wtorek, 1 kwietnia 2014

Co w sercu, to na bolidzie?

[przyp. aut. : naprawdę nikt nie ogląda "Świata według Kiepskich"? I nikt nie złapał analogii tytułu poprzedniego tytułu do słynnego "Z chlebem, baby, z chlebem!" z "ludowego odcinka pt. "Złote kierpce"? No to szkoda, bo moja intencja to było właśnie nawiązanie do tegoż powiedzenia...]
Tyle w temacie tego wyjaśnienia. A zasadniczo chciałabym poruszyć zgoła inny temat. Jak wiadomo, w ostatnim czasie wszyscy szukają malezyjskiego samolotu, który prawdopodobnie spadł do oceanu. Jak niektórym wiadomo, w ostatnią niedzielę w Kuala Lumpur było Grand Prix Malezji w Formule 1. Podczas tego sportowego eventu doszło do czegoś, czego bardzo, bardzo nie lubię: mieszania sportu i polityki. Co mają do tej katastrofy zawodnicy z Brazylii, Finlandii, Hiszpanii i innych tego typu krajów, które nie były związane z tą katastrofą? Tymczasem podczas tej GP mieliśmy prześciganie się w upamiętnianiu ofiar (skąd wiadomo, że wszyscy zginęli?): napisy na bolidach (przykładowa fotka tu), na kaskach, oburzenie, że ci, którzy byli na podium, jak niemal zawsze polewali się szampanem. No ludzie drodzy. Być może wielu z zawodników, nie będąc w domu, a na treningach i zawodach, nawet nie słyszała o tym wydarzeniu lub jednym uchem taką informację wpuściła, a drugim wypuściła. Czy zawsze i wszędzie musi być obowiązek martyrologii? OK, Malezja była krajem organizatorem, więc choćby z szacunku mogła być minuta ciszy i brak szampana, ale inne? Jestem ciekawa, ilu zawodników podporządkowało się z faktycznej potrzeby, a ilu, "bo trzeba"? Oczywiście, patrzę na wszystkich swoją miarą, czyli osoby, która nie lubi różnych rzeczy okazywać publicznie i która jest przeciwna wszelkiej ostentacji. Uważam, że nieważne jest, co kto sobie na kasku napisze, ale ważniejsze, co ma w sercu...Mylę się?
Jasne, są sytuacje trochę innego kalibru, takie jak Indywidualne Mistrzostwa Wielkiej Brytanii na żużlu, które rozegrano kilka tygodni po śmierci Lee Richardsona. Wiecie, żużel to mało popularny sport, zawodników nie jest aż tak wielu, a z powodu tego, że jest ich tak mało, wielu zna się osobiście. No i jest tutaj też czynnik jeżdżenia w wielu ligach-jak nie znasz kogoś z ligi angielskiej, to pewnie znacie się ze szwedzkiej albo polskiej. Na dodatek był to finał brytyjski, a więc ci, którzy startowali, znali pewnie Richardsona osobiście. Były czarne opaski, była minuta ciszy...no i te a'la memy z Twittera "#wewillneverforgetyourico" (czy jakoś tak) na kombinezonach. Oczywiście, te memy były moim zdanim niepotrzebne, ale dążę do tego, że wyglądało mi to wszystko sto razy bardziej szczerze niż te akcje z Malezją i samolotem. W końcu inaczej przeżywa się dwieście obcych osób, a inaczej jedną, którą się znało, prawda? Czy może się mylę?
A jak jest Waszym zdaniem? Czy w sporcie jest miejsce na czczenie anonimowych ofiar wielkich katastrof? Czy nie lepiej przeżyć to po cichu, we własnym sumieniu i duszy? Jak Wy byście się zachowali, będąc na miejscu kierowców F1? Oczywiście, wiem, że trudno się tak z marszu wczuć, ale po przemyśleniu?...Ja swojego zdania nie zmienię-te wszystkie memy, napisy itp. są jak najbardziej niepotrzebne. Ale może ja staromodna jestem i nie idę z duchem czasu, czytaj Twittera.
Przyjmuję wszelkie komentarze w tym temacie, także te, że nie mam serca i empatii.

7 komentarzy:

  1. taaak, to trochę jak z lajkowaniem statusów na fejsie albo udostępnianiem zdjęć biednych dzieci - od zwykłego napisu nikomu się nie zrobi lepiej, to wszystko to jest straszna hipokryzja...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydaje mi się, że co innego byłoby, gdyby: NA PEWNO było wiadomo co się stało z samolotem, ilu ludzi zginęło, kto zginął, etc. Jednak wtedy nadal jest to kwestia organizatorów - umówmy się, na wielkich imprezach nie ma czasu na wymyślanie pięknych, spontanicznych gestów. Jeśli Malezja poprosiłaby, aby uczcić ofiary, jeśli organizatorzy by o tym zdecydowali, to jestem pewna, że każdy bez wyjątku podporządkowałby się temu (sportowcy najczęściej umieją zachować się "fair"). Ale w takiej sytuacji, jak powyższa, nie widzę żadnego powodu, by oskarżać sportowców o nieprawidłowe zachowanie.

    Są momenty, w których sport i polityka niestety się mieszają. Niestety - bo co naprawdę musi się zdarzyć, żeby i sportowcy odwołali się do polityki? Zazwyczaj jest to naprawdę coś ciężkiego kalibru (np. na olimpiadzie ukraińscy sportowcy wmieszali politykę odchodząc, ale wcale im się nie dziwię).

    OdpowiedzUsuń
  3. I zapomniałam dodać, że oglądam Kiepskich, ale nie znam tekstów na pamięć, więc nie skojarzyłam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja jestem jak najbardziej zwolennikiem mieszania sportu i polityki (oraz wydarzeń okołopolitycznych) - ponieważ to jest najlepsza forma wyrażenia swojego zdania, wyrażenia go w taki sposób żeby miliony ludzi mogło to usłyszeć, zobaczyć i się nad tym zastanowić. Sytuacja gdy Kosovo próbowało uzyskać niepodległość ... sytuacja gdy Ukraina musiała zmagać się w Igrzyskach w SOWIECKIEJ Rosji... to chore sytuacje, które powinny być na ustach wszystkich. Często takie "sportowe milczenie" jest wykorzystywane do ukrywania prawdy - a to mi się nie podoba!

    OdpowiedzUsuń
  5. ja tam do takich gestów nie mam sprzeciwu, dobrze, że pokazali solidarność, oczywiście wszystko w granicach rozsądku :)

    OdpowiedzUsuń
  6. W Berlinie nic nie słychać. a może inaczej - słychać tak wiele, że nie wiem o czym mogłabym Ci opowiedzieć :P a co do piwa, jak będę już miała własne mieszkanie to zapraszam :D

    OdpowiedzUsuń
  7. ohhh i dziękuję za miłe słówka, aż mi się łezka w oku zakręciła...

    OdpowiedzUsuń