie szastać angielskim "speedway'em"?...Ciekawe, doprawdy...</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-55916546387821450352017-02-02T14:23:00.000+01:002017-02-02T14:23:14.484+01:00Dzień pod niewątpliwym patronatem Grzegorza Halamy<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="344" src="https://www.youtube.com/embed/xLTAGOgZoQE" width="459"></iframe><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Pan Grzegorz i jego niezapomniany utwór są moimi niezawodnymi patronami na dziś. Bo w końcu, choć nie chciałam, "ja wiedziałam, że tak będzie". </div>
<div style="text-align: justify;">
Po jakże długim czasie pełnego napięcia oczekiwania na wieści w wiadomej sprawie, dziś dostałam SMS, że nie przeszłam dalej. W sensie do następnego etapu rekrutacji. Po części się tego spodziewałam, ale z drugiej jest mi przykro jak cholera. To była, cytując Strachy Na Lachy, "jedna taka szansa na sto". Tego typu prace w moim mieście zdarzają się w moim mieście rzadziej niż meteoryt tunguski...Podłamałam się. Nie mam ochoty szukać dalej, tym bardziej, że kiedy przejrzałam dostępne ogólnie oferty z mojego miasta, to jest to po prostu tragedia beznadziei-brak czegokolwiek dla mnie. Nie wiem, co będzie dalej, ale prawda jest taka, że mam już tego wszystkiego serdecznie dość.</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-47869107861068464102017-01-31T13:17:00.000+01:002017-01-31T13:17:08.473+01:00Krok drugi: oczekiwanie<div style="text-align: justify;">
Dziękuję, bardzo, bardzo Wam dziękuję za miłe słowa pod poprzednim wpisem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Czekam. Przez cały czas czekam. Prawda jest taka, że jest wtorek, a ja nadal nie wiem, na czym stoję.</div>
<div style="text-align: justify;">
W czwartek, jak wiadomo, nie byłam w wiadomym miejscu-nie potrzebowano mnie. W piątek rano przygotowywałam się do wyjścia, gdy zadzwonił telefon: nie mam przychodzić, a jedynie czekać na decyzję, która zapadnie w poniedziałek lub środę. Pomimo moich wielkich nerwów i marzeń, by już coś się wyjaśniło, jest wtorek, a ja wciąż czekam. Denerwuję się. Bardzo...Bo wiecie, jak to jest: Kiedy się tak czeka i czeka, a jeszcze człowiekowi zależy...Wygląda jednak na to, że przyjdzie mi jeszcze poczekać-oby tylko do jutra. Mam nadzieję, że otrzymam odpowiedź bez względu na to, czy "tak", czy nie...Bo nawet jeśli "nie", to tego właśnie bym chciała. Po prostu COŚ wiedzieć...To chyba nie tak dużo?</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-35353617035716345102017-01-25T17:29:00.001+01:002017-01-25T17:29:58.043+01:00Step 1: done<div style="text-align: justify;">
Kiedy prosiłam, żebyście trzymali za mnie kciuki, czekałam na to, co się wydarzy. Miałam przed sobą trzy dni próbne w miejscu, które mogłoby przynieść mi nowe zajęcie. Jestem po pierwszym takim dniu, wróciłam po 15.00 i mam mieszane uczucia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pomijam, że dowiedziałam się następującej rzeczy: takie dni, jeśli się za nie nie płaci, są nielegalne. No, ale jeśli "podciągnie" się to pod drugi etap rekrutacji, to co można z tym zrobić? Nic. Poszłam. Miałam w perspektywie cztery godziny w redakcji. Od razu, "na dzień dobry", zostałam zawalona zadaniami próbnymi. Trzema na te cztery godziny. Nie wiem, czy to stres, czy co, ale niestety, nie poszło mi najlepiej. Artykuł na 4,5 tys. znaków zatrzymał się na 2812. Na więcej nie miałam weny, nie wiem, jak to określić. Nie wiem, czego to wina-stresu, tego, że człowiek się w tym domu zasiedział i zapomniał, jak się pracuje pod presją czasu? Bo inną rzeczą jest, kiedy siedzisz sobie w domu i cykasz w sumie krótki artykulik dla portalu sportowego, od którego w sumie niewiele zależy, masz czas, żeby się zastanowić, co chcesz napisać, itepe, itede. Nawet możesz sobie napisać te kilka zdań na brudno i nikt się nie czepia. Co innego tutaj. Tu-pouczenia, pośpiech, na brudno nie masz czasu napisać, a i temat poznajesz "live", bez możliwości przygotowania się do rzeczy...siadaj i pisz o czymś, o czym masz mgliste pojęcie, na 4,5 tys. znaków. Okazuje się to bardzo dużo. Nie wiem, na ile to kwestia mojego nastawienia (a trochę nastawiłam się na to, że sport, sport i nic poza tym; na inne tematy już trudno mi się wypowiadać:)). Tak czy inaczej, łatwo nie było. Jedyne plusy: poznałam mnóstwo nowych ludzi, no i to, że zespół nie jest wielki. Całe szczęście, jutro mam wolne, przynajmniej trochę odpocznę psychicznie. Zła strona takiego obrotu spraw jest taka, że miałam tam chodzić dziś, jutro i w piątek, ale z powodu jutrzejszego wolnego czeka mnie jeszcze piątek i poniedziałek. Wprawdzie po powrocie do domu postanowiłam, że już tam nie pójdę, ale to wydarzyło się na fali uniesienia emocjami. Na trzeźwo wyrokuję: dam jeszcze szansę piątkowi. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jest jeszcze jeden niebagatelny plus tej całej sytuacji: przemogłam się, wydobyłam na trochę z dołka, a z tym bywało u mnie ostatnio różnie. Może mi to w czymś pomoże, nie wiem. Zobaczymy, co przyniesie piątek, być może poniedziałek...</div>
<div style="text-align: justify;">
A co u Was słychać? Trzymajcie się!</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-29276392989932100312017-01-16T15:38:00.002+01:002017-01-16T15:38:59.220+01:00I gotta feeling...<iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="270" src="https://www.youtube.com/embed/uSD4vsh1zDA" width="480"></iframe><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Tak, mam dziwne przeczucie, że będzie OK. Wprawdzie rano obudziłam się z bólem głowy i żołądka (nerwy!), ale potem było już tylko lepiej. Dziękuję za wszystkie Wasze kciuki, widocznie dobrze je trzymaliście! Rozmowa była błyskawiczna, sympatyczna i konkretna. Tak, jak lubię. Na odpowiedź-zarówno jeśli będzie pozytywna, jak i negatywna-mam czekać do końca tygodnia. No cóż, nie tyle czasu już się czekało, damy radę. Zwłaszcza, że nerwy oczekiwania na odpowiedź to już nic w porównaniu z nerwami oczekiwania na rozmowę...Tak czy inaczej, byłoby naprawdę miło, gdyby ten rok rozpoczął się (w końcu połowa stycznia to jeszcze początek roku...) czymś pozytywnym.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poszczęściło mi się dziś także na innym polu-niedawno całkiem od niechcenia, wzięłam udział w SMS-owym konkursie mojego operatora komórkowego. Dziś okazało się, że zgarnęłam nagrodę. Wprawdzie nie samochód, nie telewizor, nie smartfon, nie tablet, ale za to pakiet internetowy. Duży. Jako że często używam internetu w telefonie, a z moim zasadniczym pakietem bywa różnie, cieszę się z tego, co mi "skapnęło". </div>
