piątek, 6 listopada 2015

Kalendarz, baba goła i dwa koła, czyli sex sells (a jakże)


A w mojej wersji na potrzeby tego wpisu:

Wszędzie dookoła
Czyha kobieta goła
Wszędzie, gdzie się nie spojrzę
Faceci chcą robić sobie dobrze...


Co roku potrzebuję tego samego i co roku jest to samo.
Każdego roku, mniej więcej w listopadzie, zaczynam się panicznie rozglądać za ściennym kalendarzem na następny rok z żużlem w roli głównej. Z każdym rokiem coraz trudniej takowy dostać, przynajmniej stacjonarnie, bo jedyna księgarnia w centrum mojego miasta, w której niezawodnie zaopatrywałam się w tę rzecz, została zlikwidowana, a do tej "za mostem" daleko i nie po drodze. Zostaje mi więc Internet. Przekopuję Allegro i z każdą sekundą coraz bardziej się załamuję.
Ja rozumiem, że większość kibiców to faceci, że jak towarzyszą im kobiety, to najczęściej ich to, co na torze, nie interesuje, ale są chyba jakieś normy?
Oto, czym raczy mnie wspomniany portal, a raczej przemysł drukarski kalendarzowo-żużlowy:
Propozycja 1 Początkowo jest obiecująco, ale jednak bez baby ani rusz.
 
Propozycja 2 Najbliższa mi, najbardziej neutralna, choć ciut smętna. Mimo wszystko, jeśli nie pojawi się nic ciekawszego, trzeba będzie zaopatrzyć się w to.
 
Propozycja 3 No jasne, najlepiej dać już na okładkę, żeby wątpliwości nie było.
 
Jest jeszcze szczyt szczytów, wynalazek ostatnich kilku lat. Kalendarz pod wdzięcznym tytułem MISS SPEEDWAY. Tu już generalnie wątpliwości nie ma, wystarczy rzut oka...Nie zniżę się do publikowania "zrzutów", kto chce, może zajrzeć tutaj: http://www.miss-speedway.pl/
Może mam zbyt staroświeckie, może po prostu kobiece podejście, ale mnie ta wszechobecna golizna oraz robienie z podprowadzających ósmych cudów świata i nie wiadomo kogo doprowadza do szału. Myślę, że osób takich jak pewien oburzony kibic, który napisał niedawno list do "Tygodnika Żużlowego" w sprawie tej nagości, oraz Lucjan Korszek, działacz z Wrocławia, który po śmierci Lee Richardsona grzmiał, że to wszystko przez podprowadzające, które rozpraszają zawodników, jest niewiele. A szkoda. Pan Korszek zasłynął zresztą stwierdzeniem, że "podprowadzające, pokazując zawodnikom gołe pępki, rozpraszają ich i należy je usunąć". Mądrze gada, polać mu. Kiedyś zawodnicy jakoś wiedzieli bez podprowadzających, gdzie mają stanąć, i problemu nie było. No, ale przyszedł kapitalizm, prezesem w Zielonej Górze został pewien szołmen, któremu zachciało się zachodnich efektów specjalnych, no i są efekty. To on pierwszy wprowadził do rytuału to coś...biada mu za to do końca świata i o jeden dzień dłużej. I pomyśleć, że było to grubo ponad dwadzieścia lat temu. A w jaką stronę poszło teraz, wszyscy wiemy. Niejedna galeria zdjęć np. z Grand Prix zaczyna się od Monster girls...Ech.
Podsumowując: won z pomponiarami, plus domagam się kalendarzy neutralnych, albo, w ramach równouprawnienia, miłych dla oka dla kobiet. Kto się odważy wypuścić ten numer dwa?
A jakie jest Wasze zdanie w tej sprawie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz