wtorek, 2 lutego 2016

Aaa na studniówkę wynajmę

Temat stary jak świat-z kim na studniówkę? Tak mnie jakoś natchnęło po lekturze artykułu "wiszącego" dziś "na głównej" pewnego portalu...
Kiedyś, wydaje mi się, sprawa była prostsza-miało się chłopaka/dziewczynę, to się z nią szło, "się" nie miało, to "się" szło samemu. Co wstydliwsi/mniej odporni na odstawanie od reszty upraszali kuzynów, kuzynki, kolegów...i tyle. A teraz? Teraz to, jak chyba wszystko w tym świecie, się skomercjalizowało, zrobił się rynek, co cwańsi oferują się w internecie, że za taką a taką opłatą dotrzymają towarzystwa. Zawsze się zastanawiałam, na ile takie coś zdaje egzamin...Jak można się czuć dobrze z kimś, kogo ledwo lub wcale się nie zna? Okej, może i sposób jest niezły, może przy okazji "zadzierzgnie" się jedna czy dwie pary, ale ile może być takich przypadków? Obawiam się, że znacznie częściej są to po prostu niewypały...
Inni mają problem tego samego typu przy np. weselach. Bo to wstyd iść samemu-czy to na wesele, czy to na studniówkę. O czym to świadczy? Zdaniem niektórych chyba o nieatrakcyjności towarzysko-wizualnej tej samotnej osoby, "bo nikt jej nie chce"...
Jakżeż ja cholernie żałuję, że wychowałam się w takiej a takiej rodzinie (to znaczy, mam matkę na myśli, ojca ten temat nie interesował, jak wiele innych ze mną związanych), w której królowało pewne konkretne podejście, a mianowicie podejście "nic na siłę", oraz "idź pod prąd". Nie masz nikogo-idziesz na studniówkę sama. Teraz, z perspektywy czasu, myślę sobie, że i wtedy trzeba było postawić na swoim i poprosić choćby kuzyna...Dobrze, teoretycznie sąsiedztwo miałam takie, że jakoś tej samotności nie odczułam, ale było mi zwyczajnie głupio. Pamiętam te licytacje: ja przyjdę z tym, ja przyjdę z tamtym...Oczywiście, w większości były to sympatie tychże osób. Pulę zakasowała jednak K., która oświadczyła, że na studniówkę przyjdzie w towarzystwie pewnego (wtedy jeszcze nie tak bardzo, teraz bardziej, wybił się chłopak) znanego żużlowca, w dodatku obcokrajowca. Czy faktycznie miała taki plan, czy były to czcze przechwałki-nie wiem, wiem tylko, że czekałam na ten dzień w napięciu, żeby się przekonać, czy rzeczywiście tak będzie. Jako że obracała się w tych kręgach, uwierzyłam jej. Hmm, niepotrzebnie.
Z perspektywy czasu głupia, idiotyczna wręcz, wydaje mi się akcja, którą odwaliłam. Wpadłam bowiem na pomysł, że przyjdę tam z M. W tym tylko problem, że rzeczony M. był: sporo starszy, żonaty, a na dodatek jego ojciec uczył w naszej szkole (w tym mnie) i był na tej studniówce. Mimo to parę razy chlapnęłam, że przyjdę z M., nawet wzięłam zaproszenie, żeby niby mu wręczyć...Ani mu nie wręczyłam, ani nawet mu nie powiedziałam, że chcę, żeby ze mną poszedł. Sprawa żyła jednak swoim życiem, i poszło już w eter, że zjawię się z nim. Dobrze, że jednak nie dotarło to do pewnych osób, bo miałabym cholernie, cholernie przechlapane (i o trói z pewnego przedmiotu pewnie mogłabym zapomnieć). Człowiek to jednak młody bywa i głupi. No, ale wtedy na siłę chciałam zaistnieć/uroiłam sobie, że "tak będzie ciekawiej". Było, przez kilka dni...
Przemilczę przez grzeczność, że gdybym dziś miała studniówkę, tak samo nie miałabym z kim iść. Trochę to smutne, a trochę żałosne...
A co Wy o tym wszystkim myślicie? Np. o wynajmowaniu ludzi na studniówkę? Ma to sens? A Wy na Waszych byliście sami, czy z kimś?
Trzymajcie się ciepło.

1 komentarz:

  1. Ja na studniówkę poszłam sama. Wyszłam z założenia, że jak nie mam chłopaka, to nie będę kumpli targać żeby ze mną poszli na imprezę. Uznałam, że to bezsensu, choć reszta dziewczyn zapraszała kogo tylko, aby nie przychodzić samą. Według mnie powinno się iść ze swoją sympatią, a nie szukać kogoś na siłę, aby móc się pokazać.

    OdpowiedzUsuń