Hey, hi, hello. Po pierwsze, chcę się usprawiedliwić za nie tak częste pisanie i odwiedzanie Was, jakbym tego chciała. Nadrobię to, słowo harcerza. O powodach nie chciałabym jeszcze mówić, być może ujawnię je później.
Jenelle, Chelsea, Kailyn, Leah. Mieszkają w różnych częściach USA i są w podobnym wieku, łączy je jedno: wszystkie zostały matkami jako nastolatki. To bohaterki "Teen Mom 2", serialu reality nadawanego w MTV, także MTV Polska. Jako że jest on emitowany o 12.35, a więc w porze-jak to ją ktoś gdzieś kiedyś nazwał-"tylko dla emerytów i bezrobotnych", oglądam czasami z nudów...i nadziwić się nie mogę. Co te panny mają w głowie? No dobrze, pracę i szkołę też mają, bo nadrabiają braki edukacyjne (między innymi kształcąc się w kierunku kosmetologii-typowe), ale poza tym...Najczęściej padającym tam zdaniem jest: "Przespałam się z (tu najczęściej pada imię byłego faceta, który jest ojcem dziecka, choć panna już dawno jest z innym)" tudzież "Boję się, że znowu jestem w ciąży". No cóż, nie każdy uczy się na własnych, albo i nie własnych, błędach. Najpoważniejsze problemy (oprócz tych wymienionych powyżej)? Konieczność wyprowadzki z wielkiego domu, zajmowanego samodzielnie z dzieckiem, bez rodziców. Jakżeż inne problemy od polskich koleżanek, o których za chwilę. Od polskich "teen moms" różni je także wygląd; statystyczna teen mamusia z JuEsEj ma: blond włosy, zaje*** opaleniznę (z solarium ofkors) i tipsy. Archetyp "nietrzymającej się", że tak to eufemistycznie określę, pannicy zdaje się być uniwersalny pod niemal każdą szerokością geograficzną.
Ada, Ewa, Iza, Marysia. Prezentujące zróżnicowany poziom zamożności polskie koleżanki wyżej wymienionych. Jak to w naszym kraju bywa, także ich życie wygląda zupełnie inaczej. W przeciwieństwie do USA jest naciskanie przez rodzinę na ślub z ojcem dziecka (w momencie, w którym jestem, Marysia jest mężatką, która po przejściowych problemach z mężem odnowiła przysięgę małżeńską, a Iza decyzją sądu może wziąć ślub). Naszym "nastoletnim" stoją oczywiście na przeszkodzie kwestie bytowe (Ada mieszkała z córeczką w domu samotnej matki, teraz wynajmuje z chłopakiem klitkę, Iza również dorobiła się "własnego" M). Nie ma wielkich domów, są socjalne klitki "do remontu" z jednym pokojem lub wizja wynajęcia czegoś za "chwilowo lekko nieosiągalne" 800 złotych na miesiąc. Jest życie marzeniami, czego to nie zrobią, kiedy już to mityczne mieszkanie zdobędą...
Ciekawa porównawczo jest kwestia rodzin i przyjaciół, czyli najbliższego otoczenia bohaterek. W USA są wspierające matki (ojców mniej widać) i co chwila wpadające wesprzeć przyjaciółki. W Polsce-rodzice rozwiedzeni, matki ciosające kołki na głowie, rozdźwięk między zdaniem rodziców, przyjaciółek mniej niż w Ameryce, czyli około zera (jedynie Ada miała takowe w domu samotnej matki i z nimi omawiała najpoważniejsze problemy). Jeśli chodzi jeszcze o tę Amerykę...Poszukałam szybko najnowszych informacji o bohaterkach. Szok. Śluby, kolejne dzieci (jakby jeszcze nie było im mało), poważne choroby latorośli...Można się zaskoczyć. Ciekawe, czy jeszcze długo będą u nas pokazywać ich losy. Przy okazji oglądania naszła mnie jeszcze jedna refleksja. Sprytna ta telewizja. MTV znaczy. Najpierw swoimi teledyskami wylansowali jakiś tam model życia, zachowania dla tych młodocianych duszyczek w nich zapatrzonych, teraz zbierają żniwo tego rozseksualizowanego pokolenia, które pieprzy się z kim popadnie i gdzie popadnie, nie bacząc na konsekwencje. Przez zbieranie żniwa rozumiem zarabianie na pokazywaniu serialu. Ciekawe podejście. Też tak można. Jeżeli już o "też tak można" mówić, przypomniała mi się Ada, która w wywiadzie prasowym powiedziała, że jednym z motywów jej udziału w produkcji jest, cytuję: "Może ktoś zauważy i łatwiej dostanę mieszkanie". Wiadomo, telewizja-czwarta władza, niejedno załatwi i niejedne drzwi otworzy. Spryt się liczy, nie? A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Owszem, czasy ukrywania nastoletnich ciąż i wysyłania córek w tychże przez rodziców do miejsc odosobnienia/przenoszenia się do wieczorowych szkół minęły, ale czy nastoletnia ciąża to coś, czym należy się chwalić, propagować? Z drugiej strony, myślę, że do niejednej młodocianej głowy taki materiał dotrze lepiej niż zabarwione ideologicznie pogadanki na lekcjach wychowania do życia w rodzinie. Ideałem byłoby, gdyby choć jedna dziewczyna, jeden chłopak, jedna para zrozumieli, że dziecko to nie taka maskoteczka, do której pogadasz, pomachasz zabawką i po sprawie? Ale pewnie wymagam zbyt wiele, prawda?