niedziela, 9 lutego 2014

Lepiej nie spotykać się z rodziną, i nie oglądać TV.

Dziś będzie typowo blogowo-pamiętnikowy wpis o tym, jak dopiekło mi życie. Bo dopiekło mi i głównie musiałam się wkurzać...
Zostaliśmy z rodzicami zaproszeni do stryja, który chwilowo przyjechał z Niemiec do Polski z powodu choroby. Mieliśmy go odwiedzić, jak nakazuje chrześcijański obyczaj, i uczyniliśmy to. Myślę sobie jednak, że lepiej, abym nie wychodziła dziś z domu, nie włączała mediów, itp., itd., bo tam same denerwujące rzeczy...
-Wkurzacz 1. Wchodzimy, rozgościliśmy się. Po chwili przychodzi kuzynek, lat 19, i z triumfem macha mi czymś przed nosem:
-Zobacz, co mam.
Wiecie co to było? iPhone5s. Nowiutki. Myślałam, że zamorduję dzieciaka, a potem oskubię go z tego telefonu. Humor już zepsuty, bo ten wyrób w tej wersji "numerycznej" to mój obiekt pożądania. Też tak macie, że-jak mawia mój ojciec-"nie radzicie sobie z emocjami" w takich chwilach?
Wkurzacz 2. News pt. kuzynek wyjeżdża na studia, które ma zacząć w październiku, do Gdańska lub Krakowa...Znacie moje jazdy na tle wyjazdów na studia, jako że sama tego chciałam, a nie doświadczyłam...To już drugi argument, żeby się rozryczeć.
Wkurzacz 3. Skoro kuzyn wyjeżdża, iotka, która zostanie w domu sama, rzuca swoją kiepsko płatną pracę i dołącza do styja w Niemczech. Fantastycznie. Jak to powiedziała z wyrzutem mamuśka, "jak zwykle wszystkim się coś polepsza, tylko nie nam". Coś w tym, bez wątpienia, jest.
No i wkurzacz największy-olimpiada. Możecie wieszać na mnie psy, ale...U stryja oglądałam jednym okiem pierwszą serię skoków, więc byłam średnio na bieżąco. Do domu wróciliśmy w środku drugiej serii...Nie znoszę polskich skoczków, więc na widok wyniku Stocha z pierwszej serii i jego skoku w drugiej po prostu wyłączyłam telewizor. Nie mogłabym zdzierżyć tych euforii...
Powiedzcie mi, czy to tylko moje przesadne reakcje, czy rzeczywiście mogłam się wkurzyć? Co do pierwszych trzech sytuacji...Tak, wiem, napiszecie mi, że na telefon mogę uzbierać, a wyjechać gdzieś we własnym zakresie, skoro mi zależy...i że to mogę zmienić, mam na to wpływ. Prawda jest jednak taka, że na telefon nie uzbieram, dopóki nie wyjadę z Polski (śmiech), a co do wyjazdu...Chcieć to ja bym i chciała, tylko co do mojego wymarzonego kierunku-nie wiem, co na to kuzyn...i dopóki się z nim nie skontaktuję, to się nie przekonam. Proste...w teorii. Trudniej to zrobić.
Czasami to jednak lepiej nie spotykać się z rodziną...i przeżywać takich denerwujących sytuacji w nadmiarze, jak dziś mi się to zdarzyło.

4 komentarze:

  1. Nie no, powody rozumiem, ale sądzę, że po pierwsze, nie ma co za bardzo zazdrościć, bo to zupełnie bez sensu. Nie masz możliwości zrobić czegoś teraz? To zrobisz wtedy, gdy będą ku temu warunki. Takie pesymistyczne nastawienie niczego nie zmieni kochana. Bo ciągle powątpiewasz we wszystko, nie może tak być przecież. Rób, co możesz, pytaj, szukaj, a szczęście trafi i na Ciebie, zobaczysz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie mam problemu z emocjami w takich chwilach. Dopiero jak wrócę i jestem sama, to jest mi po prostu przykro. Też na niewiele mogę sobie pozwolić i nawet nie marzę o takim telefonie, etc. (choć moim obiektem pożądania jest nowa gitara, najlepiej elektryczna + wzmacniacze).

    Co do wyjazdu na studia - rozumiem cierpienie, jest to naprawdę trudny wyczyn. Nie jest łatwo tego dokonać, ale da się to zrobić. Ja bardzo chciałam wyrwać się z domu (jestem z patologicznej rodziny) i udało mi się. Od czterech lat mieszkam i studiuję w Gdańsku. Było bardzo trudno, ale się udało. Mam nadzieję, że i tobie się uda. A jak będziesz w Gdańsku to zapraszam na kawę/piwo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No to skoro już wiesz, co napiszę nie wiem co napisac na serio ;P
    Ja dwa miesiące czekam na Samsunga Galaxy S IV, a tu prosze kolega sobie zamówił tą wersję mini i będzie miał go już jutro, a ja dalej czekam na dodatkowa kase i moge czekac do marca. Nie powiem zakłuło mnie to, ale hellow, on jest biedny a stać go na raty ;). Jak sie coś mocno chce wystarczy pokombinować. Sama nie zarabiam kokosów, ale chyba każdego stać na tą stówę miesięcznie, może i mniej. Po ekspozycji technologicznej jakoś w marcu wszystko stanieje, więc jak nie masz pracy tylko gdzieś dorabiasz popros kogos kto na siebie te raty weźmie. Albo sama znajdź pracę, albo wyjedź, niekoniecznie za granice ale do większego miasta. Znajdź choćby durną opiekę nad dzieckiem z zakwaterowaniem na poczatek, aby poznac nowe miasto. Pracy w innym mieście możesz szukac ze swojego. To serio nie jest takie trudne ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze byłam zawistna o różne pierdoły, aż mnie to zmęczyło. Odkąd zrozumiałam, że każdy ma swojego mola, nieco odpuściłam. Owszem to trochę żałosne i niechrześcijańskie cieszyć się z czyichś potknięć czy kłopotów, ale co tam, liczy się w końcu mój błogostan. Mam niejasne podejrzenie, że każdy ma podobne podejście, ale za nic sie nie przyzna:)

    OdpowiedzUsuń