wtorek, 6 maja 2014

Nie matura, lecz chęć szczera...

                                                 Z dedykacją dla wszystkich maturzystów.
 
Tak, spóźniony post na wstecznym biegu. Matura z matematyki, coś, co jest moim koszmarem. Gdybym miała ją zdawać, niechybnie bym poległa. I na nic by mi były poprawki. Poprawki też bym oblała. Kiedy zobaczyłam zadania maturalne na poziomie podstawowym...OK, funkcje. Były, wałkowałam, pamiętam z grubsza, o co chodziło, ale...Włosy wszędzie mi się zjeżyły, gdy zobaczyłam LOGARYTMY-Boże, na podstawowej maturze?! Od kiedy?! My nawet nie liznęliśmy logarytmów (i może dobrze, bo to mogłoby znacznie przedłużyć moją karierę w LO). Widzę, że era "PML", czyli "po mnie w liceum" to coś okropnego. Się wzięli za maturę z matematyki (a raczej za poziom jej trudności)...i dobrze, że wtedy, kiedy mnie już w LO nie ma. Już widzę ten pogrom, te płacze w mediach, że znów 20 czy 30 procent nie zdało...  tu macie link do mojego starego blogu, a pisząc konkretnie, do wpisu, w którym przejeżdżam się po tym chorym pomyśle. Zwróćcie uwagę na komentarz czytelnika podpisującego się "Bartek". Och, nie zgadzam się z nim (użytkownikiem i komentarzem) także i dziś. Nie uważam matematyki za "królową nauk", nie wydaje mi się, by bez jej znajomości moje życie było uboższe...No dobrze, jest jeden aspekt, w którym żałuję, że matematyka to nie jest moja mocna strona. Gdyby była takową mocną stroną, poszłabym na politechnikę i być może studiowałabym sensowny kierunek, może miałabym szansę na pracę po studiach albo już trakcie tychże bym pracowała...Tak, w tym aspekcie byłoby dobrze być z matematyką za pan brat, ale poza tym? Nie wydaje mi się, by moje życie z powodu swoistego analfabetyzmu matematycznego było uboższe czy coś...To znaczy, jest uboższe w sensie materialnym, ale mentalnym? Nie, skąd. Nie i już.
A skoro już jesteśmy przy maturach...Co roku w ostatnią przedmaturalną niedzielę podczas transmisji żużlowych wałkowany jest temat młodych zawodników, którzy nazajutrz przystąpią lub przystąpić powinni do tego egzaminu. Dwa dni temu bohaterami z tej okazji byli przesympatyczny Paweł Przedpełski, reprezentant Unibaksu, oraz Oskar "Rakieta" Fajfer (wybacz to pseudo, ale wiesz, że robię to z czystej sympatii!), pochodzący z mojego miasta, a jeżdżący w tym roku w Unibaksie mój dobry znajomy. Przedpełski do matury przystąpił, przynajmniej tak deklarował w niedzielę (z zastrzeżeniem, że dobrze by było, gdyby na egzaminie z j. polskiego pojawiła się "Lalka" Prusa, jak jednak wiemy, tak się nie stało), zapytany o to w wywiadzie Fajfer powiedział, że matura poczeka co najmniej do lata. Który z nich ma rację? Co ważniejsze, kariera czy matura? Po czyjej jesteście stronie? Ja osobiście uważam, że może jednak lepiej nie odkładać takich rzeczy (choć kiedyś uważałam inaczej), bo później może nie wystarczyć czasu, chęci, siły. A o ile nie być magistrem to nie problem (przynajmniej dla mnie), to jednak nie mieć matury to wstyd (choć może mam przestarzałe poglądy). Choć może, parafrazując powyższą piosenkę, "Nie matura, lecz chęć szczera/zrobi z Ciebie top-ridera"? Czas pokaże.

2 komentarze:

  1. Hmm, trudno mi to ocenić. Jestem pierwszym rocznikiem, który miał ponownie wprowadzoną obowiązkową maturę z matematyki. Nie podobało mi się to zbytnio. Zwłaszcza tłumaczenia, że "skoro WY nie chcecie matmy, to po co ścisłowcy mają zdawać język polski?!". Bo jednak widzę różnicę między ojczystym językiem i kulturą a funkcjami trygonometrycznymi. Bartek ma rację w tym, że matematyka pozwala rozwijać logiczne oraz kreatywne myślenie. Jednak w praktyce (nie licząc rzecz jasna kwestii podstawowych) nie widzimy jej wykorzystania, jeśli nie wiążemy z tym swojego życia. Od razu napiszę, że widzę praktyczne zastosowanie języka polskiego i ciężko mi pojąć, jak można nie rozumieć, do czego służy znajomość ogólnie przyjętych kodów kulturowych, językowych, etc.

    Toteż wydawało mi się i chyba nadal wydaje, że matematyka nie powinna być obowiązkowa. Ale jest - i nie stanowi to chyba zbyt wielkiej tragedii, bo można ją zdać a jak nie wiążemy z nią przyszłości, to niski wynik w niczym nam nie przeszkodzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Być może mam już inną perspektywę. (kiedy kończyłaś liceum?)
    Ale ja liznąłem logarytmy i wcale nie uważam, że były jakieś trudne. Jeśli ktoś wie co to potęgowanie i pierwiastkowanie to czemu miałby sobie nie poradzić z logarytmami?

    Po maturze, którą zdałem na 80% i po roku matmy na studiach zmieniłem swoje podejście do tego przedmiotu i uważam, że jest on potrzebny i przydatny. Pomaga w logicznym myśleniu.

    Ale kiedyś też się jej panicznie bałem.

    OdpowiedzUsuń