wtorek, 28 stycznia 2014

Trouble and the (small) city


To jest od niedawna mój hymn życiowy. Dziś tym bardziej. Kolejna instytucja odmówiła mi stażu. Tyle czasu zmarnowałam na kontakty...Wczoraj telefon odebrał jakiś pan, kazał mi dzwonić dziś po 8.00 rano. Dzwonię o 8.15. Cisza. O 8.30, .40, .55 tak samo. W końcu krótko po 9.00 odebrała niemiła pani, która wyraźnie była poirytowana tym, że śmiem zawracać im głowę. Jedyny plus-kazała mi zadzwonić o 10.30 i obiecała, że od razu powie, co i jak, więc odpadło mi martwienie się o to, że będę musiała się tłuc w ten mróz. Z bijącym sercem zadzwoniłam o wskazanej godzinie. "Nie, nic z tego, nie potrzebujemy tu teraz nikogo nowego"-taki z grubsza był przekaz, po raz kolejny niemiły. Poczułam się zdruzgotana. Łzy same pociekły mi po policzkach. Kupiłam od razu naszą lokalną prasę, mając naiwną nadzieję, że może tam...jakieś ogłoszenie...A gdzie tam. Żałuję, że nie jestem facetem, najlepiej pod 40., operatorem wózka widłowego, bo takich ogłoszeń o pracę jest dużo. Inna rzecz to taka, że u nas-jak to w małym mieście-rządzą układy i układziki, a moja rodzina w nich nie uczestniczy. Często, by się gdzieś zatrudnić, trzeba znać kogo trzeba...A my nie znamy. Ot i cały problem. Nic się nie klaruje, na nic nie ma nadziei, kasy nie przybywa...a byłaby bardzo potrzebna. Nie ma mi kto doradzić-ojciec ma absurdalne pomysły i/lub nie ma pojęcia o sytuacji na rynku, mamuśka sprawia wrażenie, jakby chciała, żebym do 50. chodziła do szkoły...Zamiast mi pomóc, żebym się choć trochę usamodzielniła, chciałaby mnie wciągnąć w gorszą sytuację, żebym jak najdłużej była od nich zależna...A prawda jest taka, że zarabia tylko ojciec, i to mało. Mam 25 lat i nie mam grosza przy duszy, nawet na przysłowiowe piwo, gdybym miała z kim iść. Cała ta sytuacja frustruje mnie coraz bardziej. Nawet z domu nie chce mi się wychodzić...Mamuśka też wychodzi mało, więc najczęściej siedzimy we dwie w domu jak dwa koguty i od banalnych stwierdzeń codziennie wybuchają awantury. Nie jest mi z tym dobrze. Zwłaszcza, że najczęściej kończy się moim płaczem, który nie przynosi mi ulgi, a matkę złości...Nie myślałam, że tak będzie wyglądała moja rzeczywistość po skończeniu (wreszcie) znienawidzonej edukacji.
Byłoby mi łatwiej, gdybym miała gotowego mnie przyjąć krewnego/znajomego w dużym mieście-Poznaniu, Toruniu itp. Ale nie mam. Mogłabym pracować gdziekolwiek, byle mieć punkt zaczepienia...Chodzi mi też po głowie zagranica. Tu odwołuję się oczywiście do kuzyna M., ale z nim kontakt jest zbyt luźny, do tego jeszcze jego żona...Gdyby był sam, waliłabym jak w dym, od razu. A tak? Jestem w kropce i nic nie wiem. Nadal.
Przepraszam, ale musiałam się wyżalić. Wiem, że mądre z Was ludzie, dlatego...doradzi mi ktoś, co robić? Bo ja mam wrażenie, że nie radzę sobie ze swoim życiem. Może Wy-bezstronni, widzący to z daleka-dostrzeżecie coś, czego ja nie widzę? Podsuniecie pomysł? Za wszelkie MĄDRE i SENSOWNE rady z góry dziękuję.

10 komentarzy:

  1. a w jaki sposob szukasz tego stazu
    przez urzad pracy czy na wlasna reke?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pytanie zadała ci Żaneta :)
      mamy z ala wspolnego maila i co za tym idzie wspolne konto
      to sie nazywa zaufanie ;)


      tak dopytuje bo troche to dziwne
      sama nie tak dawno szukalam stazu i w moim miescie to urzad pracy dawal namiary na staze
      na stronie internetowej byly ogloszenia, jakie trzeba spelnic wymogi itd ale by dostac adres i namiary na firme trzeba bylo jechac do up bo sprawdzali czy faktycznie spelnia sie wymogi
      dawali adres, nr telefonu i reszte trzeba bylo samemu zalatwic
      jesli firma byla zainteresowana to wtedy urzad pracy dawal wszystkie niezbedne dokumenty

      Usuń
  2. Czy jesteś usztywniona tylko tym stażem? A może weż cokolwiek, nawet sprzątanie. Coś grubo poniżej Twoich oczekiwań i możliwości, żeby się tylko zaczepić, wyjść między ludzi. Po drodze jakiekolwiek kontakty mogą zaowocować nie wiadomo kiedy.
    Może ta niedobra kuzynka? Na początek znależć pracę w tym większym mieście, a potem spróbować z nią lub /najlepiej/ kimś znajomym czy z ogłoszenia wynająć mieszkanie?
    Zrobić kurs na operatora wózka widłowego?
    Tak myślę, a może trzeba było wziąć tę pracę w korporacji? Chociaż spróbować. W końcu i tak jesteś w domu..
    Na pewno w mniejszym mieście jest mniej możliwości, więc koniecznie coś powinnaś zacząć kombinowac w tym wiekszym, pobliskim mieście. Możesz też pozaglądać w swoim rodzinnym miejscu w takie punkty jak poczta, dworzec. A tak wogóle, to łatwo powiedziec, gorzej z realizacją. Jeszcze jedno, może potrzebują ankieterek /oni tam zawsze potrzebują/, takich, które sprawdziłyby się w Twoim mieście? Takich pracujących po prostu między ludźmi, niekoniecznie stacjonarnie?
    Uff, ale się rozpisałam, ale zaczęłam się wczuwać w Twoją sytuację, wiadomo, niełatwe to wszystko.
    Mimo wszystko, życzę szczęscia w tym temacie.
    Pozdrawiam, Alicja.


    OdpowiedzUsuń
  3. właśnie, może uda Ci się dorwać coś innego? po co masz się non stop dołować tym stażem?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie poddawaj się. Szukaj tak długo jak to możliwe ... Gdzieś w końcu Cię przyjmą i to miejsce okaże się właściwe ...

    OdpowiedzUsuń
  5. A może skorzystałabyś z cauchsurfingu? może akurat znajdziesz kogoś, kto ułatwi Ci start? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciężka sprawa ze stażem. Ale czy szukasz go przez UP czy sama instytucji? Bo może spróbuje przez Urząd, jeśli mają kasę na staże ( a początek roku, więc mają) to wyślą Cię tam gdzie ludzi potrzebują. Albo ( ja tak zrobiłam kiedyś) znajdź instytucję która przyjmie Cię na staż w innym mieście i o staż ubiegaj się z urzędu ze swojego miasta. Czyli urząd płaci za Twój staż, ale niekoniecznie w tym samym mieście - chodzi o to żeby instytucja chciała, a im jest wszystko jedna skąd kasa idzie. Mam nadzieje że się uda, nie załamuj się, będzie dobrze, wszyscy tu trzymamy kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  7. 1. Dzięki za miłe słowa u mnie na blogu :)
    2. Złotej rady to ja nie mam, ale ja sobie obiecałam, że jak tylko zrobię licencjat to wyjadę z tego kraju i koniec kropka. Wolę być bezrobotna np.w Skandynawii (gdzie dostaję mega dużo kasy na utrzymanie, w tzw. "urzędzie" znajdą mi pracę w ZAWODZIE i to jak najbardziej dla mnie opłacalną).

    OdpowiedzUsuń
  8. @ Aga - He he "może, lecz ja to między bajki włożę":)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ahh ... nasz kraj nie daje nam żadnych perspektyw - poza perspektywą wyjazdu...

    OdpowiedzUsuń