piątek, 14 listopada 2014

Nieobecna nieusprawiedliwiona...już obecna.

Hej, to ja, melduję się, ktoś mnie jeszcze pamięta?
Dobrze, przyznaję się. Byłam nieobecna, byłam na wagarach, bo usprawiedliwienia nie mam:-/ Sporo tych nieusprawiedliowionych godzin mi się nazbierało, chyba czeka mnie dywanik w gabinecie dyrektora...Jedyne, co mogę napisać, na swoje usprawiedliwienie, to to, że...żyłam wówczas naiwną nadzieją na to, że coś zmienia się na lepsze. Niestety, to dobre, jak to dobre, już się skończyło. Zbyt szybko, w zbyt nagły sposób, bez uprzedzenia. Ale...czy można mówić o tym, że coś się skończyło, skoro na dobre się nie zaczęło? Nie będę dywagować, bo teraz to już bez sensu.
Co mnie słychać? Chronologicznie:
- zelektryzowało mnie takie oto ogłoszenie:
Zgłosiłam się, a jakie będą efekty-pożyjemy, zobaczymy.
- przeżyłam 11 listopada, choć nie było łatwo.
We wtorek byłam z wizytą u ciotki Alicji (sprawa do załatwienia, przy okazji spotkanie towarzyskie z rogalami w tle-w tym roku najadłam się ich po kokardkę)...Żeby było mi raźniej iść w ciemności do domu, odprowadzała mnie kuzynka K. Po drodze natrafiłyśmy na jakiś wrogo nastawiony marsz patriotyczny/manifestację poglądów Prawdziwych Polaków i Prawdziwych Mieszkańców Mojego Miasta...Zaowocowało to niespodziewanym WF i biegiem do domu, bo coś nieprzyjemnie się zrobiło...
Rodzice zaliczali inne rejony towarzyskie, więc K. wylądowała u mnie w domu. Były śmiechy, głupoty, wszystko, co błahe i bardzo mi teraz potrzebne. Dobrze mi to zrobiło i przydałoby się częściej...
- dziś, po ponad roku od skończenia szkoły i po ponad roku szukania pracy, W KOŃCU zarejestrowałam się w urzędzie pracy...Cóż zrobić, nie zadałabym sobie tego trudu, gdyby nie drażliwa kwestia ubezpieczenia zdrowotnego (na nic zdały się moje protesty, że w ogóle nie choruję...).
Wizyta ta w pewnych aspektach nie zaskoczyła mnie w ogóle. Nie zaskoczyło mnie (małe, bo małe, ale jednak) opóźnienie (byłam umówiona na 8.20, wchodziłam ok. 8.35)...Nie zaskoczyła mnie niemiła pani urzędniczka, która nakrzyczała na mnie, ponieważ nie zrobiłam kserokopii jednego z dokumentów, o czym w ogóle nie było przedtem mowy...Przyznaję szczerze, nie spodobało mi się jej podejście; kilka razy traktowała mnie jak osobę niespełna rozumu, której jeśli czegoś się nie pokaże palcem, to nie zrozumie...Dyplom ukończenia studiów był w tym wszystkim najmniej ważny, prawie nie wziąłby udziału w tym przedstawieniu...Droga pani, ja rozumiem, rutyna, ci okropni bezrobotni zawracają pani bezcenny czas w piątek rano, ale myślę, że w tego typu instytucji nieco zrozumienia, taktu etc. nie zaszkodziłoby, a wręcz byłoby wskazane, chyba że kazano pani grać rolę "złego gliny". W końcu nikt nie jest tam dla przyjemności.
Miłe zaskoczenia? Zostałam skierowana do centrum aktywizacji zawodowej piętro niżej, gdzie "dobry policjant", a więc przemiła pani, przygotowała mi skierowanie na staż w niedalekiej miejscowości. Okrasiła to stwierdzeniem:
- Pewnie nic innego by pani nie chciała, prawda?
Chcieć mogę, za efekty nie ręczę. Oczywiście, do instytucji stażowej się zgłoszę, reszta nie zależy już chyba ode mnie. Za tydzień kolejne rendez-vous z miłą panią celem zaraportowania postępów. Do czasu kolejnej mniej przyjemnej części (wizyty u pani niemiłej) zdążę się chyba uodpornić psychicznie...
Powiem Wam jedno-to ciężki kawałek chleba, niekiedy tak samo trudny jak sama praca. I najgorszemu wrogowi nie życzyłabym, by przechodził przez to samo...

5 komentarzy:

  1. Ech, ja sobie nie wyobrażam rejestrowania się w żadnych urzędach ... Nie lubię nigdzie figurować, na żadnych listach ... Tak jakoś.
    Masz prawo do nieusprawiedliwionych nieobecności

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem szczerze, że zaglądalam tutaj i myślałam sobie: /tu z góry przepraszam/ "Co za leniwa /tu stosowny, niewybredny epitet/, znowu nic nie ma". Autentycznie, systematyczne wpisy przyzwyczajają czytelników, jak sikorki do karmnika. Z tymi ostatnimi mam już doświadczenie. Dostają ode mnie ziarenka słonecznika, i zaczęły się domagać takim delikatnym świergotkiem. Są słodkie, te sikorki bogatki, jak się okazuje. Tak więc pamiętaj o nas, szanowna Autorko Bloga:)
    Dobrze, że się zarejestrowałaś, chociaż może to rzeczywiście koszmarek. Ubezpieczenie zdrowotne piechotą nie chodzi, i różnie to, odpukać, bywa, czego nikomu nie życzę.
    Pozdrowienia - Alicja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, Droga Pani Alicjo...Moje milczenie wynikało z braku weny, motywacji, chęci, tego, że nic się nie działo...Domyślam się, że czytelnicy czasem tęsknią, jeśli autor długo nie publikuje nowego postu...Obiecuję poprawę, choć wszystko zależy od tego, jak się sprawy potoczą...Metafora o sikorkach jest bardzo trafna i bardzo do mnie przemówiła...Bardzo pozdrawiam Panią i Pani sikorki:-)

      Usuń
  3. Nie przejmuj się takimi ludźmi jak pani w urzędzie. Widocznie nie potrafią swoich problemów jakoś usunąć na bok... Przecież nikt jej nie kazał być cukierkowo miłą, ale jakaś kultura zobowiązuje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeglądałam różne lokalne gazety i trafiłam na takie coś: http://www.kurierlubelski.pl/artykul/3652246,w-lublinie-beda-mistrzostwa-swiata-juniorow-na-zuzlu-ale-sa-warunki,id,t.html i pierwsza myśl o Tobie!
    Też kiedyś rejestrowałam się w Urzędzie Pracy - tam to chyba pracują za karę ;)

    OdpowiedzUsuń