czwartek, 14 maja 2015

Mission Gleiwitz, update i niedziela on my own

Cześć, co u Was? Ja cały czas rozmyślam, jak dotrzeć do nieszczęsnych Gliwic-z mojego miasta nie ma zbyt dobrych połączeń kolejowych...i robi się lekki problem. Jeśli miałabym jechać cały czas pociągiem, to czekałyby mnie przesiadki w Poznaniu i Wrocławiu...Denerwuje mnie też to, że szkolenie we wtorek, w poniedziałek też już miałabym przyjść, a nie wiem NIC. Dokumentnie nic. Chyba jutro się tam przejdę i poproszę o jakieś szersze informacje. Gorzej, jeśli jutro jeszcze nic nie będzie jasne...
Oprócz nerwów wyjazdowych...co u mnie słychać? W niedzielę była słynna komunia, o której pisałam tutaj . Zgodnie ze swoją filozofią oraz postanowieniem, nie pojechałam tam, cieszyłam się wolną-co za rzadkość-przez cały dzień chatą...Spędziłam dzień totalnie "on my own": oglądałam co chciałam (tak, trzy żużle pod rząd), jadłam co chciałam (burżujska wyżerka z pizzerii, hell yeah), itepe, itede. Pomijając pewne aspekty, było naprawdę nieźle. Generalnie cieszę się, że zostałam w domu-nawet matka jako chrzestna nie dostała się do kościoła; sterczeć tam pod świątynią przez dwie godziny mi się nie uśmiechało. Był jeszcze drugi, poważniejszy powód-wprawdzie pan M. się nie pojawił, był za to S., i to sam. Bez swojej wszechobecnej dziewczyny...Mogło wydarzyć się wiele, a jednak lepiej dmuchać na zimne. Dobrze, że rozsądniejsza część mojej duszy zwyciężyła.
Szkoda z kolei, że jak już coś dobrze się zaczęło, to nie ma kontynuacji. Jestem zmuszona zrobić UPDATE: pisanie postu przerwał mi dzwonek telefonu. To z mojej nowej pracy-w tym miejscu być może powinnam postawić cudzysłów lub znak zapytania. Dowiedziałam się, że doszło do jakiegoś przesunięcia i nie zaczynam w poniedziałek, tylko 1 czerwca. Powiem Wam szczerze, że jak już człowiek się na coś nastawi i czeka, a potem tego nie ma, to...zwariować można. Zwłaszcza gdy czekało się tak długo jak ja, narobiłam sobie nadziei i...no wiecie. Rozumiem, że gdyby poszło gładko, byłoby too good to be true...A u mnie przecież nie może.

2 komentarze:

  1. Do 1 czerwca niedaleko! :) Pomyśl, jak produktywnie możesz wykorzystać ten czas :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no właśnie, 1 czerwca zbliży się szybciej, niż Ci się wydaje :) głowa do góry

    OdpowiedzUsuń