sobota, 19 marca 2016

#odHAMsię, czy raczej #weźsięwłebpuknij?

Dziś wielkie święto dla wielu kibiców futbolu w Polsce, a na pewno w Wielkopolsce i na Mazowszu-wieczorny mecz Lecha z Legią. Od dawna interesuję się tym wydarzeniem, choć piłka nożna, szczególnie w naszym polskim wydaniu, nawet ekstraklasowym, niezbyt mnie ciekawi.
Te mecze zawsze są okazją do nakręcania się emocji między dwoma wrogimi klubami, ale teraz jest jeszcze jeden dodatkowy smaczek-przecież z Lecha do Legii "wyemigrował" mój ulubiony piłkarz ostatnich czasów, Kasper "Hamalainen". I wszystko byłoby OK, gdyby nie typowe dla klimatów piłkarsko-kibicowskich buractwo i chamstwo.
Akcja "odHAMsię" (coś więcej o niej TUTAJ , a TUTAJ profil akcji na Twitterze) jest moim zdaniem...hmm, żenująca? Beznadziejna? Nieśmieszna nawet w jednym procencie? Przecież nie jest to pierwszy przypadek, kiedy piłkarz zmienia barwy klubowe, i to na takie niezbyt lubiane przez tych z poprzedniego "fyrtla". Nie on pierwszy przeszedł do Legii z Lecha lub odwrotnie, no, ale światek sportowy uwielbia karmić się takimi emocjami. Przypominam, co było np. wtedy, gdy Luis Figo zmienił Barcelonę na Madryt...a Tomasz Gollob Bydgoszcz na Toruń. Szczególnie w przypadku "pana Tomka" szumne były zapowiedzi co bardziej fanatycznych kibiców, jak to oni będą go szykanować, bojkotować, i co? I pstro. Wyszło z tego niewiele.
Chciałam tutaj podnieść dwa problemy:
1) po kiego grzyba wielka akcja z oddawaniem koszulek pana H.? Był częścią klubu, trochę tam jednak grał, coś tam pomógł osiągnąć...Kto chciał, koszulkę wyrzucił, kto chciał, przerobił na szmatki:) Ostentacja oddawania ma być...czym w sumie? Demonstracją "mamy cię w dupie, tak jak ty nas miałeś"? I jeszcze ten dodatkowy aspekt wymiany koszulek na takie z nazwiskiem innego, aktualnie "dobrego" gracza Lecha? Aha, to pan Kownacki (którego koszulki będą wręczane jako te "słuszne" w zamian za złe) jest "in", a pan H. jest "out"? Dziecinada.
2) czy w dzisiejszych czasach kogoś jeszcze dziwią takie transfery, i czy ktoś jest na tyle naiwny, iż myśli, że zawodnicy przywiązują do tego jakąś wagę? I to jeszcze zagraniczni? Im to lotto, mówiąc krótko. W tym przypadku - ten klub na "L", ten na "L"-wsio rawno, byle płacili. Idzie się tam, gdzie kasa większa i gdzie warunki lepsze. Przypominam, czasy idealistów, startujących całą (lub prawie całą) karierę w jednym klubie minęły. Wiesław Jaguś (osiemnaście lat w jednym klubie, czujecie to?) był...chciałam się zapędzić, że "tylko jeden", ale nie. Był po prostu jednym z nielicznych. Co poradzić. Dziś naprawdę trudno o takich, choć też się zdarzają. Większość idzie jednak za pieniądzem-takie życie, taki świat, tak nakręcona maszynka futbolowo-ogólnosportowo-marketingowa. I mnie to wcale nie dziwi. Wszystko się komercjalizuje, np. dawni punkowcy idą       w bardziej opłacalne projekty.
Mam więc propozycję dla nakręcaczy nienawiści z Poznania: poluzujcie, bo wam żyłka pęknie. Ja wiem, żal ściska pewien fragment ciała, jest gorycz odrzucenia, ale przyzwoiciej by było znieść to jakoś bardziej na poziomie. I proponuję hasztag "#odHAMsię" zmienić na "#weźsięwłebpuknij". Na pewno wyjdzie to z pożytkiem dla wszystkich.
PS. Jaka szkoda, że nie obejrzę tego meczu w TV:) Marzyłam nawet na żywo, ale jeszcze mi życie miłe, więc pozostanę przy radiu...A Wy będziecie oglądać? Jaki wynik typujecie? Ja 3:1, dla C-W-CWK oczywiście...

poniedziałek, 14 marca 2016

No pain, no game*

*tak, wiem, że w oryginale brzmi to "no pain, no gain", ale tutaj, w związku ze sportem, zagrało mi lepiej z tym słowem.
Nie od dzisiaj wiadomo, że sport to ból, pot, krew, łzy, godziny spędzone w siłowni, na sali treningowej i tak dalej, aby coś osiągnąć. Mało jednak do tej pory było tak ekshibicjonistycznych obrazów pokazujących, jak to naprawdę wygląda. W erze profili na Instagramie, Twitterze i innych chyba po prostu wstydem jest być sportowcem i nie pokazać jakiegoś zdjęcia w tym stylu. Do tej pory myślałam, że prym wiodą żużlowcy, dla których zdjęcia szram, ran czy kciuków w górze mających uspokoić fanów po wypadku to chleb powszedni. Pomyliłam się. Głośno było ostatnio na przykład o zdjęciach Thomasa Dietharta po upadku (do wglądu TUTAJ, nie polecam osobom, które mdleją na widok krwi). Okej, w dzisiejszych czasach do ludzi bardziej przemawiają obraz niż słowa, a w co drugim filmie raz na pięć minut ma miejsce spektakularna masakra, ale, do jasnej ciasnej, powiedzcie mi, jaki jest sens publikacji takich zdjęć? Wytłumaczy mi ktoś?
 
 
Generalnie nie pytajcie mnie, co tutaj robię, po tym, co pisałam w poprzednim poście. Sama nie wiem, chyba muszę się wypisać...Z jednej strony, jak już dobrze wiecie, utraciłam sens wszystkiego, a z drugiej muszę wysłuchiwać tego, czego nie chcę. Po sześciu miesiącach w Kanadzie K. wróciła do domu. Nie sama, z "narzeczonym", mieszkającym tam jak dotąd około sześciu czy siedmiu lat Polakiem. Teraz zwalili się do naszego miasta, do domu K. i jej matki, która z kolei jest koleżanką mojej matki. Matka i ja mamy więc relację na bieżąco, co robią, jakie mają plany (a te zmieniają się jak w kalejdoskopie; a to zostają tutaj na kilka miesięcy, a to miesiąc, by potem spróbować jeszcze raz w innym mieście Kanady, a to zostają tu na zawsze...Istna telenowela). Tak sobie podsłuchuję to wszystko i wydziwić się nie mogę odwadze ludzi...Ale przynajmniej coś się dzieje, mam jakiś ożywczy element w moim nuuuuuuuuudnym (liczba literek "u" oddaje mój poziom znudzenia) życiu. Nadal pędzę żywot osoby zniechęconej do wszystkiego, nie widzę sensu wykonywania nawet najzwyklejszych codziennych czynności i, co gorsza, nie widzę wyjścia z tej sytuacji. To co, że sezon żużlowy za pasem? Bez żużla w moim mieście i bez wyczynów Darcy'ego na torze to już tylko marny ersatz. Ostatnio ciągle masochistycznie wspominam wszystkie świetne wolontariuszowskie eventy z ubiegłego roku, wyjazd do Piły i tak dalej...i ciągle jest mi żal. Żal, że to już koniec, że to się nie powtórzy. No, ale ja już tak w życiu mam-jak coś fajnego, to dane na krótko. I rzadko. Jak żyć, panie premierze, jak żyć?...
PS. Pracy już nie szukam. Dałam sobie spokój. Bez znajomości mogę zostać tylko wciskaczem ubezpieczeń albo kredytów , a tego nie chcę. Znajomości brak. Wybór jest wiec prosty...