piątek, 23 listopada 2012

Opublikowana. Plus wątki kulinarne.

http://lifeaboutspeedway.blogspot.com/2012/11/2-od-kibicow.html
Dziękuję koleżance ddreamer za opublikowanie! Po raz pierwszy udzieliłam się w czyimś blogu poza komentarzem:) Możecie wpaść i poczytać wzruszającą historię mojego pierwszego pobytu na meczu i ocenić, jak mi ta historia wyszła:)
Kolejny tydzień za mną. Nie było źle, okazało się, że cuda się zdarzają. Facet od słuchowiska nie mógł mieć dzisiaj z nami zajęć, więc egzekucja została odłożona w czasie o tydzień.
Weekend...Pewnie znowu nie wypocznę, pewnie znowu za szybko mi zleci, ale nie wyrokuję. Zobaczymy. Ponoć życie jest pełne niespodzianek.
W przerwie spowodowanej brakiem "odsłuchowiskowych" zajęć zdobyłam nowe doświadczenie, udałam się do knajpy, do której zamierzałam wybrać się od dawna, na obiad. Jak na moją miastową dziurę, to jest dość rewolucyjna w menu(i w cenach), więc kiedy ja tam byłam(w porze cokolwiek obiadowej), było tam pusto. Żal mi było tej dziewczyny, która tam siedziała, obsługiwała klientelę i kuchnię zarazem. Musi bardzo się nudzić. Może dlatego ciągle dopytywała, czy mi smakowało. A smakowało mi średnio, bo było zupełnie bez przypraw... Niby nie jestem fanką dowalania tony przypraw do wszystkiego, ale takiego dania saute to też nie lubię. Ale naleśniki były dosyć dobre, nie powiem.
I tak kończę kulinarnie, z braku ciekawszych tematów. Miłego piątkowego wieczoru życzę!:)

6 komentarzy:

  1. o widzisz! poczytałam sobie tą Twoją historyjkę. ja siatkówką interesuję się dużo krócej, bo dopiero od 2006 roku, ale wcześniej wiele o niej słyszałam :)
    hahaha, co do Miedzińskiego to zazdroszczę :D
    ale powiem Ci, że kiedy byłam na meczu żeńskiej reprezentacji Polski w koszykówce i 5 siatkarzy siedziało rząd za mną myślałam, że eksploduję :D oczywiście mam autograf, niestety tylko do jednego, bo reszta akurat poszła po coś do jedzenia, no ale nieważne! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ale oni najpierw poszli jeść, a potem ja podeszłam. jak ich nie było :P
    nie jesteś nienormalna, co Ty to! :D fascynacja sportem to coś niezwykłego i inni powinni nam zazdrościć.

    OdpowiedzUsuń
  3. historia fajna, powinnaś pisać takie artykuły do gazet albo coś :D

    OdpowiedzUsuń
  4. ja ostatnio byłam z rodzicami w restauracji. wszyscy dookoła się nią zachwycali, a według mnie jedzenie było okropne. może to rzecz gustu. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. gratuluje opublikowania

    ja nie pamietam swoich pierwszych razow na stadionie
    za mala bylam
    tzn pamietam z kim bylam ale nic poza tym

    OdpowiedzUsuń
  6. aleeż mam ochotę na naleśniki :P

    nominowałam Cię do Liebster Blog :)

    OdpowiedzUsuń