niedziela, 20 kwietnia 2014

"Świątecznie"

Nie, to nie będzie uroczy świąteczny post. Nie będzie życzeń, bo świątecznej atmosfery u mnie jest dokładnie zero, w ogóle tego nie czuję. Nie mam też specjalnie dobrego nastroju, dlatego wybaczcie...Ojciec siedzi przy kompie, matka śpi, bo oczywiście dzisiaj musi być chora. W lodówce niewiele, bo od dobrych dwóch tygodni jedziemy na pożyczkach. Jedyne, co mnie jeszcze ratuje, to perspektywa dzisiejszego popołudniowego i jutrzejszych trzech meczów żużlowych. Przyznam się Wam szczerze, czas największej żużlowej fazy minął mi już dawno, ale trzymam się go, bo to moja jedyna odskocznia od problemów...Gdyby nie to, nie wiem, skąd brałabym w ostatnim czasie preteksty do wyjścia z domu. Tak jak wczoraj. Kasy brak, ale speedway jutro jest, i-jak sama sobie powiedziałam-coś mi się w końcu od życia należy...więc poszłam do kuzynki, by...pożyczyć pieniądze na bilet. Uwierzycie? Sama nie wiem, czego to jest objaw-takiej miłości do żużla, czy takiej desperacji. Niby trochę humor mi się poprawił, bo przy okazji wizyty u kuzynki spotkałam się z chrześniaczką. Fajne dziecko się z niej robi. W sierpniu skończy trzy lata. To jest jeszcze ten sympatyczny okres, kiedy dziecko tylko dlatego, że cię widzi, zarzuca ci łapki na szyję i mówi ci, że cię kocha. Powiem Wam szczerze, nawet na mnie to podziałało:) Na mnie, do tej pory dość niechętną/obojętną względem dzieci. I to jej ciągłe mówienie "Ciocia to, ciocia tamto": ciocia, chodź wyjrzeć za okno, bo dzieciaki grają w piłkę; ciocia, chodź zobaczyć, jaką mam zabawkę; ciocia, chodź, bo mama jest chora i nie chce się ze mną bawić. Energia dzieciaków w tym wieku bywa...przerażająca:) Ale o dziwo nie przeszkadzało mi to "ciociowanie" i chcenie czegoś co chwilę. Chyba się starzeję, bo jeszcze niedawno przeszkadzało mi, że dzieci rodziny czy znajomych mówią do mnie "ciocia". Wolałam być nazywana po imieniu:) Jak widać ludzie i pewne ich "ustawienia" się zmieniają.
Smacznego jajka wszystkim, trzymajcie się, cieszcie się zastawionym stołem i świąteczną atmosferą. Nie przeziębcie się jutro przy dyngusowaniu...Pa!

4 komentarze:

  1. Głowa do góry, trzeba wierzyć, że będzie dobrze! :)
    Ja nie lubię małych dzieci :P Nie wyobrażam sobie siebie w roli matki, ani ukochanej matki chrzestnej, ale może w przyszłości się to zmieni, zobaczymy... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja mam taki problem z moją ciocią, kiedy się urodziłam ona miała 17 lat, później mówiłam jej po imieniu i doszło do tego, że dziś głupio jej tak mówić, a "ciociu" też brzmi jakoś źle.
    a w lany poniedziałek szans na przeziębienie raczej nie mam. no cóż, hah

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja dzisiaj cały dzień miałam nygusa. Razem z rodzicami po śniadaniu wbiliśmy się w wygodne ciuchy, owinęliśmy kocami i prze leżakowaliśmy caaaały dzień.Takich Świąt dawno nie mieliśmy ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. trzymaj się w takim razie i jestem pewna, że niedługo nadejdą te lepsze dni:)

    OdpowiedzUsuń