piątek, 23 września 2016

Anatomia rozpadu

Ostatnie wydarzenia (o których za chwilę) oraz dzisiejsza wiadomość (o tym też za moment) unaoczniły mi, w jakich paskudnych czasach żyjemy. Pisząc "paskudnych", mam na myśli to, że       w wielu przypadkach rozleciały się więzi międzyludzkie, rodzinne, koleżeńskie. Wielu z nas jest zapracowanych, nie ma dla siebie czasu, żyjemy na różnych kontynentach, w różnych krajach, pół biedy, jeśli są to po prostu oddalone miasta w Polsce...
Do mojej matki odezwała się ostatnio koleżanka, w dawnych czasach przyjaciółka nawet. Wiecie, poznały się, chodząc razem do szkoły, były na swoich ślubach, itp., itd. Potem znajoma matki wyprowadziła się na Kujawy na studia, tam wyszła za mąż i już została. Potem utrzymywały sporadyczny kontakt, aż teraz ona odezwała się do rodzicielki mej z pytaniem, co tam u nas. Matka odpisała, pytając także o jej męża, siostrę, rodziców-wiecie, tak to jest, jak się z kimś przez lata nie ma kontaktu. Pani B. odpowiedziała na wszystkie pytania, męża jednak nie uwzględniając.
-No, może się rozwiodła-pomyślała matka i przeszła nad tym do porządku dziennego.
Dziś, podczas lekkiego researchu internetowego (wiecie, Fejsy itp., a także banalne wpisanie imienia i nazwiska do przeglądarki) okazało się, że mąż pani B...nie żyje od pięciu miesięcy. Zmarł nagle. Zawał. Nie chciała, a może wciąż nie potrafiła o tym mówić/napisać...
Tak to jest, kiedy nawet żyjąc-powiedzmy-100 km od siebie, mało co o sobie wiemy, rzadko mamy kontakt. To straszne, ale ja doświadczam tego nawet w stosunku do własnej rodziny. Żyją gdzieś, niby obok, a równie dobrze mogłyby to być Australia albo Mars. Nikt się nikim nie interesuje, kontakty ograniczają się np. do kartek na święta lub zaproszeń (rzadkich, bo rodzina mała) na chrzciny, komunie, śluby(najrzadziej-czego bardzo żałuję), pogrzeby (najczęściej, co bardzo smutne), raz na kilka lat ktoś zaprosi na kawę w Wielkanoc czy Boże Narodzenie. I tyle. A ja się dziwię, że człowiek czuje się samotny...Naprawdę, z żalem i tęsknotą myślę o dawnych czasach (takich, których ja już nie pamiętam, albo w ogóle nie znam, bo mnie jeszcze nie było). Takich czasach, kiedy rodziny były wielopokoleniowe, ludzie mieli więcej dzieci, inni-co za tym idzie-rodzeństwa, kuzynostwa. Spotykano się znacznie częściej, i nikt nie był potem zaskakiwany tego typu wiadomościami. Wtedy-napiszę to z czysto egoistycznych pobudek-może choć dalsza rodzina zainteresowałaby się moim stanem, może ktoś zaproponowałby pomoc...A tak-analizowałyśmy dziś z matką, z kim przestało nam być po drodze, kto zerwał z nami kontakt...i doszłyśmy do szalenie niewesołych wniosków.
Mój wniosek jest jeden: dbajcie o tych, których macie (rodzeństwo, ciotki, kuzynów, kogo tam jeszcze), bo nigdy nic nie wiadomo. Ludzie dzisiaj są, a jutro ich nie ma...a szkoda później żałować słów, które padły, a nie powinny, albo powinny, a nie padły...
Wybaczcie wynurzenia rodem ze Smętowa Granicznego, ale :a) taki nastrój, b) jesień nadeszła, to też sprzyja wszelakiej refleksji. Mimo wszystko trzymajcie się bardzo ciepło. Ściskam Was.

3 komentarze:

  1. Zgadzam się z tym, odejdę jednak od kwestii rodziny i skupię się na innej społeczności - sąsiedzkiej. Kiedy widzę relację moich dziadków z ludźmi, którzy mieszkają z nimi w bloku sytuacja jest dla mnie niemal nierealna. Znają się, rozmawiają, zagadują, czasem siebie nawzajem odwiedzają. Jak sprawa wygląda u mnie i rodziców? Nie znam wszystkich sąsiadów, którzy mieszkają w tym samym rzędzie szeregowców co ja. Najbliższy kontakt z sąsiadami mieliśmy, gdy na 50 godzin odcięli nam prąd. Wszyscy wyszli do ogródków i gadali przez płot. Mam wrażenie, że to o czymś świadczy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem ludzie się rozdzielają, ale warto starać się utrzymywać jako taki kontakt - są telefony, jest internet, trochę wysiłku i powinno być dobrze :)
    Co do Twoich komentarzy:
    Taak, sądzę, że obsługa wordpressa jest znośna ;) Czasem trzeba trochę pogrzebać, ale ogólnie nie jest źle ;)
    No szkoda, szkoda, że nie mamy możliwości się spotkać :c Też nad tym ubolewam :c

    OdpowiedzUsuń
  3. rozumiem dokładnie, o czym piszesz..ja też o swojej rodzinie (cioci itp.) bardzo mało wiem.. jestem z nimi spokrewniona i to by było na tyle, bo poza świętami czy pogrzebami nie kontaktujemy się za bardzo.. na szczęście mam bliską rodzinę i przyjaciół, z którymi jestem na bieżąco :)

    OdpowiedzUsuń