poniedziałek, 30 maja 2016

"Quod me nutrit me destruit"


Ja wiem, że w tej sytuacji utwór ten jest oczywisty i banalny, ale on chyba najlepiej oddaje to, co czuję. Niestety, stało się. Krystian Rempała odszedł w sobotę. Przyznam szczerze, jeszcze do soboty wierzyłam, że wszystko będzie dobrze, że wyjdzie z tego. W sobotę przed południem naszła mnie dziwna myśl: "Jego walka dzisiaj dobiegnie końca". Niestety, około 17.00 (tak myślę) to się stało. Pech chciał, że byłam wtedy na urodzinach kuzyna A. Dowiedziałabym się później, ale przyklejona nawet na rodzinnej imprezie do Facebooka w smartfonie D. podała mi tę informację, bo jej znajomi udostępniali już sobie artykuły o śmierci Krystiana...Imprezę miałam już do jej końca zepsutą.
Cholera, maj jest jakiś przeklęty, jeśli chodzi o żużel i śmierć. Wiem, że pewnie nie bardziej niż inne miesiące, ale mnie bardziej niż inne miesiące kojarzy się z żużlem pechowo. Może dlatego, że kilka śmiertelnych wypadków już za mojego świadomego kibicowania żużlowi wydarzyło się właśnie          w tym miesiącu?
W maju, w wyniku wypadków na torze (i nie tylko) odeszli między innymi:
  • 13 maja 2012-Lee Richardson, we Wrocławiu
  • 27 maja 2007-Michal Matula z Czech, po wypadku w Krośnie
  • 30 maja 2004 (dziś rocznica!) w Zielonej Górze odebrał sobie życie Rafał Kurmański
  • 11 maja 1998, po trzech dniach od wypadku na treningu, w szpitalu odszedł Jacek Maraszek, adept żużlowy
  • 6 maja 1979 zmarł Ryszard Chrupek, również po wypadku na torze
  • 6 maja 1966, po trzech dniach od torowego karambolu, zmarł Tadeusz Tkaczyk z Lublina.
A teraz do listy dołącza jeszcze Krystian...338. Taka jest obecnie liczba zawodników zmarłych w wyniku wypadków żużlowych. Kiedy piszę te słowa, wiele miast żużlowej Polski jednoczy się, zapalając znicze na stadionach i modląc się za Jego duszę. Mecze oczywiście odwołane, nikomu nie jest teraz w głowie jeździć. Ja przeżywam zaś  trzeci już w ciągu czterech lat kryzys wiary w żużel. Pierwszy przyszedł, jak wiadomo, po śmierci Richardsona. Drugi po wypadku Darcy'ego. Teraz otrzymałam kolejny cios. Nie wiem, czy i ile wytrzymam. Póki co, nie potrafię myśleć o niczym innym. Do Ostrowa odechciało mi się jechać, tym bardziej wtedy, gdy z rozmaitych galerii wspominkowych w internecie uśmiecha się do mnie dziecięca jeszcze niemalże buzia Krystiana (np. TUTAJ galeria Sportowych Faktów, która pokazuje Go od dziecka, bo za sprawą rodziny był przecież od dziecka "zamieszany" w ten sport). Jest takie jedno szczególne zdjęcie, myślę, że łatwo je znajdziecie. Ilustrowało kilka artykułów o odejściu Krystiana: Jego, jako dziecko, w luźnej kurtce, z ojcem na motocyklu. Trzeba zaznaczyć, że to Krystian prowadził maszynę, ojciec tylko "robił" za pasażera...Myślę, że ono jest dobrą ilustracją powiedzenia wywodzącego się z Szekspirowskiego dzieła, a które zyskało sławę dzięki uwiecznieniu na tatuażu Angeliny Jolie: "Quod me nutrit me destruit"-"To, co mnie karmi, niszczy mnie". Ta sentencja powinna znaleźć się na grobie każdego zawodnika żużlowego, który zmarł w wyniku wypadku na zawodach...
Chyba wystawię te cholerne bilety na OLX czy inne Allegro.
Kiedy myślę o tym, co się stało, myślę nie tylko o tych, którzy odeszli w maju, ale i o tych, którzy odchodząc, mieli mniej niż 20 lat...Niestety, nie brakuje takich nazwisk na czarnej liście czarnego sportu...Wśród nich byli między innymi:
  • Arkadiusz Malinger (odszedł w 2011)-17 lat
  • wspomniany już Maraszek-17 lat
  • Bogdan Spławski (1981)-17 lat
  • Henryk Drozdek (1978)-19 lat
  • Janusz Lament (1974), na treningu-17 lat
  • Władysław Kuźniar (1972)-17 lat
  • Benedykt Błaszkiewicz (1970)-18 lat
  • Ryszard Pawlak (1952)-17 lat
Spoczywaj w pokoju, Krystianie. Niech w pokoju spoczywają wszyscy tu przeze mnie wspomniani, oraz wszyscy, którzy życie oddali, robiąc to, co kochali. Chciałabym napisać, że "oby nigdy więcej takich dni", ale okazuje się, że trzeba być gotowym na wszystko...Wszystkiego się spodziewać...Także najgorszego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz