piątek, 8 maja 2015

Mój prywatny Dzień Zwycięstwa

Nie pytajcie, jak to się stało, ale wychodzi na to, że po roku, 6 miesiącach i 20 dniach (tak mniej więcej) siedzenia w domu...chyba MAM PRACĘ. Nie pytajcie, bo sama Wam opowiem/opiszę, jak do tego doszło.
Okazuje się, że jestem pod opieką dobrych wróżek/moje miasto jest małe/whatever.
Dawno, dawno temu, czyli w marcu:) wysłałam CV w odpowiedzi na ogłoszenie, że szukają młodszego doradcy ubezpieczeniowego w jednej z firm z mojego miasta. Wtedy też byłam na rozmowie, ale jakoś tak się złożyło, że nie wzięli mnie. Za to wczoraj przed południem zadzwonił mój telefon. Akurat byłam na zakupach w markecie i-uwierzcie mi-musiałam przytrzymać się półki. Ponoć zwolniło się miejsce, w związku z czym zaproszono mnie na rozmowę. Miała się ona odbyć już wczoraj, tak się ludziom spieszyło, ale nie byłam gotowa, więc poszłam dzisiaj.
Nerwy, nerwy, nerwy. To był mój dobry towarzysz. Przychodzę na miejsce, i co widzę? Znajomą ojca, która informuje mnie, że właścicieli jeszcze nie ma, i że mam poczekać. Dawno jej nie widziałam, więc pogadałyśmy sobie. Okazało się, że sama pracuje tam od kilku dni, i jak podejrzewam, powiedziała kilka słów o mnie komu trzeba i kiedy trzeba. Dzięki tej rozmowie nieco się wyciszyłam i wyluzowałam, bo przedtem byłam spięta jak agrafka:)...W końcu szefostwo wróciło-byli na spotkaniu w sprawie nowej siedziby-no i...w sumie nic. Doszliśmy do wniosku, że wszystko ustaliliśmy ostatnio i że niewiele jest do gadania. Mam iść na badania pod kątem ew. przeciwwskazań do pracy...i czekać na sygnał. Prawdopodobnie po raz pierwszy pójdę tam 18 maja. A potem będzie już tylko gorzej-czeka mnie wyjazd na szkolenie do...Gliwic. Nie wiem, jak ja tam dotrę, nigdy wcześniej nie udałam się sama w tak daleką podróż. Wiem, co sobie o mnie pomyślicie, ale trudno.
Jest jeszcze drugi problem-prawo jazdy. W opinii szefostwa jest konieczne, by dojeżdżać do klienteli, zarówno tej w dalszych rejonach miasta, jak i w powiecie. Ja prawka nie mam i nie chciałabym go robić, bo się po prostu boję. Zresztą na razie i tak nie mam kasy...Na razie temat nieco ucięłam, ale jak ja z tego później wybrnę?...Same wątpliwości, same problemy. Nie miała baba kłopotu, se znalazła pracę...Módlcie się za mnie, niech chociaż przez trochę czasu coś mi się w tym życiu uda. Błagam.
 

5 komentarzy:

  1. no wiedziałam! mówiłam, że w końcu będzie dobrze, że się uda! BRAWO ADA! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. a Gliwice to tuż obok mojego rodzinnego Zabrza, szkoda, że mnie tam nie ma, bo byśmy miały okazje się spotkac :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie, że się uda! W końcu uda ci się odłożyć na prawko i chociaż spróbujesz się przełamać. Faktycznie, w takiej pracy będzie ono przydatne. Ale też na przyszłość - w wielu innych miejscach - ci się przyda. Życzę powodzenia i trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  4. yeees, wiedziałam! mówiłam Ci :D super, gratulacje!
    dasz radę bez prawka.. a może zrobisz? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję!!! <3
    PS. A ja właśnie jestem w połowie kursu na prawo jazdy :D Też nie chciałam iść, ale po argumentach taty "Jak przez brak prawa jazdy nie dostaniesz pracy, to do mnie nie przychodź, pięć razy Cię zapisywałem!" i rozmowie z Mojego wujkiem, który jest kierownikiem wojewódzkim w pewnej firmie, który twierdzi, że w dzisiejszych czasach bez prawka albo mogą nie przyjąć, albo mniej płacić zdecydowałam się. Byłam bardzo na nie, ale polecam, na kursie jest fajnie! :D

    OdpowiedzUsuń