piątek, 7 czerwca 2013

Coś się kończy, nic się nie zaczyna

Byłam dzisiaj u promotora, oddać ostatni fragment pracy. Żołądek na supeł, serce waliło jak oszalały ptak w klatce, nie tylko z powodu stresu, co mi powie, ale i z innego powodu, pewnej wizji, którą sobie stworzyłam, i która zresztą się spełniła.
Promotor wziął, co mam wziąć. We wtorek mam mu przynieść całą pracę do ostatecznej oceny. Mam nadzieję, że się uda. W środę ten koszmarny egzamin (módlcie się, trzymajcie kciuki, muszę zdać, bo jak nie, to mogiła! Może jak wszyscy pomożecie, to się uda?), a prawdopodobnie w piątek za tydzień-jeśli wszystko pójdzie dobrze-oddaję pracę do dziekanatu. Na wszelki wypadek, żeby nie zapomnieć, wniosłam już opłatę za dyplomy...
Ale nie o tym przecież chciałam...Nie tylko spotkanie z promotorem było moją motywacją do pojawienia się w szkole. Wiedziałam, że B. ma dzisiaj obronę i pewnie to ostatnia szansa, by go zobaczyć. Udało się, gadaliśmy. Niestety, jeśli było to ostatnie spotkanie, to nie przebiegło tak, jak przebiec miało. Pozostawiło we mnie pewien niedosyt. Cholera, smutno mi się zrobiło. Chciało mi się ryczeć na myśl o tym, że pewnie już się nie zobaczymy. Nie tak to miało wyglądać, cholerka. Kiedy już mnie opuścił, miałam ochotę wybiec ze szkoły, czułam, że do oczu cisną mi się łzy. Szczęśliwie je powstrzymałam. Postanowiłam wrócić do domu na piechotę, by opanować emocje, choć to spory kawałek. Pogoda ładna, a ponoć nic tak nie pomaga jak doza promieni słonecznych i ruchu. Było przyjemnie, ze względu na tę pogodę i na to, że było wcześnie rano, na ulicach jeszcze pusto i cicho. Można było przyjemnie pobyć samemu ze swoimi myślami. Zawsze, kiedy tak idę/wracam/spaceruję, lubię zagłębić się w swoich myślach.
Dzisiaj temat tych myśli był tylko jeden. I od razu, jak na zawołanie, jak w filmach lub musicalach, gdy samotna bohaterka idzie ulicą i rozmyśla, z głośnika kawiarnianego ogródka popłynęła odpowiednia muzyka:

W filmach czy musicalach ta muzyka (w ogóle) to zazwyczaj jakieś podkreślenie sytuacji, odpowiedź na jakieś dręczące, egzystencjalne pytania. A u mnie? Czysty przekaz moich myśli. Jak ci twórcy to zrobili?:)
Powiem szczerze, że czuję się dziwnie z myślą, że już się nie zobaczymy. Tak, jest mi smutno...I nie myślę, jak to bywa w takich sytuacjach: "coś się kończy, coś zaczyna, może nowe okazje do poznania nowych ludzi". Nie, dla mnie się tylko kończy, w żadnym wypadku nie zaczyna...

5 komentarzy:

  1. Widzisz, już masz całą pracę, brawo! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutno jest zawsze jak trzeba się rozstawać na koniec studiów :/ Jakieś takie dziwne uczucie, że skończyło się coś dobrego i nagle trzeba to zaakceptować i przestawić się na inny tryb życia.
    Mi się często zdarza,że gdzieś usłyszę muzykę, której tekst pasuje do mojego samopoczucia albo konkretnych wydarzeń :)

    OdpowiedzUsuń
  3. no to gratuluje ze z praca wszystko poszlo tak jak sobie zaplanowalas
    dobrze pamietam jak narzekalas i nie wierzylas w to ze ci sie uda
    brawo !


    a co do torunia to nie obrażaj się, bo nie masz o co
    samą prawdę napisałam - sprawa z toromistrzem zreszta wyszła juz na jaw i wyleciał z wielkim hukiem
    wiadomo, że Toruń jest lepszą drużyną niż Bydgoszcz, ale jak się wygrywa to mogłaby to być walka fair

    i swoją drogą obrażona to ja powinnam być, gdy Ci kretyni z Torunia postanowili mnie udusić tylko za to, że byłam ubrana w barwy

    OdpowiedzUsuń
  4. a co do historii milosnych to moze warto próbować takich znajomości
    mój kuzyn swoją obecną żonę poznał przez Internet
    on z Bydgoszczy, ona mieszkająca za Zakopanem
    istne love story

    OdpowiedzUsuń
  5. Będę trzymał kciuki w takim razie i mam nadzieję że obronisz brawurowo :)

    A to pewne, że to spotkanie było ostatnim ?

    Pozdrawiam,
    czarno-biały.

    OdpowiedzUsuń