poniedziałek, 4 listopada 2013

"W internecie pozostanie zawsze ślad, kiedy Ciebie już nie będzie tu"...

W obecnych czasach, kiedy tyle godzin dziennie spędzamy w internecie lub z nosem w telefonie, publikując kolejne tweety, wrzucając kolejne zdjęcia do Instagrama itp., powstał nowy problem. Będzie to-nieco jeszcze pozostając w klimatach 1 listopada-problem pod tytułem: "Co powinno się dziać z takimi kontami, kiedy użytkownik umrze, zginie itp.?". Jest to poruszane co roku w okolicach Święta Zmarłych. Prawda jest jednak taka, że jest to kwestia do tej pory nierozwiązana, a przecież jakoś trzebaby to usystematyzować.
Słyszałam już o różnych rozwiązaniach lub propozycjach:
-usuwanie konta po okazaniu aktu zgonu użytkownika
-konta pt. "martwe dusze" oznaczone świeczką, czarną wstążeczką i tym podobne
-automatyczne usuwanie konta, jeśli przez rok nie zamieści się tam żadnego wpisu.
Niedawno ojciec opowiedział mi o jeszcze jednym sposobie, bardzo jak dla mnie upiornym, czyli aplikacji, którą instaluje się w telefonie czy komputerze, a która...udziela się w imieniu zmarłego. "Wie", co polubiłeś na Facebooku i trzyma rękę na pulsie, komplementuje zdjęcia znajomych, choć piszący już nie żyje...Ja przepraszam, ale dla mnie to lekko "chore".
Do zainteresowania się tym tematem, oprócz powracającego w mediach motywu, zainspirował mnie research internetowych śladów po tragicznie zmarłym żużlowcu Lee Richardsonie. Strona internetowa-OK, zniknęła, zlikwidowano ją, choć można by tam zamieścić jakąś księgę kondolencyjną, wspomnienie i też byłoby dobrze. Natrafiłam jednak na jego konto na Twitterze, które...hmmm, wygląda tak, jakby właściciel wyszedł gdzieś na chwilę i miał za moment wrócić...Zatrzymało się na przedostatnim dniu jego życia, 12 maja 2012. Jak upiornie to wygląda, możecie zobaczyć tu. Mnie osobiście najbardziej zasmuciło, przeraziło to pisane w sobotę do innego zawodnika "See you Tuesday"...Wiadomo, że się w ten wtorek nie zobaczyli. W ogóle przerażające jest to, że w życiu nic nie wiadomo. Dzisiaj, teraz chodzisz, jeździsz, a za chwilę cię nie ma. Kto zna drogi przeznaczenia?...
Czytałam też o tym, by pozostawiać innym członkom rodziny hasła do swoich kont, aby w razie śmierci użytkownika mogli oni konto usunąć lub napisać tam o tym, co się stało. Sama nie wiem, która z tych opcji jest najbardziej rozsądna. I nie wiem, czego bym chciała na przykład dla swojego blogu. Przepraszam, że uderzam w takie nuty, ale ponoć trzeba być przygotowanym na wszystko...Chyba jednak wybrałabym opcję: "Usuwanie po roku bez wpisu"...
A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Usuwać czy zostawiać, robiąc z profilu takiej osoby miejsce pamięci? W końcu człowiek żyje tak długo, jak trwa pamięć o nim, także ta internetowa...

8 komentarzy:

  1. Też byłabym za usunięciem konta, po upłynięciu roku bez logowania, bez aktywności. To trudna sprawa, zwłaszcza na fejsie, kiedy ktoś zginie, szczególnie ktoś młody i bez przerwy znajomi wrzucają mu na tablicę jakieś smutne wierszyki, czy te chore świeczki [*], albo to, co ostatnio się zdarzyło, założono funpage w stylu "Iwona, będziemy pamiętać [*] i było około 200 lajków... To dopiero chore!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym chciała żeby to żyjący zadecydowali za mnie. Na takich kontach jest dużo osobistych spraw, zdjęć, przemyśleń, które mogą pomóc przetrwać najbliższym i ocalić sporo wspomnień o tej osobie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem takie konta powinny być usuwane - jak najszybciej. Dwa lata temu kiedy zginął mój kumpel, jego rodzeństwo postarało się o zlikwidowanie wszelakich kont gdy zobaczyli, że masa internetowych "no-life'ów" wysyłała wirtualne świeczki. MIEJSCE PAMIĘCI POWINNO BYĆ W NASZYCH DUSZACH I GŁOWACH a nie w necie.

    OdpowiedzUsuń
  4. na dzień dzisiejszy chciałabym, żeby wszystkie moje konta zostały usunięte właśnie po roku nieaktywności. nasunęło mi się tylko takie pytanie, a co z blogami, które naprawdę mają jakąś wartość i mogłyby zostać na dłużej? może fajne byłoby deklarowanie się odpowiednio wcześnie (np. przy zakładaniu konta), co chcemy żeby stało się z naszym internetowym miejscem

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak mi ktoś po śmierci zapali świeczkę w internecie to chyba będę go straszyć do końca życia...po mojej śmierci pewnie pousuwa wszystko moja rodzina...

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak będę miała chwilę czasu to później przeczytam i napiszę swój komentarz, a teraz na szybko tylko chcę Ci napisać, że nie pożyczyłam :) Sama muszę kupić biurko, pożyczyłam tacie kasę (zresztą jego kasę, dał mi na autobusy już na cały rok, ale stwierdziliśmy, że lepiej kupić z tych niż na raty brać) na podłogę i nie mam. Znaczy oficjalnie nie mam :P Mój tata skomentował to tak "Jak masz to się nie chwal." Z rodziną najprościej o kasę się pokłócić idzie :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Poruszyłaś bardzo ciekawy temat... Szczerze mówiąc miałam taką sytuację, że o tym, że mój dalszy znajomy nie żyje dowiedziałam się poprzez "znicze" z facebooka, więc może nie do końca to takie złe, jeśli rzeczywiście może podtrzymać pamięć o kimś. Sama nie wiem.

    OdpowiedzUsuń