sobota, 17 grudnia 2016

O, ja pierniczę!

Niestety, póki co w takiej formie, ponieważ nie opanowałam jeszcze nowego sposobu wstawiania zdjęć do bloggera (chętnie bym to zmniejszyła, dała bardziej na środek, ale chwilowo nie umiem):
OD GÓRY KU LEWEJ STRONIE: rybka (może ta z herbu Rybnika, a może gdański "śledź", nie wiem), dzwonek, chatka
 
 
Gdyby ktoś pytał, co to, odpowiadam: to są mojej roboty pierniki, a raczej to, co z nich zostało. Ale po kolei...
Kuzynka D. już od kilku dni suszyła mi głowę, że dziś będzie przygotowywać i piec ze swoją córką, a moją chrześniaczką pierniki. Z jednej strony dawno u nich nie byłam, z drugiej jednak nadal miewam trudności ze zmotywowaniem się do kontaktów towarzyskich. Po ostrej walce wewnętrznej zdecydowałam się jednak iść. Z tego powodu zarzuciłam nawet moją zwyczajową zimową sobotnią rozrywkę, czyli oglądanie skoków narciarskich w TV (od dawna się nie rajcuję, ale oglądam z przyzwyczajenia)...Jak powiedziałam, to przyszłam. Pieczenia były aż trzy tury, ale to dobrze, przynajmniej czas szybciej minął. Jak wiecie (albo i nie), kucharka ze mnie średnia, by nie rzec: żadna, wycinałam więc tylko kształty ciastek. Jak widać na załączonym obrazku, było z tym tak sobie. Na szczęście wypieki było dość łatwe do przygotowania, na dodatek piekły się tylko 10 minut. To coś w sam raz dla mnie!
Generalnie były bardzo dobre. N tyle dobre, że kiedy przyniosłam do domu całe pudełko, rodzice rzucili się na nie z prędkością światła, a dla mnie zostały te załączone na zdjęciu. Słownie: trzy.
Wizyta była dość długa (od 15.00 z minutami do 20.00 z kawałkiem), ale przyjemna i produktywna. Oczywiście, musiałam brać udział w wielu zabawach (mała jest jedynaczką, więc towarzystwo ma ograniczone, każda nowa osoba w tym gronie jest na wagę złota), jednak nie ma co narzekać. Zawsze była to jakaś odskocznia i coś innego niż to, jak pewnie spędziłabym wieczór...Nie poczułam wprawdzie "magii świąt", jak kusiła D., ale trudno. Jakoś z tą magią coraz gorzej z roku na rok, a w 2016 roku szczególnie. Nie wiem, czego to wina...
A jak tam Wasze przygotowania do świąt?

1 komentarz: