środa, 30 grudnia 2015

Brazylia, frykasy i reszta, czyli jestem.

Odkryłam niedawno, ale to dlatego umierałam w grudniu ze śmiechu i nie skończyłam ze sobą.
 
Tak, wiem, dawno mnie nie było. Niestety, nie dlatego, że rzuciłam się w wir pracy, bo ani takowej nie znalazłam, ani nie mogłam się zmotywować do tej, która podobno jest moją pasją. Generalnie koniec listopada oraz grudzień to miesiące doliny i ciemności. Mojej  oczywiście. Ataki nerwicy na porządku dziennym...I inne mało przyjemne rzeczy, o których  z grzeczności nie będę wspominać. Dolina wywołała ograniczenie kontaktów z ludźmi (nie poszłam nawet ze świąteczną wizytą do ciotki A.) i mnóstwo dodatkowych komplikacji.
Co ciekawego działo się w grudniu? Ano nic. Święta do chrzanu (nawet prezentów nie było...), w imieniny ojciec za to sprawił, że niemal padłam:) Był na służbowym wyjeździe, ale właśnie tego dnia wracał. Przyjeżdża, otwieram mu drzwi...a on wręcza mi, w ramach prezentu właśnie, torbę frykasów z mojego ulubionego sklepu. W składzie: chyba dziesięć czy nawet więcej opakowań różnych herbat (białe, zielone, różnosmakowe-ok, mam bzika na tym tle, ale żeby aż tak?...), kilka opakowań ptasiego mleczka, czekolady, itp., itd. Szacowana wartość: 150 zł. Mój ojciec jest szalony...Mógł mi dać te pieniądze do ręki, byłby większy pożytek...Ale przynajmniej mam zapas mojego ulubionego gorącego napoju na jakiś tam czas.
Po drodze była jeszcze groźba zmiecenia z powierzchni ziemi klubu żużlowego z mojego miasta-zobaczymy, jak to się skończy. Wprawdzie groźba nadal istnieje, ale chmury zostały lekko rozgonione.
Z wydarzeń zaskakujących: w nocy z 24 na 25 grudnia miałam sen. Sama nie wiem, co o nim myśleć...A było to tak:
Siedzimy z rodzicami przy wigilijnym stole. Nagle-dzwonek do drzwi. Otwieram-a tam #DW43 we własnej osobie, co więcej, na własnych nogach. Ja-szok. Wypalam po polsku:
-Ty...Tutaj? I...chodzisz?
A Darcy do mnie, również po polsku, w te słowa:
-Ano tak, byłem na kuracji w Brazylii, no i tam zrobili mi operację. Jak widać, chodzę...Chciałem zrobić ci prezent i niespodziankę...Na urodziny nie zdążyłem, na Mikołajki i imieniny też nie, to chociaż na Gwiazdkę. No i jak już wracałem z tej Brazylii, to pomyślałem, że wpadnę najpierw do ciebie pochwalić się, jak chodzę.
Cały czas zastanawiam się nad wydźwiękiem tego snu...Czy był to tylko wytwór mojej woli (tj. chciałabym, żeby tak było), czy zawoalowany przekaz? Nie wiem.
5 stycznia idę-w końcu!-na rozmowę ws. pracy. Trzymajcie, proszę kciuki. I piszcie koniecznie, co u Was!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz