niedziela, 7 lutego 2016

Chcę się wyprowadzić z M-2.

Cześć. Co słychać? U mnie nic nowego, niestety. Widoków na nowe zajęcie brak (i niech się nie łudzę, że się pojawią), nuda ogólna...Co gorsza, na skutek ataku zniechęcenia do wszystkiego, a także do tego, co mnie tam znowu czeka, nie stawiłam się w wyznaczonym terminie w urzędzie pracy i najprawdopodobniej jestem już wykreślona. No cóż, nie miałam nerwów na te rzeczy. Dodatkowo nawysyłałam ostatnio CV w odpowiedzi na ogłoszenia i...nic.  Tzn. cisza, a w jednym przypadku nawet gorzej-automatyczny mail, że dziękują za udział w rekrutacji, ale nie przechodzę dalej. Ten mail był nawet gorszy niż milczenie, poczułam się, jakby mi ktoś napluł w twarz. Brak mi już siły na te podchody, czuję, że bez znajomości (żeby je jeszcze mieć...) nie mam szans.
Z innej półki: o matko, ja już siebie sama nudzę, ale za sprawą pewnych dat znów obsesyjnie myślę o dwóch bardzo dla mnie onegdaj ważnych panach M., którzy w przeciągu dwóch dni świętują swoje urodziny.
Jeden pan M. w piątek skończył już 41 lat. No cóż, czas leci. Mimo tego, że zniknął z mojego życia 10 lat temu (od tego czasu tylko raz, przypadkowo, się spotkaliśmy, plus miałam nieliczne wieści od osób trzecich, co tam u niego), no to jakoś trudno mi przestać myśleć. Zwłaszcza, kiedy przypomnę sobie pewne miłe akcje, które stały się udziałem tego pana, a które rozjaśniały moje ówcześnie nudne życie...On pewnie wiedział, że coś do niego czuję, choć zrobić z tym nic się nie dało. Nie było to pierwsze i nie było to ostatnie platoniczne uczucie z mojej strony. Sama się sobie dziwię, że jeszcze nie wyrzuciłam go z pamięci, zwłaszcza po akcji pt. spotkanie z ojcem w pociągu i pytanie, czy ja jeszcze chodzę do liceum (a byłam już dawno na studiach...). Ja rozumiem, chciał mnie odmłodzić:) Mimo wszystko zabolała mnie ta niewiedza.
Temu panu M.-z dedykacją ode mnie. On wiedziałby, dlaczego:
 
 
Drugi pan M. świętuje dziś. Mój rówieśnik, w podstawówce chodziliśmy razem do klasy. Moja pierwsza miłość, kurczę. No i-jak się okazało-pierwszy sportowiec, którego w swoim życiu obdarzyłam jakimś tam uczuciem...Miło wiedzieć, że jakoś tam mu się w życiu powiodło, że ma udaną rodzinę, odnosi sukcesy sportowe (olimpiada to jednak nie byle co-nawet jeśli nie odniosło się sukcesu, prawda?), robi to, co lubi, itp., itd. Chociaż on, skoro już nie ja. Z nim nie kojarzy mi się żadna konkretna piosenka, ale jeśli już, to...a, niech ma chłopak ode mnie. Kiczowate, ale oddaje istotę rzeczy.
 
 
Jeśli mam być najzupełniej szczera, to w życiu przeszła mi już ochota na cokolwiek. Nic mnie nie cieszy, nawet to, że za nieco ponad miesiąc zaczyna się sezon żużlowy. Zaczyna się w Anglii, a ja go sobie nie obejrzę, bo nawet tego los mi skąpi-ligę brytyjską cichaczem przeniesiono z kanału, który mam w swojej kablówce, do takiego, którego, cholerka, nie mam. Nawet to sprzysięgło się przeciw mnie. Jak żyć, panie premierze, jak żyć? I jak się wyprowadzić z mentalnego M-2, czyli przestać rozpamiętywać to, co było? Najłatwiej byłoby znaleźć sobie realny obiekt, ale...cóż. Nie da się. Macie jakieś recepty, zanim zeświruję na dobre?

1 komentarz:

  1. Trudno znaleźć jedną dobrą receptę na coś takiego, ale też kiedyś byłam pogrążona w takim kompletnym marazmie. Może właśnie dlatego zajęłam się intensywniejszym blogowanie, realizacją zleceń przez internet i uczeniem się rzeczy, które niekoniecznie mi się przydadzą, ale na pewno zajmą mój czas.

    Najgorsze z tego wszystkiego jest to, jak wiele problemów zostałoby rozwiązanych gdyby człowieka było na to po prostu stać. Bo przecież pracę jest bardzo łatwo znaleźć (może nie pracę marzeń, ale jakąkolwiek) chociażby w Trójmieście. Jednak kogo stać żeby się spakować i po prostu przeprowadzić? Żałuję, że nie jestem bogata i nie mam wielkiej chaty. Zajęłabym się udostępnianiem pokoi osobom takim jak ty - które naprawdę chcą, ale ciężko im złapać szansę.

    OdpowiedzUsuń