niedziela, 26 października 2014

I follow Trigger(s)...

Jak zwykle w urodziny dostałam dowody na to, że życie zaskakuje.
Piątkowe popołudnie. Brak kasy na wielkie przyjęcie, więc siedzę przy kompie, zajadam jedyny odświętny element dnia-tę czekoladę , moje odkrycie...Nagle-dzwonek do drzwi. Myślałam, że to kuzynka D., bo lubi ona tak mnie w urodziny zaskakiwać-wpaść bez uprzedzenia z życzeniami oraz prezentem...
Pudło. Była to ciotka A., istotnie z prezentem i życzeniami. Prezent był totalnie zaskakujący-pięknie przybrana róża (od kobiety zawsze dziwnie się bierze) i...7 sztuk gumy Mamba. Cała ciotka, moja namiętność do Mamby to dobrze jej znana rzecz...ale żeby tak na urodziny? Niemniej jednak przyjęłam, bo i towarzystwo, i pamięć były dla mnie bardzo ważne. Szczególnie w tym dniu, w tym trudnym roku.
Wkrótce po wyjściu cioci dzwoni D. z życzeniami i zaproszeniem na sobotę. Wczoraj wypadały jej imieniny, więc zaprosiła na łączącą nasze okazje imprezę. Przy okazji zaprosiła mamę, by ta jeszcze w piątek wpadła do niej pogadać.
Przyznam szczerze, że gdy mama wróciła, byłam w szoku. Dostałam od D. bardzo zaskakujący prezent...czyli kilka par skarpetek w paski ("bo ja przecież lubię paski"), czekoladę z nadzieniem truskawkowym (ojciec się ucieszył, zjadł całą, bo w składzie niedopuszczalna dla mamuśki i dla mnie koszenila, ale skąd kuzynka ma o tym wiedzieć?) oraz nawiązujący do dawnych czasów liścik. Tak, w przedkomórkowych czasach pisałyśmy sobie liściki typu "Co u ciebie? Ach, u mnie stara bieda", których wierną kurierką była nasza mieszkająca z D. babcia. Gdzie te czasy, gdy się pisało te liściki i czekało się na przyjście babci: "Masz list od D.?"...Było i nie wróci.
Wczoraj za to D., K. i ja spotkałyśmy się u D. na tym łączonym party. Oczywiście, były ataki głupawki, stare hity typu "Letni wiatr" czy namiętnie onegdaj molestowane utwory Just 5...ale i takie, które-jak zaskakująco trafnie zauważyła K.-przenosiły mnie w inny wymiar, do innych miejsc, czasów. Ja i te moje sentymenty...
Przy okazji zaraziłam dziewczyny tym, co znam sama od dawna i bardzo lubię. "I follow rivers" Lykke Li zna chyba każdy, kto w czasie popularności tej piosenki  nie przebywał na Marsie. Ale kto z Was zna to?:
 
 Ja też nie znałam, ale odkryłam dzięki ojcu. I z miejsca się zakochałam. Podoba mi się wiele bardziej niż oryginał...Ten głos, ten wygląd:) I akompaniament:) Nieodkryty talent, marnują się, a szkoda!
Lecę, czas pisać mail do mojego idola:) Trzymajcie kciuki, żeby odpisał:) Pa!

1 komentarz:

  1. Spóźnione najszczersze życzenia: spełnienia marzeń, zdrowia i miłości! ;)
    Piszesz, że jesteś sentymentalna, nie Ty jedna, nie jesteś z tym sama :D

    OdpowiedzUsuń