czwartek, 6 sierpnia 2015

You will never know...

Jestem okropna. Kiedy było w miarę OK, przez trochę czasu wydawało mi się, że zaczynam normalnie żyć, milczałam. Teraz, w obliczu kolejnego disasteru, oczywiście się odzywam...
Nie nacieszyłam się długo moim nowym statusem osoby, która chodzi do pracy, ma swoje pieniądze, jest do czegoś potrzebna. Dzisiaj dowiedziałam się, że pracuję tylko do końca miesiąca. Później znowu nic. Wizyty w PUP, tyle. Bezsensowne pytania pań urzędniczek, czy już coś sobie znalazłam. No jasne. Skoro teraz udało się po 1, 5 roku przez znajomości, to co do aktualnej sytuacji nie mam optymistycznych wizji...
1,5 roku bez pracy, żeby pracować trzy miesiące. Ma to sens? Moim zdaniem nie. A Waszym?
Nie, to nie było tak, że powiedzieli mi po prostu: "Od 1 września nie przychodź". To była wspólna decyzja po rozważeniu wszystkich "za" i "przeciw". Ja powiedziałam, jak się czuję (niezbyt pewnie, zwłaszcza w pewnych sektorach, które musiałabym rozwijać od września), w zamian usłyszałam, co mają do mnie. Ja w piśmie dotyczącym rezygnacji z przedłużenia umowy wystawiłam im laurkę, oni za to mają wystawić mi -co za starodawne słowo-referencje. Pozytywne. Deal za deal...
Niby po części nie powinnam mieć żalu, w końcu za mało się starałam, nie radziłam sobie, nie było we mnie chęci uczenia się nowych rzeczy-ale to był dla mnie szok, m. in. na skutek mnogości rzeczy, na których trzeba się znać, które trzeba opanowywać...Niestety, nie jestem aż tak "multitaskingowa", jak ode mnie oczekiwano. Chętniej zajmowałabym się jedną rzeczą, ale tylko tą jedną, Tak dobitnie...A nie: tu ogarniaj to, tu tamto...Niestety.
Nie ma jednak tego złego...-z drugiej strony myślę sobie tak: przestanę budzić się w nocy z lęku o to, jak będzie przebiegał dzisiejszy dzień, czy moja koleżanka będzie bardziej odstawiać względem mnie fochy, czy wrzeszczeć na mnie (bywało i tak, i tak). Wiem, uznacie mnie za mięczaka, który skoro już dostąpił zaszczytu pracy, i to nie "przy łopacie", powinien zacisnąć zęby i być tam tak długo, jak to tylko możliwe. Ale ja i tak czuję, że nie przedłużyli by mi tej umowy. Nie ma o czym gadać. Skoro będę miała gdzie spać i co jeść, moje samopoczucie psychiczne (fizyczne w sumie też) jest dla mnie ważniejsze...
Co będzie od września? Nie wiem. Pewnie nic. A co ma być? Nie spodziewam się oszałamiających propozycji, choć korci mnie zapytać pewnych "znajomych", czy u nich czegoś by nie było. To byłby szczyt moich marzeń...Ale ja przecież swoich marzeń nie spełniam, a nawet jeśli, często obracają się przeciwko mnie...Tak już mam. Takie życie...
Co u Was?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz