środa, 15 maja 2013

Nieważne, ile masz lat...

...ważne, na ile się czujesz. Stara prawda, ale-posługując się terminologią Tischnera-"cała prawda". Wiem, wiem, może moje przemyślenia ostatnio się zbanalizowały, ale nie przestanę z tego powodu pisać (niestety).
Komentarz escapologist o "szaleństwie, które pozwala przypomnieć, że ma się 22 lata, a nie 80" poruszył pewne czułe struny mojej duszy. Ja ostatnio, a właściwie nie ostatnio, tylko bardzo często, czuję się, jakbym miała...nie, 80 to nie, ale z 50 lat już tak. Mam wrażenie, że wszystko, co miłe, ekstra, fajne etc., już mnie w życiu spotkało. Niestety, wbrew temu, kim chciałabym być i jak żyć, moje życie nie przypomina życia moich kolegów czy koleżanek, choćby ze studiów. Oni imprezują-ja nie. Oni zrywają z drugimi połowami i momentalnie zaczynają romansować z kimś innym, o czym ja mogę tylko pomarzyć. Oni mieszkają daleko od domu (niekiedy bardzo daleko, jak dziewczyny z Rosji i Białorusi czy kolega A.) i jadą tam, kiedy mają ochotę, ja muszę się z tym użerać na codzień. Tak, użerać, bo życie w moim "cudownym" domu to nieustające użeranie. Są tacy, którzy nie muszą myśleć o sytuacji finansowej w swoim domu. Mi nie pozwala się o niej zapomnieć. Już bez tego jest mi ciężko...
Najgorsze jest to, że niespecjalnie ma mi kto pomóc, rozweselić, pomóc się rozerwać. D. to jeszcze chociaż zabierała mnie raz po raz na imprezę w czasach "przeddziecinnych", K. zabierała choćby na spacer, na kawę, na piwo. Niestety, jak wiele miłych rzeczy w moim życiu, skończyło się. W przypadku D. z powodu faceta i dziecka, jeśli chodzi o K., to po okresie łażenia wszędzie razem po prostu nasze towarzystwo przestało nam sobie nawzajem odpowiadać. Zresztą K. ma swoje sprawy, które mnie średnio interesują. Samo się rozeszło, ponadto K. to osoba, z którą ciężko pogadać o normalnych, życiowych sprawach, a tego między innymi mi brakowało. W pewnych aspektach wykazuje się porażającą wręcz niedojrzałością.
Tak, wiem, że mi też wiele brakuje, nie jestem jakąś miłą, zabawną, dowcipną osobą, duszą towarzystwa czy kimś, z kimś super się przebywa, mam swoje odjazdy, ale staram się z nimi walczyć. A poza tym-niestety, jak wiadomo-nikt nie jest idealny...
Chciałabym zacząć jakoś zmieniać swoje życie, na lepsze oczywiście. Rzecz jasna, podążając metodą małych kroków. Nie wiem jednak, od czego tak naprawdę powinnam zacząć. Od przekonywania samej siebie, że się do czegokolwiek nadaję? Że jestem w stanie nawiązać sensowną konwersację z drugim człowiekiem? Czy może od przekonania siebie, że nie muszę robić wszystkiego tak, jak chcieliby tego rodzice? Może powinnam uwierzyć, że mogę o czymś decydować, że mam wpływ na przebieg swojego życia w jakimkolwiek aspekcie.
Mieliśmy dzisiaj w szkole spotkanie z dyrektorem. Myślał, że jest u studentów I roku w ogóle, a nie I SUM, i gadał nam o tym, jak to będzie na magisterskich etc. Beznadziejne spotkanie, nudne i niewiele wnoszące, zwłaszcza dla mnie, która jestem już na wylocie...
Obserwowałam dzisiaj licealistów i studentów z młodszych roczników. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak im zazdroszczę. Oni jeszcze mają prawo wyboru, jeszcze tyle rzeczy przed nimi...A u mnie już "po ptokach" w wielu kwestiach, których nawet nie zaczęłam lub które skończyły się wbrew mojej woli i po mojej myśli.
Przepraszam za te smętki, ale niestety tak mi w duszy gra, na przekór pięknej słonecznej pogodzie, która jest za oknem. To wbrew pozorom, wyzwala we mnie doła, takie uczucie jak to:
Trzymajcie się, cieszcie się z tego, co macie. Cieszcie się z tego, że ktoś Was kocha, że studiujecie poza domem...i w ogóle, z wielu rzeczy, dla Was może oczywistych, a dla niektórych stanowiących niedościgniony wzór, którego nigdy nie uda się osiągnąć.

8 komentarzy:

  1. ja tez we Francji nie mam takiej pozytywnej duszy... szukam jej na odleglosc. i czuje sie na 18 lat, dobrze mi z tym :)

    OdpowiedzUsuń
  2. fakt, z tą osiemdziesiątką to trochę przegięłam, 40-50 jest bardziej adekwatne.
    nie mam dla Ciebie jakiejś ekstra rady, mogę się podzielić jedynie czymś co mnie trochę pomaga. znajdź u siebie jakieś regionalne centrum wolontariatu i po prostu zacznij się udzielać.
    sama wiem, że to dosyć trudne się przełamać, ale wolontariat to świetna rzecz. nie dość że poznaję nowych ludzi (cóż, na razie to takie znajomości jednodniowe, ale zawsze to jakaś towarzyska odmiana) to jeszcze w końcu jestem na coś komuś potrzebna - to jest serio niesamowite uczucie, kiedy możesz komuś pomóc, dla mnie poświęcenie czasu i ponoszenie paru ławek(chociażby) to nie problem, a organizatorom niesamowicie ułatwia to życie. i nie mówię wcale o wolontariatach typu chodzenie do schroniska dla zwierząt/domu dziecka/osób starszych tylko o tzw wolontariacie akcyjnym - to pomoc przy organizacji jakiegoś wydarzenia (noc muzeów, olimpiady wiedzy o czymśtam, targi itp).
    poszukaj, może w Twojej okolicy dzieje się coś ciekawego - satysfakcja gwarantowana (sprawdzone) :)

    (gdzie tu ład i skład w mojej wypowiedzi...)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogę się załozyc, ze Twoje życie ma też swoje dobre strony, więc je doceniaj :) I wszystko przed Tobą ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. hah właśnie słucham Lany, ale young &beautiful . Smętki czasem się zdarzają :)

    a co do matury, to poszło idealnie, świetnie wręcz! 100% mam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ja czuje sie na znacznie mniej niz mam i to jest moj problem
    czasami czuje sie jak nastolatka ktora na wszystko ma czas a taka prawda ze peselu nie oszukasz i moj zegar biologiczny tyka :P

    OdpowiedzUsuń
  6. zdecydowanie tak :) no to też miałaś wysoki wynik;)

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja się z kolei w ogóle nie zastanawiam nad tym na ile czuję się lat, po prostu przyjmuję to co mam i jestem szczęśliwa :)

    OdpowiedzUsuń