czwartek, 5 marca 2015

Jeszcze Ada nie zginęła...

Dzień dobry. Wiem, że na to dzień dobry zasługuję na komentarz rodem z Allegro: "Jest pani okropna i wstrętna" (autentyk!), ale...za chwilę wszystkiego się dowiecie.
Nie, przerwa we wpisach nie jest spowodowana tym, że znalazłam pracę, i to tak zajmującą/frapującą, że nie mam nawet czasu tu zajrzeć. Pracy bowiem nie znalazłam i nie zanosi się na to. Nie mam nawet szans na staż organizowany przez urząd pracy-wszelkie próby dostania się na takiż spełzły na niczym...Przyznaję, ciężko to znoszę. Mimo że-jak zapewniał mnie pewien internauta-z upływem czasu powinno mi być coraz łatwiej, ze mną jest jak zwykle inaczej. Czytaj: gorzej.
Przez ten czas wydarzyły się tylko trzy pozornie ważne rzeczy: przeczytałam (nie w całości, ale to nawet lepiej, ze względu na mój stan psychiczny) książkę, która mną wstrząsnęła (co nie zdarza się często); okazało się, że przez internet z Szamotuł do mojego miasta nie jest tak daleko, bliżej niż te kilkadziesiąt kilometrów, które są w rzeczywistości; okazało się, że nie wszystkie internetowo-książkowe rady, które do tej pory odrzucałam bez głębszej refleksji są głupie...Tak, jak zwykle dotarło to do mnie z opóźnieniem. Ja już najwidoczniej tak mam.
O Nicku Vujicicu i jego książce "Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń" słyszał chyba każdy, kto nie mieszka w dżungli amazońskiej, ma dostęp do Wielkiej i Wszechwładnej Sieci i/lub gazet. Przedtem omijałam ją szerokim łukiem, ale podczas opieki nad mieszkaniem znajomej, która wyjechała, odkryłam tę pozycję na półce i postanowiłam się z nią zmierzyć. No właśnie, zmierzyć, bo to nie jest zwykła lektura, którą przeczytasz i odłożysz na półkę.
Jestem pod wielkim wrażeniem hartu ducha autora i tego, jak odnalazł się w pozornie beznadziejnej sytuacji, książki jednak nie mogłam przeczytać do końca. Mnie, osobę, która raczej nie rozczula się oraz nie wzrusza, poruszyło to, jak bardzo w trudnej chwili Nick mógł liczyć na cudowną, służącą wsparciem rodzinę. Znajdowały się tam też odniesienia do osób znajdujących się w mniej beznadziejnych sytuacjach (np. takiej sytuacji jak ja), ale uświadomiłam sobie, że teoretycznie jestem z tym wszystkim sama...bo wiecie, jak odnosi się do tego wszystkiego moja rodzina. Niestety.
Tak, przyznaję, skoro nadal nie mam zajęcia, to cierpię na nadmiar wolnego czasu, który zabijam nawiązywaniem znajomości przez internet. Nie bójcie się jednak o mnie, najczęściej ograniczają się one do losowania nieznajomych przez gadu-gadu i wypłakiwania im się "w rękaw", jak to jest mi źle oraz proszenia o radę "jak żyć, panie premierze, jak żyć?"...Tak było do czasu, kiedy poznałam R. Mojego rówieśnika, też po studiach, też po "niezbyt przyszłościowych", też bez pracy. Kto lepiej zrozumie kogoś, komu jest źle, niż drugi taki ktoś? Mimo jego zgryźliwego poczucia humoru, uwielbiam z nim rozmawiać i jednak czasami zachciewa mi się żyć. Módlcie się, proszę, jeśli umiecie to robić, o to, by coś z tego wyszło. Chociaż coś w tym moim życiu. Chociaż raz.
Idąc za radami wszelkich internetowych poradników dla bezrobotnych, w których mnóstwo razy czytamy: "zaangażuj się w wolontariat/pomoc komuś", "wyjdź do ludzi", skorzystałam z ogłoszenia klubu żużlowego z mojego miasta, który ogłaszał nabór wolontariuszy przed zbliżającym się (tak, tak!) nowym sezonem. Spotkanie w tej sprawie odbyło się wczoraj i wbrew amplitudzie emocji, którą przeżywałam (iść, czy nie iść). Okazałam się jedyną nową osobą w gronie ponad dwudziestu znających się od kilku lat. Moja obecność przeszła z grubsza bez echa, nie nawiązałam prawie żadnych nowych znajomości, ale zobaczymy, jak się rozwinie sytuacja. Widać potrzeba do tego czasu. Jak do wszystkiego. Idzie wiosna, zacznie się coś dziać, może to będzie właśnie ten czas, kiedy zrozumiem, że szkoda czasu na depresję? Jak myślicie? Co u Was?

3 komentarze:

  1. Jestem 'pod wrażeniem' tego, jak potrafi się człowiekowi życie utrudniać. Rozumiem, gdyby ktoś w ogóle pracy nie szukał, to możnaby było zwalić to na jego lenistwo. Ale mamy osobę w kwiecie wieku, z chęciami. Ech, wkurza mnie to. Trzymaj sie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem szczególnie wierząca, ale trzymam kciuki. Tak w nieskończonośc być nie może. Kiedyś bedzie lepiej. A Ty uważaj na siebie:) Pozdrawiam, Alicja...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Pani Alicjo, dziękuję. Dziękuję, że Pani o mnie myśli, i to tak pozytywnie. Mam nadzieję, że rzeczywiście coś zmieni się na lepsze-niby kiedyś w końcu musi...A uważać na siebie będę zawsze, pod każdym względem, obiecuję! Bardzo serdecznie Panią pozdrawiam.

      Usuń