<div style="text-align: justify;">
A co u Was? Jak się zaczął Wasz tydzień? Trzymajcie się ciepło...</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-78290594792867021102017-01-13T12:44:00.001+01:002017-01-13T12:44:34.865+01:00Zmiana planów<div style="text-align: justify;">
Zmiana planów jest taka, że nie jestem po rozmowie...Musiałam przełożyć ją na poniedziałek (10.30)...Proszę więc ponownie o KFC, tym razem w pierwszy dzień nowego tygodnia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Trzymajcie się!</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-66319583318618282522017-01-05T16:12:00.001+01:002017-01-05T16:12:56.473+01:00KFC proszę.<div style="text-align: justify;">
Nie, nie zostałam fanką tej sieci gastronomicznej (nie zrobiłabym tego na trzeźwo, dobrowolnie etc.). Rzecz ma się inaczej. Chodzi o to, że proszę o KFC, czyli Keep Fingers Crossed-trzymanie kciuków-w przyszły czwartek (za tydzień oczywiście) o godzinie 12.00. Na razie nie chcę pisać, o co chodzi...Pomożecie? Będę bardzo wdzięczna.</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-51183690211908954912017-01-01T14:09:00.000+01:002017-01-02T14:23:43.723+01:00Niu Jer mamy...i dobrze<div style="text-align: justify;">
Stary rok odszedł w zapomnienie, i dobrze: mimo wszystko źle mi się kojarzył. Na 2016 narzekało wielu ludzi, mam więc nadzieję, że 2017 okaże się łaskawszy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ze złych rzeczy 2016 kojarzy mi się z:</div>
<div style="text-align: justify;">
-żużlowo: śmiercią Krystiana Rempały, nadal z przykrością odczuwanym brakiem Darcy'ego w żużlowej rodzinie, jednym ubogim eventem żużlowym przez cały rok w moim mieście, brakiem wyjazdów, które stanowiły jednak jakieś urozmaicenie (co tam ten jeden Ostrów...)</div>
<div style="text-align: justify;">
-ogólnie: nudą, przygnębieniem, brakiem pieniędzy i perspektyw, brakiem pomysłu i chęci do szukania pracy (brak pomysłu na branżę, brak chęci wynikający z braku ciekawych ofert).</div>
<div style="text-align: justify;">
Jedyne dobre rzeczy, które mi się w 2016 przytrafiły, to: nawiązanie współpracy z portalem żużlowym i malutkie konkursowe szczęście, które dopisało mi, kiedy wygrałam bilety do Ostrowa, a później książkę o tematyce żużlowej, którą chciałam mieć, a której nie mogłam sobie kupić, bo za droga, a z kasą kiepsko. To takie minimalne uśmiechy losu, zbyt jednak małe moim zdaniem, by trwale poprawić mi humor...</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś zaczynamy nowy rok i sama nie wiem, czego się po nim spodziewać. W moim przypadku gorzej już chyba być nie może, więc mam nadzieję, że będzie lepiej. Przydałoby się. Ja ze swojej strony chcę Wam życzyć wielu sukcesów, szczęścia i pomyślności. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jak wspominacie 2016 i na co liczycie w 2017? Dajcie koniecznie znać! Całusy noworoczne śle Wasza A.P.</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-58702777997916271512016-12-25T22:30:00.000+01:002017-01-02T14:09:11.280+01:00Ho ho ho, czyli co ze świąt wyniknęło<div style="text-align: justify;">
Ho ho ho, merry Christmas! Hej, co słychać? Jak Wam święta mijają? Mi bez fajerwerków (na nie przyjdzie czas za kilka dni:))-wczoraj zupełnie pozbawiony magii świąt oraz kolacji wigilijnej dzień, dziś za to zostałam zaskoczona z samego rana.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odezwała się do nas żona kuzyna ojca-niestety, średnio widujemy się raz na rok. Ja to już w ogóle dawno u nich nie byłam-pamiętam, że w kilku wizytach udziału nie wzięłam, w jednej m.in. z powodu...pisania pracy magisterskiej-czyli strasznie dawno temu. Teraz jednak, spragniona odmiany od codzienności (choćby w święta się ona przecież należy), zadeklarowałam się od razu. No dobrze, przyznam szczerze, miałam też swój ukryty cel-jakiś miesiąc temu poprosiłam ciotkę, żeby miała oko na jakieś ciekawe, acz niewchodzące do ogłoszeniowego mainstreamu oferty pracy (w końcu zna dużo ludzi...). Myślałam, że może coś już wie. Pojechałam zatem w dobrej wierze.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pojechałam i z jednej strony żałuję, z drugiej nie. Żałuję, bo niestety ojcowe kuzynostwo to posiadacze dużego domu (nie jest on może luksusowy, ale jeśli z pięciorga lokatorów każdy ma swój pokój...), więc było mi bardzo przykro, że będę musiała później wracać do siebie...Żałuję, bo musiałam wysłuchać zwyczajowych uszczypliwości wuja (niestety, ten typ tak ma-nawet gdyby miał powiedzieć coś miłego, wychodzi złośliwość). Nie żałuję jednak, bo zawsze to lepsze niż siedzenie w domu, a kiedy już najmłodsza latorośl, siedmioletnia M., "wzięła mnie w obroty" ("Ciociu, poczytaj; ciociu, pograj, pobaw się ze mną"), to nie było czasu na nudę, a przynajmniej był sposób na to, by cały czas nie siedzieć przy stole. No i przekonałam się, jak bardzo dzieciaki wyrosły (a wyrosły bardzo).</div>
<div style="text-align: justify;">
Moja nadzieja nie została niestety spełniona (musiało mi wystarczyć zapewnienie ciotki, że pamięta o naszej rozmowie), cóż jednak było robić. Posiedzieliśmy nieco ponad cztery godziny i wróciliśmy do domu. Nie był to miły powrót w obliczu tego wszystkiego, co widziałam, ale-jak to się mówi-trzeba żyć dalej. Jak zawsze...</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-10362196134403687142016-12-17T22:00:00.000+01:002016-12-22T15:07:25.722+01:00O, ja pierniczę!Niestety, póki co w takiej formie, ponieważ nie opanowałam jeszcze nowego sposobu wstawiania zdjęć do bloggera (chętnie bym to zmniejszyła, dała bardziej na środek, ale chwilowo nie umiem):<br />
OD GÓRY KU LEWEJ STRONIE: rybka (może ta z herbu Rybnika, a może gdański "śledź", nie wiem), dzwonek, chatka<br />
<div class="separator" style="clear: both;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjossqsiXrHCbqAvuVOJIMIhJaeyeCQaoNV4jHB_3VvqncB53kEIBzfcye7MsJ2TTWwGXYJfnMxkYyz1XQMjlkDjyzEbMjKFcCsMzIWW4zwaRkS2zUV-nIBNF-XC84YbkQbH0twNFrgPl1L/s640/blogger-image--451236676.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjossqsiXrHCbqAvuVOJIMIhJaeyeCQaoNV4jHB_3VvqncB53kEIBzfcye7MsJ2TTWwGXYJfnMxkYyz1XQMjlkDjyzEbMjKFcCsMzIWW4zwaRkS2zUV-nIBNF-XC84YbkQbH0twNFrgPl1L/s640/blogger-image--451236676.jpg" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Gdyby ktoś pytał, co to, odpowiadam: to są mojej roboty pierniki, a raczej to, co z nich zostało. Ale po kolei...</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Kuzynka D. już od kilku dni suszyła mi głowę, że dziś będzie przygotowywać i piec ze swoją córką, a moją chrześniaczką pierniki. Z jednej strony dawno u nich nie byłam, z drugiej jednak nadal miewam trudności ze zmotywowaniem się do kontaktów towarzyskich. Po ostrej walce wewnętrznej zdecydowałam się jednak iść. Z tego powodu zarzuciłam nawet moją zwyczajową zimową sobotnią rozrywkę, czyli oglądanie skoków narciarskich w TV (od dawna się nie rajcuję, ale oglądam z przyzwyczajenia)...Jak powiedziałam, to przyszłam. Pieczenia były aż trzy tury, ale to dobrze, przynajmniej czas szybciej minął. Jak wiecie (albo i nie), kucharka ze mnie średnia, by nie rzec: żadna, wycinałam więc tylko kształty ciastek. Jak widać na załączonym obrazku, było z tym tak sobie. Na szczęście wypieki było dość łatwe do przygotowania, na dodatek piekły się tylko 10 minut. To coś w sam raz dla mnie!</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Generalnie były bardzo dobre. N tyle dobre, że kiedy przyniosłam do domu całe pudełko, rodzice rzucili się na nie z prędkością światła, a dla mnie zostały te załączone na zdjęciu. Słownie: trzy. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
Wizyta była dość długa (od 15.00 z minutami do 20.00 z kawałkiem), ale przyjemna i produktywna. Oczywiście, musiałam brać udział w wielu zabawach (mała jest jedynaczką, więc towarzystwo ma ograniczone, każda nowa osoba w tym gronie jest na wagę złota), jednak nie ma co narzekać. Zawsze była to jakaś odskocznia i coś innego niż to, jak pewnie spędziłabym wieczór...Nie poczułam wprawdzie "magii świąt", jak kusiła D., ale trudno. Jakoś z tą magią coraz gorzej z roku na rok, a w 2016 roku szczególnie. Nie wiem, czego to wina...</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;">
A jak tam Wasze przygotowania do świąt?</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-4626648029490268172016-12-10T21:00:00.000+01:002016-12-13T13:27:29.214+01:00Wrócili...z fasonem<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/SGZqDzb__bw/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/SGZqDzb__bw?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Oh yeah. Ta melodia pewnością zostanie moją piosenką roku. Nie tylko dlatego, że bardzo ją lubię, ale także, a może przede wszystkim dlatego, że wywołuje we mnie bardzo pozytywne emocje. Po kilkunastomiesięcznym okresie bycia motorową pustynią w moim mieście znów zaczyna się coś na tym gruncie dziać. Najpierw był to hymn turnieju przypominającego, że w moim mieście jest coś takiego jak żużel, a teraz, dziś...także rozbrzmiewała w moim mieście w związku z tym.</div>
<div style="text-align: justify;">
Drużyna żużlowa z mojego miasta została dziś oficjalnie zaprezentowana w składzie na przyszły sezon. Nie mogło mnie tam zabraknąć, choć cena biletu na to wydarzenie troszeczkę mnie nie zadowalała (10 zł). Czego się jednak nie robi dla ulubionej drużyny i dla dzieci (dochód ze sprzedaży wejściówek przeznaczony był na leczenie chorej dziewczynki). No i czego się nie robi, żeby już nie siedzieć w domu i się nie nudzić oraz nie smucić...W stosownej porze zameldowałam się więc w klubie, w którym to wydarzenie miało się odbyć. Ludzi nie było dużo, ale to chyba nawet lepiej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przybyli niemal wszyscy zawodnicy, z dwunastki zabrakło tylko jednego, który nie mógł przyjechać ze względu na inne zobowiązania. O każdym z nich powiedziano kilka słów, także oni zostali poproszeni o powiedzenie czegoś ciekawego. Najbardziej zaskoczona byłam młodym (hmmm, to mój rówieśnik, więc czy jeszcze młody jak na żużlowca...?:))zawodnikiem z Czech, który wypowiedział się dość swobodnie w języku polskim, prawie bez cienia akcentu naszych południowych sąsiadów. Pominąwszy, że nic oryginalnego nie zostało powiedziane, spędziłam tam przyjemne 1,5 godziny. Przynajmniej już wiem, że muszę zacząć zbierać kasę na karnet, i ile mi do tegoż brakuje:) A prawda ma się tak, że nie wiem, jak wejdę w posiadanie tej sumy. Mam jednak jeszcze około trzech miesięcy do początku sezonu, pewnie jakoś to będzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Skoro po rocznym niebycie żużel w moim mieście się reaktywował, poczytuję to za dobry znak dla siebie. Może i dla mnie przyjdą jeszcze lepsze dni...</div>
<div style="text-align: justify;">
PS. Bardzo się cieszę, że w przyszłym sezonie znów będę oglądać w swoim mieście swojego ulubionego szwedzkiego żużlowca nr 2 (nr 1 to, jak wiadomo, Lindgren). I mam nadzieję, że czeka mnie wiele emocji związanych z tym wszystkim. Oby teraz ze wszystkim było już tylko lepiej!</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-87067031006927670412016-12-06T12:20:00.000+01:002016-12-13T12:58:01.114+01:00A czego Ty szukasz w święta?<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/tU5Rnd-HM6A/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/tU5Rnd-HM6A?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Do słynnego okienka Allegro, zatytułowanego: "Czego szukasz?" wpisywany jest tekst: "angielski". Wkrótce tajemnicze ręce otwierają paczkę z tajemniczą zawartością. Samotny starszy człowiek smutno patrzy przez okno na padający deszcz. W końcu klik-klik w internecie i do domu przychodzi kurier. Przychodzi moment rozpakowania paczki. "English for beginners"-czyta niewprawnie, fonetycznie, adresat pakunku. Później jednak, jak widzimy, idzie mu coraz lepiej. Również za sprawą karteczek, przyczepianych do wszystkiego, od kubka po psa, wiernego towarzysza nauki. Dzielnie ćwiczy wszędzie, nawet w autobusie (jedyne, do czego bym się przyczepiła, to to, dlaczego, do jasnej choinki, bohater mówi "fork", patrząc na nóż, a "knife" na widelec, ale cóż-początki bywają trudne, nobody's perfect, wbrew temu, co ćwicząc, mówi do lustra).</div>
<div style="text-align: justify;">
Dalej poznaje słownictwo związane z podróżą: "suitcase", "slippers", "passport". W końcu-rewolta! Wsiada do samolotu. Na miejscu-do taksówki. Dociera wreszcie na miejsce, wita się z młodym mężczyzną. I nareszcie: tam-daradam-dradam! Le grande finale! W progu nieśmiało pojawia się dziecko. Mężczyzna mówi do niego: "Hi, I'm your grandpa".</div>
<div style="text-align: justify;">
Tak w, hehe, moim telegraficznym skrócie, wygląda słynna już reklama sklepu internetowego. Jej żywot nie jest wprawdzie długi, ale wzbudziła już pewne kontrowersje. Nie wiem właściwie, dlaczego, ponieważ moim zdaniem jest bardzo sympatyczna. Owszem, smutne jest to, że rodziny żyją w odosobnieniu, wszyscy rozjeżdżają się po Europie i świecie, ale w sumie dobrze, że reklama wychodzi naprzeciw społecznym problemom...Czy w tych kontrowersjach chodzi o niemile w Polsce widziany kolor skóry dziecka? Oto jest pytanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Reklamy Allegro już od jakiegoś czasu idą w bardzo prostą, nienachalną stronę, która bardzo mi się podoba. Podobnie ciepłe uczucia budziła we mnie ta reklama:</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/3iTsrettz3c/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/3iTsrettz3c?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Lubię je, ponieważ nie są przegadane, patrzy się na nie jak na ciekawą, wciągającą małą fabułę. Nie pokazują także w sposób łopatologiczny, co tak naprawdę reklamują. Zarówno w przypadku "dziadka", jak i wersji "pies" pamiętam, że za pierwszym razem z zapartym tchem czekałam na to, jaki będzie finał, a u mnie nie zdarza się to często-reklamy generalnie mnie nudzą, irytują i je pomijam. Brawa zatem za to, że potrafiono mnie, wybrednego i trudnego klienta, jakoś przyciągnąć. </div>
<div style="text-align: justify;">
A jakie są Wasze refleksje na temat tej reklamy? Zwracacie w ogóle uwagę na reklamy, kierujecie się nimi?</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-3359921078612610602016-10-24T12:18:00.000+02:002016-12-13T12:18:56.107+01:00U.R.O.<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9CC6G_KIY-qLfGii0StSzhxLlFkUT4XwB_GMqWIqe3gG6h6YgCK4TClH0BJeTzS_jpknsN-4Tfx6zS581Vpivul1Rd6VFFMkBMc55wETqRYoFXFBQ2aTzw-JNrRYeGCc9yg6x0H5i8lM8/s1600/user-birthday-5656109189693440_4-hp.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="128" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9CC6G_KIY-qLfGii0StSzhxLlFkUT4XwB_GMqWIqe3gG6h6YgCK4TClH0BJeTzS_jpknsN-4Tfx6zS581Vpivul1Rd6VFFMkBMc55wETqRYoFXFBQ2aTzw-JNrRYeGCc9yg6x0H5i8lM8/s320/user-birthday-5656109189693440_4-hp.gif" width="320" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Taki przemiły obrazeczek pokazał się oczom mym, gdym się zalogowała do Google'a. Urodziny. Uwielbiam te ich obrazki, co roku inne:) Na liczniku, cholerka, 27. Leci ten czas, nie da się ukryć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kolejne urodziny, które niestety nie nastrajają optymistycznie-po pierwsze, bo nic się nie dzieje, po drugie, bo nic się nie zmienia. Wszystko jest tak samo źle, jak zwykle, w sumie to nawet gorzej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie tak wyobrażałam sobie-lata temu i jeszcze niedawno-ten dzień. Trudno, może jeszcze przyjdą takie, z których będę zadowolona, i które będę spędzać na swoich warunkach, a nie na warunkach kasy, czy też raczej jej braku...</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli macie mi czegoś życzyć, to życzcie mi, żeby się odmieniło. Cokolwiek, na choć trochę lepsze...</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<br />APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-18248338799272656752016-09-27T11:30:00.000+02:002016-09-27T11:30:22.187+02:00All you need is job<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/dsxtImDVMig/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/dsxtImDVMig?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Dla niektórych tym, czego potrzebują, jest miłość. O niej marzy wielu z nas...Niestety, dla równie wielu z nas ważnym zapotrzebowaniem jest praca. No cóż, piramida Maslowa się kłania: potrzeby rzędu niższego i wyższego...Bez niższych nie ma wyższych, więc...Wracając do tematu: ja jestem z frakcji "all you need is job". Tak to już jest...</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy byłam mała, nie miałam typowych dziecięcych marzeń, że będę aktorką czy piosenkarką. Najpierw namiętnie bawiłam się "w szkołę", sadzając w "ławkach" lalki i misie, wyczytując ich nazwiska z prawdziwego dziennika szkolnego, zajumanego przez pracującą w szkole ciotkę. Potem namiętnie zabawki leczyłam, wierząc, że właśnie lekarką zostanę, Ze szczenięcych lat pamiętam jeszcze dziwną z perspektywy dziś dorosłego człowieka "zawodową" zabawę-w "dom dziecka". Tak to nazywałyśmy, sadzając lalki na sofie i mówiąc, że muszą być grzeczne. Nie pytajcie, dlaczego tak.</div>
<div style="text-align: justify;">
Później przyszła bardziej dorosła faza-kiedy zaczęła się szkoła, zaczęły się wypracowania, a wraz z nimi przyszły pierwsze pochwały odnośnie moich prac pisemnych. To wtedy w mej głowie narodziła się myśl: pisarką zostanę! Albo dziennikarką! I to było uczucie porównywalne do Newtona walniętego w głowę jabłkiem. Wszystko zaczęło składać się w logiczną całość: tony zeszytów zapisanych mniej lub bardziej zmyślonymi opowieściami, albo czymś w rodzaju reportaży-moich pewnych reakcji np. na obejrzany w telewizji reportaż. Wszystko wydawało się zmierzać w tym kierunku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Później były studia, w czasie których mogłam sobie wybrać (w teorii) dowolny zawód, bo przecież nie były ukierunkowane na jeden przedmiot, a cały ich przegląd. Do wyboru do koloru. To też nie wpłynęło pozytywnie na moją zdolność wyboru. Miałam już wtedy za sobą pierwsze rozczarowania (własna działalność gospodarcza, branża trafiona kulą w płot, zupełnie mnie nie interesowała; dziennikarstwo-zniechęciły mnie mizerne zarobki w porównaniu do nakładu pracy)...Potem te bezskuteczne poszukiwania, które podkopały moją wiarę w siebie...</div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu-cud, wydawać by się mogło: praca marzeń. Ciepłe biuro, własne biurko, zarobki świetne. Przez pierwszy miesiąc było ok-szybko zleciało, uczyłam się wszystkiego, zresztą ja zawsze zaczynam od fascynacji tym, co nieznane. Im dalej w las, tym bardziej moje wyobrażenia, umiejętności, cechy charakteru i rzeczywistość były rozbieżne. Kilka miesięcy i koniec. To, na co tyle czekałam, przyszło i poszło. "Easy come, easy go"...</div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz mija już rok kolejnego poszukiwania i przyznam szczerze, mam już dość. Dość tego, że trzeba się łasić do pracodawców o byle jakie stanowisko za marne grosze; tego, że wymagania są jak dla astronautów-z księżyca: do byle pracy pięć języków, sto kursów, osiem kierunków studiów i całe życie doświadczenia. Ideałów nie ma...Boli mnie też to, że każda lepsza niż np. sklep posada ma swój warunek: ZNAJOMOŚCI. Zwłaszcza w moim mieście. A z tym u mnie kiepsko...Dochodzi też chęć zmiany branży, ale na przeszkodzie stoją brak doświadczenia, niechęć pracodawców do przyuczania "nowych"...No i ten pech, że gazety i portale roją się od tych przeklętych usług finansowych, a nie czegoś innego. Na własny biznes brak kasy, pomysłu i samozaparcia...I bądź tu człowieku mądry, pisz wiersze...</div>
<div style="text-align: justify;">
[WPIS INSPIROWANY <a href="https://angelsdontkill.wordpress.com/2016/09/24/4/" target="_blank">TYM POSTEM</a> u Cumulonimbus93]</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-81738800270021860462016-09-26T20:05:00.000+02:002016-09-26T20:05:21.636+02:00Tak się "żałuje" w PolsceTak to robią za granicą:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/c-Pa4H6VpHo/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/c-Pa4H6VpHo?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/A8gO0Z818j4/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/A8gO0Z818j4?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/VmLQes4tmtM/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/VmLQes4tmtM?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
To tylko kilka utworów ludzi powszechnie znanych, którzy postanowili napisać czy zadedykować utwory swoim bliskim czy przyjaciołom. Jak w końcu ma sobie poradzić artysta z tego typu przeżyciami, jeśli nie ujmując je w taką formę? Teraz przejdę jednak do czegoś innego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na pewno wielu z Was słyszało o <a href="http://sportowefakty.wp.pl/zuzel/604571/tragiczne-wiesci-ze-szpitala-krystian-rempala-nie-zyje" target="_blank">Krystianie Rempale</a> , o jego śmierci, a także o tym, jak jego rodzice walczyli o to, by sprawa nie została zbyt szybko zakończona. Krystian niestety zmarł, ale państwo Rempałowie mają jeszcze córkę-Martynę. Starsza siostra Krystiana, której pasją od zawsze jest muzyka, wielokrotnie po śmierci brata właśnie śpiewając wyrażała swój żal. Zawsze były to jednak adaptacje innych utworów, teraz Martyna pokusiła się o nagranie własnego, a efekty jej pracy ujrzały wczoraj światło dzienne. Oto one-tak to się robi w Polsce (w nawiązaniu do wstępu):</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/GQxyURC3RvY/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/GQxyURC3RvY?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Obejrzałam to wideo i jestem zmieszana. Okej, rozumiem, tak dziewczyna czuje, tak ktoś jej to napisał, tak wyraziła swoje emocje. Ale, na litość boską, dlaczego w takiej ciut kiczowatej formie? Jest jeszcze kwestia wyglądu wokalistki: jak dla mnie, anturaż raczej ślubny niż żałobny. Tekst brzmi bardziej na kierowany do oblubieńca, niż do brata...ale może ja przewrażliwiona jestem. Matka posłuchała i się popłakała. Mnie nie poruszyło. A jakie jest Wasze zdanie? Co sądzicie o pisaniu utworów poświęconych ludziom zmarłym? I jak w tym wszystkim poradziła sobie Martyna? Może moje negatywne zdanie jest odosobnione...</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-6769869926932928972016-09-26T19:39:00.002+02:002016-09-26T19:39:32.825+02:00Czasem mowa srebrem, czasem złotem jest<div style="text-align: justify;">
Imię: Rafał</div>
<div style="text-align: justify;">
Nazwisko: Betlejewski</div>
<div style="text-align: justify;">
Zawód: (ponoć) bloger, (ponoć) performer, (ponoć) copywriter</div>
<div style="text-align: justify;">
Znany z: tego, że zrobił dym.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ta metryczka to tak w skrócie. Możliwe jest pewnie, aby o tym panu napisać ciut więcej. Mnie jednak nie chodzi o jego osobę, a o to, co też ostatnio "nawywijał", a co wywołało tyle kontrowersji.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczęło się niewinnie: od ogłoszenia o pracę. Kiedy zjawili się poszukujący zatrudnienia bezrobotni, nie wiedzieli, że "rekruterami" nie są prawdziwi rekruterzy, a osoby podstawione, aktorzy. Formy zarobku: prostytucja, przemyt narkotyków, przewóz nielegalnych imigrantów. I tak dalej, i tak dalej. Wszystkie interesy bardzo śliskie, za to za świetne wynagrodzenie. Ci ludzie byli gotowi się na to wszystko zgodzić, nie wiedząc, że biorą udział w telewizyjnej szopce, mającej z pewnością zapewnić oglądalność, a pewnie również i rozgłos pomysłodawcy. Z tym drugim, niestety, udało się. Nie rozumiem jednak, jak można sobie żartować z autentycznie zdesperowanych osób? Ja rozumiem, gdyby służyło to swego rodzaju badaniom, np. socjologicznym, na przykład na temat: "ile ludzie są skłonni zrobić dla pieniędzy?", choć i bez tego wiemy, że są zdolni zrobić wiele. Cele naukowe byłyby uzasadnione, a to? Nie, to się nie mieści w mojej głowie. No dobrze, może nie jestem w tej ocenie wiarygodna, bo: a) też szukam zajęcia i kto wie, gdyby odpowiednio sformułować ogłoszenie, na co dałabym się zwabić; b) cokolwiek o sztuczkach medialnych ze szkoły wyniosłam...</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś możemy już przeczytać o tym, że Betlejewski przeprosił, niesmak i wątpliwości jednak zostały. Wątpliwości budzi także brak podstaw naukowych. Jest jednak druga strona medalu. Może to, co napiszę, będzie kontrowersyjne, może ciut naiwne, ale...Mam nadzieję, że ktoś pójdzie po rozum do głowy, a wyniki tego "eksperymentu" dadzą mu do myślenia: coś trzeba zmienić, jest źle, skoro ludzie zdolni są do takich rzeczy, aby przeżyć. Z drugiej jednak strony, skoro różne dramatyczne dane na temat bezrobocia nie dały nikomu przez tyle lat do myślenia, to...czego ja tu oczekuję? System opieki nad bezrobotnymi był, jest i pewnie jeszcze długo ułomny. I nie dajcie się zwieść statystykom: nie ma bowiem większego kłamstwa.. Malejąca liczba bezrobotnych to efekt wykreślania ich pod byle pretekstem ze ewidencji, a nie tak świetnej sytuacji gospodarczej. Ach, są jeszcze jakże liczne wyjazdy za chlebem do najodleglejszych zakątków Europy czy globu. Ci ludzie przecież też nie są ujęci w danych...</div>
<div style="text-align: justify;">
Kończąc, smutne jest to, że dopiero spektakularne akcje zwracają uwagę na różne problemy. Przedtem jakby ich nie było, czyżby w myśl starej zasady: milczymy, kłopotu nie ma? Tylko że wtedy milczenie na pewno nie jest złotem...choć dla pana R.B. byłoby dobrze, gdyby w pewnych sytuacjach się nie odzywał.</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-23397946155682889322016-09-25T21:30:00.000+02:002016-09-26T20:54:43.519+02:00Kwasami jesień się zaczyna (a kończy sezon żużlowy)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/CANx5RcdPdo/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/CANx5RcdPdo?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Utwór ten przytaczam nie bez kozery. To (nie)formalny hymn Stali Gorzów, drużynowych mistrzów Polski na żużlu A.D.2016. Tak, stało się. Po nieco ponad pięciu miesiącach ten pełen różnych (niekoniecznie pozytywnych) emocji sezon dobiegł końca. Medale rozdane, jakieś tam rozstrzygnięcia dokonane, teraz tylko czekać pełnej spekulacji, rewelacji transferowych zimy...</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak rzadko kiedy, cieszę się, że ten sezon dobiega końca. W zeszłym roku też tak było. </div>
<div style="text-align: justify;">
Powody zeszłoroczne:</div>
<div style="text-align: justify;">
-to, co stało się z Darcym</div>
<div style="text-align: justify;">
-ogólny niesmak po wysypie kontuzji, mniej lub bardziej groźnych</div>
<div style="text-align: justify;">
-drużynie z mojego miasta nie szło najlepiej, choć w sumie i tak nie było najgorzej.</div>
<div style="text-align: justify;">
W tym roku rozgrywki nie podobały mi się, bo to pierwszy sezon bez D.W.-wciąż trudno mi się przyzwyczaić; jeszcze w zimie kopniak pt. "w tym roku nie będzie żużla w moim mieście", potem przyszedł zdecydowanie najgorszy tydzień tego sezonu, czyli od 22 do 28 maja, kiedy wszyscy zainteresowani żużlem (a i osoby postronne, w końcu sprawa była głośna) drżeli o życie Krystiana Rempały...Bałam się wtedy każdego poranka uruchamiać internet, bo podświadomie czułam, że zobaczę tam TĘ NAJGORSZĄ informację...To, co było nieuniknione, stało się i tak, ale nie ranem, tylko po południu 28 maja. Tak, przyznaję, zresztą dobrze o tym wiecie-to był kolejny w ciągu ostatniego roku moment, w którym przyszło na mnie zwątpienie dotyczące sensu oglądania żużla, chodzenia nań, interesowania się nim. Chciałam-powiem symbolicznie-wyjść ze stadionu i więcej nie wrócić. Nie robiłam jednak tego, bo ta dyscyplina coś takiego w sobie ma. Jest zaborcza i nie znosi długiego opuszczenia, a już opuszczenie na zawsze jest niemożliwe...</div>
<div style="text-align: justify;">
Tak, a astronomiczna jesień zaczyna się w żużlu nie jak u Niemena-mimozami-a kwasami. To znaczy bardzo kontrowersyjnymi sytuacjami. Przykładów nie trzeba szukać daleko:</div>
<div style="text-align: justify;">
1. Jakim cudem Lokomotiv Daugavpils, który wygrał I ligę w Polsce, nie będzie startował w sezonie 2017 o stopień wyżej? Bo to jest Polska, najpierw dopuścili LD do startów w Polsce, a kiedy zaczęło dobrze iść, położyli kłody pod nogi, kazali spełniać nierealne wymagania (np. posiadanie stadionu w Polsce, pewną ilość polskich zawodników, itp., itd.). Działacze nie założyli tak dobrych wyników drużyny i naprędce sklecili swoje takie, a nie inne stanowisko i swoje wymogi, aby je spełnić, oraz przeszkody, które stoją na drodze LD.</div>
<div style="text-align: justify;">
2. Dzisiejszy drugi mecz finałowy: Gorzów-Toruń to była farsa. Gospodarze zastawili na Toruń pułapki torowe, kiedy się przewracali, wykluczano ich jako sprawców zdarzenia...A kiedy torunianin został przewrócony przez "gorzowiaka", to sędzia "gorzowiaka" nie wykluczył, tylko toruńczyka. Bo on oferma, i przewracany się na motorze nie utrzymał. Przyznam się Wam, kilka razy nie mogłam wytrzymać i wyłączałam transmisję z tego cholernego Gorzowa, na usta cisnęło mi się słynne: "Panie Turek, kończ pan ten mecz..."(choć Turka żadnego tu nie było).</div>
<div style="text-align: justify;">
Dzisiaj, tymi dwiema sytuacjami oraz ogólnie nerwami o wyniki, moje zdrowie zostało wystawione na poważną próbę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wiecie, kiedy w związku dwojga ludzi się nie układa, mówi się: "odpocznijmy od siebie, dajmy sobie czas na przemyślenie tego i owego". I ja w tej chwili tak mówię do żużla. W przerwie od siebie odpoczniemy, może nabiorę dystansu, może jeszcze odkryję w sobie jakieś nieznane pokłady cierpliwości dla tego cyrku na kółkach? Niemal pół roku to odpowiednia długość takiego odpoczynku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gorzów ze złotem Toruń ze srebrem, Zielona Góra z brązem-tak to się kończy...Na mnie czekają jeszcze wtorkowa i środowa przygoda z finałem drużynowych mistrzostw Szwecji, w sobotę Grand Prix w Toruniu (niestety, tylko w TV), później 22 października i decydujące Grand Prix w Melbourne...a potem: adieu, żużlu, do wiosny! Albo i na dłużej.</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-63557177331561382016-09-23T19:22:00.000+02:002016-09-23T19:22:56.073+02:00Anatomia rozpadu<div style="text-align: justify;">
Ostatnie wydarzenia (o których za chwilę) oraz dzisiejsza wiadomość (o tym też za moment) unaoczniły mi, w jakich paskudnych czasach żyjemy. Pisząc "paskudnych", mam na myśli to, że w wielu przypadkach rozleciały się więzi międzyludzkie, rodzinne, koleżeńskie. Wielu z nas jest zapracowanych, nie ma dla siebie czasu, żyjemy na różnych kontynentach, w różnych krajach, pół biedy, jeśli są to po prostu oddalone miasta w Polsce...</div>
<div style="text-align: justify;">
Do mojej matki odezwała się ostatnio koleżanka, w dawnych czasach przyjaciółka nawet. Wiecie, poznały się, chodząc razem do szkoły, były na swoich ślubach, itp., itd. Potem znajoma matki wyprowadziła się na Kujawy na studia, tam wyszła za mąż i już została. Potem utrzymywały sporadyczny kontakt, aż teraz ona odezwała się do rodzicielki mej z pytaniem, co tam u nas. Matka odpisała, pytając także o jej męża, siostrę, rodziców-wiecie, tak to jest, jak się z kimś przez lata nie ma kontaktu. Pani B. odpowiedziała na wszystkie pytania, męża jednak nie uwzględniając.</div>
<div style="text-align: justify;">
-No, może się rozwiodła-pomyślała matka i przeszła nad tym do porządku dziennego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś, podczas lekkiego researchu internetowego (wiecie, Fejsy itp., a także banalne wpisanie imienia i nazwiska do przeglądarki) okazało się, że mąż pani B...nie żyje od pięciu miesięcy. Zmarł nagle. Zawał. Nie chciała, a może wciąż nie potrafiła o tym mówić/napisać...</div>
<div style="text-align: justify;">
Tak to jest, kiedy nawet żyjąc-powiedzmy-100 km od siebie, mało co o sobie wiemy, rzadko mamy kontakt. To straszne, ale ja doświadczam tego nawet w stosunku do własnej rodziny. Żyją gdzieś, niby obok, a równie dobrze mogłyby to być Australia albo Mars. Nikt się nikim nie interesuje, kontakty ograniczają się np. do kartek na święta lub zaproszeń (rzadkich, bo rodzina mała) na chrzciny, komunie, śluby(najrzadziej-czego bardzo żałuję), pogrzeby (najczęściej, co bardzo smutne), raz na kilka lat ktoś zaprosi na kawę w Wielkanoc czy Boże Narodzenie. I tyle. A ja się dziwię, że człowiek czuje się samotny...Naprawdę, z żalem i tęsknotą myślę o dawnych czasach (takich, których ja już nie pamiętam, albo w ogóle nie znam, bo mnie jeszcze nie było). Takich czasach, kiedy rodziny były wielopokoleniowe, ludzie mieli więcej dzieci, inni-co za tym idzie-rodzeństwa, kuzynostwa. Spotykano się znacznie częściej, i nikt nie był potem zaskakiwany tego typu wiadomościami. Wtedy-napiszę to z czysto egoistycznych pobudek-może choć dalsza rodzina zainteresowałaby się moim stanem, może ktoś zaproponowałby pomoc...A tak-analizowałyśmy dziś z matką, z kim przestało nam być po drodze, kto zerwał z nami kontakt...i doszłyśmy do szalenie niewesołych wniosków.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mój wniosek jest jeden: dbajcie o tych, których macie (rodzeństwo, ciotki, kuzynów, kogo tam jeszcze), bo nigdy nic nie wiadomo. Ludzie dzisiaj są, a jutro ich nie ma...a szkoda później żałować słów, które padły, a nie powinny, albo powinny, a nie padły...</div>
<div style="text-align: justify;">
Wybaczcie wynurzenia rodem ze Smętowa Granicznego, ale :a) taki nastrój, b) jesień nadeszła, to też sprzyja wszelakiej refleksji. Mimo wszystko trzymajcie się bardzo ciepło. Ściskam Was.</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-36085006251013763002016-09-19T13:21:00.000+02:002016-09-19T13:21:33.914+02:00I'm a celebrity...(Don't)get me out of here!<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/quyB8PMTD3o/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/quyB8PMTD3o?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
Co u Was?<br />
Utwór ten przytaczam nie bez przyczyny. W końcu ta jakże lubiana przeze mnie piosenka stanowiła motyw przewodni tego, co mnie spotkało, a nawet pewnie dało jej swój tytuł/nazwę, co mnie bardzo ucieszyło...<br />
<div style="text-align: justify;">
W ubiegły weekend, a konkretnie mówiąc-w sobotnie popołudnie, miał miejsce doniosły fakt. Po ponad trzech miesiącach od ostatniego pobytu na zawodach żużlowych (czerwcowy Ostrów) znów miałam speedway live. Żeby było jeszcze lepiej-pod nosem, w swoim mieście, niemal na swoim stałym krzesełku...Coś pięknego. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie obyło się oczywiście bez małego "kwasu"-miałam dostać akredytację i nie dostałam, więc musiałam, jak wszyscy inni "śmiertelnicy" uzbroić się w bilet i wbijać na stadion razem z innymi. Tu spotkało mnie kilka zaskoczeń związanych z "nowym rozdaniem" we władzach klubu:</div>
<div style="text-align: justify;">
-M., która razem ze mną udzielała się w biurze prasowym, już dogadała się z "nowymi" i pełniła funkcje, nazwijmy je tak, informacyjne</div>
<div style="text-align: justify;">
-M., który również przewijał się w zeszłym roku przez nasz przybytek, awansował, i to znacznie-do jakże ważnego "stanowiska" spikera zawodów.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tylko oczywiście ja zaniedbałam swoje sprawy:( Spotkały mnie za to także inne, milsze zaskoczenia. Okazałam się swego rodzaju stadionową celebrytką. Skoro, kurde, przedtem przez 12 lat latałam na te mecze, a poza tym w zeszłym roku byłam jeszcze bardziej widoczna, musieli mnie zapamiętać. Pani w kasie, gdzie miałam wymienić wydrukowany wcześniej kupon na bilet, ode mnie jako od jedynej "pacjentki" w kolejce nie wołała dowodu osobistego:) W odpowiedzi na moje pytające spojrzenie wypaliła:</div>
<div style="text-align: justify;">
-Przecież ja panią znam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kupon wymieniony, idę do bramki, którą mam wejść na stadion. Wyciągam bilet w stronę pana ochroniarza, a on do mnie w te słowa:</div>
<div style="text-align: justify;">
-A pani już nie działa?</div>
<div style="text-align: justify;">
W pierwszej chwili nie załapałam, o co mu chodzi. Już miałam na końcu języka coś w rodzaju: "Jak bateryjek nie naładuję, nie zjem jogurtu, nie wypiję herbaty czy coli, które dają mi kopa, to zdarza się", ale nie o to panu chodziło. Chodziło mu o to, że nie udzielam się jako wolontariuszka. </div>
<div style="text-align: justify;">
-No widzi pan, nie dogadałam się jeszcze z nowymi władzami-wypaliłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
-A, no to trzeba się dogadać, na pewno coś się znajdzie...-poklepał mnie po ramieniu.-Ale to już tak chyba bardziej w przyszłym sezonie, bo teraz, to wie pani...</div>
<div style="text-align: justify;">
Tak, wiem, wiem. Jedyna impreza w tym roku, wszędzie sezon ma się już ku końcowi...Co będzie w przyszłym roku-nie wyrokuję. Do tego czasu jest jeszcze sześć długich miesięcy, w ciągu których wszystko może się zmienić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wracając do meritum-impreza się odbyła, było pięknie, choć jesienne wieczorne zimno dawało się już nieco we znaki. Gawiedź przyszła dość licznie, skuszona zapewne występami Woffindena oraz Hancocka-największych gwiazd tego turnieju, generalnie największych obecnie gwiazd żużla na świecie (no, oprócz Doyle'a, którego uwielbiam, a który ze spokojem też mógłby tu być-i nie wiem, dlaczego go nie było; jak mawia R.-jako "pani prezes" powinnam o to zadbać, cóż, mea culpa). Było, jak mawiał monsieur Alphonse z "Allo, Allo"-'szybko, sprawnie i z fasonem". Bez zbędnych przerw, upadków (no, trzy ostatnie biegi popsuły średnią) i ciut zaskakująco, jeśli chodzi o podium, szczególnie w kwestii triumfatora zawodów. Czyż jednak nie to jest właśnie piękne? To, że bywa to nieprzewidywalne?</div>
<div style="text-align: justify;">
No nic, ciut witaminy Ż załapane, do wiosny...zobaczymy, co życie przyniesie. Na razie idę szukać castingów do tego reality show: "I'm a celebrity, get me out of there!", może jeszcze mają jakieś wolne miejsca dla żużlowej celebrytki z małego miasta:) Trzymajcie się, bye!</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-44312503056685025952016-09-15T11:32:00.001+02:002016-09-15T11:56:17.891+02:00Z hall of fame do hall of shame droga jest krótka<div style="text-align: justify;">
Jeden dzień, a dwa jakże różne od siebie wydarzenia. Sportowe oczywiście. Coś chwalebnego i coś, co trzeba nazwać wiochą i wstydem...Jednego dnia trzeba było przejść z "hall of fame" polskiego sportu do "hall of shame"...To wszystko wydarzyło się wczoraj.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiem, czy słowo "idol" i "autorytet" ma jeszcze obecnie jakieś znaczenie, ale jeśli tak, to oświadczam wszem i wobec, że w świecie sportu-i chyba ogólnie, ponieważ w innych dziedzinach próżno według mnie takiej osoby szukać-jest to...fanfary, okrzyki i meksykańska fala...Rafał Wilk! Zaskoczeni? Myślę, że nie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Podziwiam osoby, które po ciężkich wydarzeniach potrafią odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Podnieść się z gruzów nie jest łatwo, a podnieść się i jeszcze wyjść na tym dobrze to podwójnie trudna sztuka. Panu Rafałowi się udało. Jak wiecie lub nie, do 2006 roku był żużlowcem. Jego obiecującą karierę przerwał wypadek. Złamany kręgosłup, wózek inwalidzki. Idealne warunki do tego, by się załamać, prawda? Pan Rafał tymczasem postanowił odnaleźć się w nowej rzeczywistości-najpierw jako żużlowy trener, później jako zawodnik kolarstwa na wózkach. Doszedł do poziomu olimpijskiego, wystartował na Igrzyskach Paraolimpijskich w Londynie. Bach, przywiózł medale. Minęły cztery lata, przyszło Rio, jest medal. Znowu złoty. Triumf ducha...Czy to nie gotowy materiał na film? Chciałabym mieć w sobie tyle samozaparcia, aby z X przenieść się do Y i tak dobrze sobie z tym radzić...</div>
<div style="text-align: justify;">
Niestety, teraz muszę przekierować zwiedzających do "sali wstydu". Oczywiście, wczoraj wieczorem śledziłam z zapartym tchem mecz Legii w Lidze Mistrzów. Kilka minut przed rozpoczęciem transmisji wydarzyła się awaria prądu i mogłam tego nie zobaczyć...Może tak byłoby lepiej? Daleka jestem od wylewania pomyj personalnych, bo nie od tego jestem. Po prostu coś zawiodło...albo tak się kończą bajki o tym, jak biedak wchodzi do królewskiej rodziny. To musiało się tak skończyć...To znaczy-przegraną. Ale żeby w takim stosunku? Toż to wygląda tak, jakby na gruncie żużlowym spotkał się np. finalista mistrzostw Polski-powiedzmy, Toruń-z najgorszą obecnie drużyną w Polsce, zajmującą ostatnie miejsce w najniższej lidze-Rawiczem. Toruń 75, Rawicz 15 murowane:) No i tak wyglądało to w przypadku Legii. Szkoda tylko, że dzień chwały (w końcu nie każdego dnia gra się po 20 latach w Lidze Mistrzów) stał się dniem wstydu nie tylko za sprawą wyników, ale także burd. Na różnych meczach już człowiek był (ja wiem, żużel to inny kaliber, ale i na nim bywały różne "kwasy") i różne rzeczy się działy, ale w głowie mi się nie mieści, jak można takie (mimo wszystko) święto zmienić w-trudno, innych słów nie znajduję-oborę. Tak, oborę, bo ludzie się chyba tak nie zachowują. Albo ja jestem zbyt naiwna i za mało o nich wiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tym "optymistycznym" akcentem pozwolę sobie zakończyć. Ciekawe, jakie jeszcze sportowe "fejmy i szejmy" ma dla mnie w zanadrzu ten tydzień?</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-11327241701138336332016-08-23T23:00:00.000+02:002016-09-06T16:21:05.896+02:00To już rok...<div style="text-align: justify;">Dzisiejszy dzień upłynął mi w bardzo mieszanym nastroju; z jednej strony, to przecież rocznica dnia, który sportowo zmiażdżył moje życie, z drugiej-także z powodu sportu-miałam powody do radości.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś mija rok od wypadku Darcy'ego. Uwierzcie mi, gdyby ktoś jeszcze 22 sierpnia 2015...nie, nawet 23 sierpnia 2015 rano powiedział mi, że oto przeżywam ostatnie chwile, ciesząc się występami mojego ulubieńca, uznałabym, że zwariował. A jednak. Życie potrafi cholernie zakpić, zadrwić i bywa generalnie złośliwe. Kiedy piszę te słowa, stają mi jako żywo przed oczami rozmaite obrazy związane z tym wszystkim. Sama się sobie dziwię, ale 24 sierpnia 2015 rano nie bałam się obejrzeć filmiku z zapisem wypadku. Nie zrobiła tego za to do dziś moja matka...Przypomina mi się to "łowienie" informacji, czekanie na wieści. Kupno wspierającej koszulki podczas pierwszej od wypadku imprezy żużlowej w moim mieście. Nie była to wprawdzie ta słynna, kultowa, fioletowa, bo na taką nigdzie nie natrafiłam, ale...Słynna zbiórka pieniędzy podczas SBP w Ostrowie, gdzie za kilka monet wrzuconych do skarbonki dostałam cały wielki pakiet naklejek "DW43"-zdobią teraz kilka rzeczy, których często używam:)</div>
<div style="text-align: justify;">
Cała ta sytuacja bardzo mnie zaskoczyła. Raz, w aspekcie mojego stosunku do żużla. Myślałam, że już nigdy nie spojrzę na żużel w TV, a o pójściu na stadion już nie mówię. Myślałam, że będzie mi się kojarzył tylko ze złymi rzeczami. Aż tak źle nie jest, zawody w TV oglądam, a od TAMTEGO czasu byłam na żywo aż na 4 spotkaniach żużlowych...Szał, szał normalnie! Tak czy tak, aż takiej traumy nie mam, co bardzo mnie zaskakuje. Jest jeszcze drugi aspekt, który mnie zaskoczył, a mianowicie to, jak to wszystko zniósł sam Darcy. Będę szczera-obawiałam się o jego kondycję psychiczną, bałam się, że może chcieć popełnić samobójstwo...Tak się jednak-dzięki Bogu!-nie stało, a ja myślę sobie, że może to być kwestia tego, kogo ma przy sobie...Na pewno odpowiednia osoba u boku/w otoczeniu może zdziałać wiele. Na sekundę zboczę z tematu: no to ja już wiem, dlaczego tak źle znoszę swoje położenie. Skoro gros czasu przebywam z taką osobą jak moja matka... Dziś także wielki i ważny dzień polskiego i europejskiego futbolu. Legia w Lidze Mistrzów! Oglądałam, kibicowałam i bardzo się cieszę. Jedna część roboty wykonana. Teraz jeszcze jeden krok-dobrze wylosować rywali w fazie grupowej... A co u Was? Trzymajcie się ciepło!</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-764253493246665324.post-76693758881664981942016-08-09T14:21:00.000+02:002016-09-02T14:37:36.189+02:00"Każda radość smutny koniec ma..."<div style="text-align: justify;">
Nie ma już Bułeczki. To znaczy, ze mną, z nami nie ma. Moja radość z jej pojawienia się była przedwczesna. Weekend z trzema kotami był koszmarem. Dotychczasowi rezydenci zastrajkowali...Yogi przestał jeść, zaczął wymiotować (teoretycznie) bez przyczyny, a Fred także odmawia przyjmowania posiłków i upatrzył sobie nowe miejsce do korzystania zamiast kuwety-tuż obok nowej kanapy. Pytanie, czy to choroba, czy stres...Weekend to kursy do weta i z powrotem, setki złotych zostawione u tegoż, a efektów nie widać...Na skutek tego wszystkiego, tak jak terroru Bułeczki względem rezydentów, matka zażądała natychmiastowego relegowania Bułeczki z uczelni...nie, z uczelni może nie, ale z naszego domu tak. Ojciec powiedział, że niby znalazł mu jakiś dom koło Chodzieży czy Piły, czy czegoś tam w tej okolicy, i wczoraj po południu, przy akompaniamencie mojego płaczu, kot opuścił nasz dom. Płakałam, bo się już z nim związałam...On ze mną zresztą chyba też, bo do mnie jedynej przychodził na kolana, mruczał...Powiem Wam, myślałam, że tego nie przeżyję. Do teraz mi smutno. Wolałabym, żeby ten kot nigdy się u nas nie znalazł, albo-jeśli już-był godzinę, dwie. Może wtedy nie byłoby tak źle...</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiem, dlaczego to wszystko napisałam, ale chyba po prostu musiałam się tym z kimś podzielić...Tak po prostu, po ludzku. Z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia. Został-źle, pojechał-jeszcze gorzej...Nie chce mi się już o tym wszystkim myśleć.</div>
<div style="text-align: justify;">
A co u Was?</div>
APhttp://www.blogger.com/profile/07673753190706812324noreply@blogger.com1