piątek, 28 sierpnia 2015

Zelektryzowana panna "ale" dochodzi do siebie

Moje lekko przewrócone do góry nogami w niedzielę życie chyba-może-trochę-lekko wraca do normy. Nie ma co płakać, nie ma co się obrażać na żużel...Wprawdzie postanowiłam, że więcej na zawody z własnej woli nie pójdę (przynajmniej jeśli okaże się, że z Darcym jest naprawdę źle i nic już nie da się zrobić), ale...Można coś takiego przekuć na coś innego. Nie byłam wprawdzie w ZG, nie czyhałam pod szpitalem, nie zamieszczam niewiele wnoszących hashtagów na Twitterze...Pomóc można w inny sposób. Wspomogłam akcję specjalnych subkont, która "wisi" w internecie, a także podjęłam decyzję o nakręceniu zbiórki w moim mieście, przede wszystkim jednak doszłam do wniosku, że bardziej niż o nawet najbardziej uwielbianego przeze mnie Darcy'ego, o którego martwi się pół świata (żużlowego), trzeba zamartwić się o tych, o których nie myśli nikt. Dlatego też zamierzam podjąć się jakiegoś konstruktywnego wolontariatu-nie wiem jeszcze, czy z dziećmi, czy osobami starszymi, czy zwierzętami...Potrzebujących jest wielu, a ja będę teraz miała duuużo czasu na rozpoznanie, która z tych form najbardziej mi odpowiada.
Moją przygodę z pracą-pomyłką już zakończyłam, ale...Dzisiaj w tym zakresie w moim sercu został zasiany lekki ferment. Przechadzając się po centrum mojego miasta, na drzwiach jednego z salonów zakładów buckmacherskich zauważyłam ogłoszenie, że szukają kogoś do pracy. Aż mnie nogi zaswędziały, żeby wejść, jednak się zawahałam. Wprawdzie zawsze o tym marzyłam...ale tu wkrada się kolejne moje ulubione "ale". Nie wiem, czy z moim brakiem doświadczenia w tej branży, z brakiem prezencji, jest w ogóle sens próbować. Dla kobiety miejsce pewnie od razu by się znalazło...gdyby była blondi XS. A ja nie jestem. Dlatego się waham...A Wy co byście zrobili?
To tyle szałowych przemyśleń "panny ale", czyli mnie. Przy okazji-postanowiłam, że teraz tym bardziej nie zmienię swojego szablonu blogowego. Chcę zapamiętać Darcy'ego właśnie takiego, robiącego te swoje nieprzeciętne wygibasy na motorze, wyginającego się na wszystkie strony, bez względu na to, co się stanie. Ta niepewność, brak wieści (jego ojciec nie wyraził zgody na przekazywanie informacji o stanie syna) to cholernie męcząca rzecz. "Dziękuję" ci za to, żużlu!

1 komentarz:

  1. idź! próbuj :) żałować można najwyżej tego, że się nie spróbowało.

    OdpowiedzUsuń