środa, 9 września 2015

Dzień na wyścigach (odc. kolejny): Średniowiecze się (nie) skończyło

Hej, moje ostatnie milczenie spowodowane jest oczywiście nudą, no bo co może się dziać w moim życiu? Do roboty nie chodzę, widoków na następną brak...Ale nie o tym chciałam pisać. Chciałam pisać o sobotnim odcinku mojego życia, którego długo nie będę mogła wymazać z pamięci.
W sobotę odbył się kolejny Turniej O Koronę Bolesława Chrobrego-Pierwszego Króla Polski, już 9. edycja turnieju, który w ciekawy sposób łączy popularyzację historii z żużlem. Oczywiście, na miejscu akcji byłam już znacznie wcześniej, choć było to zupełnie niepotrzebne, bo dziennikarzy, zamiast być znacznie więcej, było znacznie mniej-wydałam zaledwie kilka akredytacji i generalnie potwornie się nudziłam. Same zawody też za ciekawe nie były...Wydarzyło się za to coś innego.
Tak to zazwyczaj bywa, że podczas takiej imprezy żużlowej kilka razy kursuję między biurem prasowym a trybunami. Są one od siebie oddzielone płotem i sporym kawałkiem placu. Jako że powinnam mieć jakieś cztery identyfikatory uprawniające do poruszania się po stadionie, a mam tylko jeden, zazwyczaj przemykam jak pantera, a na widok ochroniarzy tym bardziej. Teraz biegłam już któryś raz z jednej strony na drugą, gdy słyszę:
-Pani? Tutaj?
Oglądam się i oczom nie wierzę. Był to ubezpieczeniowy klient, któremu przygotowywałam umowę, który-muszę to przyznać-dosyć mi się spodobał, i z którym fajnie mi się rozmawiało. A myślałam, że już go nigdy nie spotkam...Wytłumaczyłam mu, co tu robię (zdziwił się...A co, myślał, że ja do filharmonii biegam?), on na moje: "A pan co tu robi?" też wyklarował sprawę...Porozmawialiśmy chwilę, wypytał mnie nawet o powody odejścia z firmy i zarobki, zmartwił się autentycznie, gdy wyjawiłam, że nie mam nowej roboty...a potem każde z nas musiało wracać do swoich obowiązków. To chyba pierwszy raz, kiedy będąc na stadionie, chętniej pogadałabym z kimś/robiła coś innego, niż oglądała same "gonki", które naprawdę interesujące nie były. Nic to. Koniec zawodów, idę pod biuro prasowe, bo klucza nie mam, a słynne pomarańczowe kamizelki ktoś musi odebrać...Kolejna porcja rozmów w oczekiwaniu na klucze. I wtedy właśnie zrobiłam największą głupotę mojego życia w tym roku. Odeszłam bez pożegnania. Po prostu bałam się, że powiem coś za dużo...I tak nic by z tego nie było, bo-teraz mogę Wam to wyznać-facet jest w wieku moich rodziców, ale...głupio mi. Był dla mnie taki miły, a ja taka ohydna. Wiem, że więcej się nie zobaczymy, ale od soboty mnie to dręczy. Nawet zadałam sobie trud i znalazłam go na Facebooku. Miałam już nawet gotowy tekst, co mogłabym napisać, ale głupio mi to zrobić. Co facet sobie o mnie pomyśli? Niby nie chciałam zaproponować czy napisać niczego zdrożnego, ale-jak to ja-za dużo myślę i analizuję. Zamiast zrobić i ewentualnie później się martwić, u mnie urasta to do rangi nie wiem czego...
 
Ten song chodzi mi po głowie od soboty. Nie pytajcie dlaczego.
 
Z sobotą wiążą się jeszcze dwa zdarzenia. Ech...
1. Gadamy sobie z panem klientem. Ja mu nawijam per "pan, pan, pan" (w końcu znaliśmy się na gruncie zawodowym, zresztą wiedziałam, ile ma lat), a on zaczyna do mnie na "ty" i...
-Skończmy z tym panem, średniowiecze się już dawno skończyło.
Rozbawiło mnie to skutecznie, jak zresztą wiele jego tekstów-kiedy przyszedł podpisać ubezpieczenie, też było bardzo sympatycznie-ma chłop poczucie humoru...Przeszliśmy więc na "ty"...
2. Wracam z żużla. Jest po 20.00, niby nie późno, ale już ciemno. Idę przez pustawą ulicę, nagle podchodzi do mnie na oko 11-12-letni szczyl i pyta:
-Przepraszam, która jest godzina?
Pierwszy odruch? Sięgnąć po telefon i sprawdzić. Ale szczylowi przecież o to chodziło...Chciał mnie skroić, jak znam życie. Dlatego wolałam wypalić, że nie wiem, i...zwiać. Dzięki temu ocaliłam telefon (który i tak zamierzam wymienić na nowy) oraz być może zdrowie.
Na koniec szybkie pytanie: PISAĆ CZY NIE? Radźcie...Sprawy sercowe wiadomego pana są wyklarowane, wiem to...Pomocy!



2 komentarze:

  1. Jak nie napiszesz, będziesz żałować, jak napiszesz... też. Z tych dwóch żali wybiesz ten mniejszy. Pozdrowienia -Alicja:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Pani Alicjo,
      bardzo dziękuję za odwiedziny i komentarz! Cieszę się, że mogę na Panią liczyć...
      Po gruntownym przemyśleniu nie napisałam. Pewnie tylko bym się wygłupiła...Zresztą, w pewnych aspektach swojego życia jestem niestety bardzo tchórzliwa (i żałuję, ale mówi się trudno).
      Pozdrawiam bardzo serdecznie.

      Usuń