piątek, 22 lipca 2016

Z rodziną nie tylko na zdjęciach

Potocznie mówi się, że "z rodziną to najlepiej na zdjęciu". Chyba każdy z nas chyba słyszał to powiedzenie. Hmm, z pewnymi jej członkami na pewno. W innych przypadkach raczej nie jest tak źle...Ja na przykład wczoraj dzięki rodzinie przeżyłam bardzo miły, choć okrojony do dwóch godzin wieczór.
Z kuzynem M. widuję się niestety rzadko-mieszka na drugim końcu Europy, a do Polski przyjeżdża znacznie rzadziej niż statystyczny rodak poza granicami kraju-średnio raz na 1,5-2 lata. Dlatego też każda jego u nas wizyta to u nas święto. Tym razem podczas jego pobytu widzieliśmy się aż trzy razy, co rzadko się zdarza. Zawsze też czekam na jego przybycie z Ryanem-to taki kochany dzieciak, a tak rzadko go widujemy...Wczoraj dostąpiłam zaszczytu zobaczenia go po właśnie 1,5 roku czy jakoś tak. I jestem bardzo pozytywnie zaskoczona.
Wyrósł bardzo, w końcu ma już całe 7,5 roku. Najbardziej podoba mi się, że można z nim całkiem sensownie pogadać (w polsko-angielskim mieszańcu), choć mieliśmy lekkie problemy lingwistyczne - mój zakurzony, rzadko od końca szkoły używany angielski, który na dodatek głównie w niej był używany, napotykał wyraźne trudności w konfrontacji z potoczną angielszczyzną "młodego". Nic to jednak, pogadaliśmy sobie o tym i owym-w tym na temat, który mnie zawsze interesuje-koleżanki oraz koledzy ze szkoły; zawsze jestem ciekawa, ile wśród nich padnie zagranicznych imion i tak dalej. Teraz nie było z tym, aż tak źle, za to dowiedziałam się, że jedna z jego szkolnych koleżanek nosi wdzięczne, urocze etc. imię Darcy:) Aż musiałam go poprosić, żeby powtórzył-tak dla upewnienia, a także po to, by jeszcze raz usłyszeć to imię.
Tę wizytę z pewnością zapamiętają też nasze koty-dawno nikt ich tak nie przegonił po mieszkaniu, no i chyba nigdy nie miały szansy na takie "wybawienie". Nic dziwnego, że spały potem jak zabite...do całej 4 rano:)
Smutno mi się tylko zrobiło, kiedy Ryan powiedział, że zaprasza matkę i mnie-bo to my głównie się nim zajmowałyśmy-do siebie, żebyśmy zobaczyły jego szkołę, klasę...Marzenie ściętej głowy - jeszcze długo nie będzie nas stać na takie eskapady. To jest jedyny mankament tych wizyt-od razu myślę o tym, że kiedyś chciałam tam mieszkać. I kto wie, może gdyby nie moje zdrowie, brak funduszy na start, podejście do życia-byłabym tam już od dawna. I kto wie, jak potoczyłyby się moje sprawy.
To był cudowny czas, szkoda tylko, że tak szybko upłynął. Przez te dwie godziny w końcu się wyluzowałam, nie myślałam o kłopotach...To był niebagatelny plus. Pytanie, kiedy teraz się zobaczymy...Wypadałoby na komunii, która będzie jednak TAM, a na przeszkodzie stanie jak zwykle pieniądz.
Oby było to szybciej niż osiemnastka...
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz