niedziela, 29 września 2013

Żużel, jesień i miłość (lub jej brak)

Ta piosenka towarzyszy mi od wczoraj jako leitmotive. Z wielu powodów. Jakich? Wszystko wyjaśnię za momencik.
Zanim przejdę do tych rzeczy, napiszę Wam jednak, że nadal nie znam wyniku swojego egzaminu (a jutro musiałabym oddawać pracę, jakby co...). Takie nerwy są wykańczające.
Może niewiele osób to zainteresuje, ale skoro już dałam zapowiedź wczorajszego żużla, to napiszę Wam skrótowo, jak było. Jak? Na pewno gorzej, niż w zeszłym roku-przede wszystkim, jeśli chodzi o porę roku i dnia. Turniej żużlowy 28 września z początkiem o 19.00 to niezbyt dobry pomysł. Zimno, okropnie, do domu daleko. A jeszcze przez wcześniejsze opady deszczu wszystko się opóźniło...Koszmar.
Kiedy dotarłam na miejsce o 18.40, trwały wyścigi koparek i innych walców, które miały doprowadzić nawierzchnię do porządku. Wszystko jednak ślimaczyło się na tyle, że zamiast o 19.00, zawody-tj.prezentacja zawodników-zaczęły się o 20.40. Samo ściganie około 21.00. Sama nie wiem, jak to zrobiłam, że nie spakowałam manatek i nie wyszłam ze stadionu, gdy dowiedziałam się o tym opóźnieniu...Zostałam jednak i siedziałam sama w otoczeniu par-w końcu w kupie cieplej, zwłaszcza w takich okolicznościach przyrody. Mnie nie miał kto tulić, więc musiałam zadowolić się lichym ciepłem własnej kurtki. Smutne to i niesprawiedliwe.
Sam speedway? Hmmm, no cóż. Był średni, ze zwycięzcy nie jestem zadowolona, a ten, któremu kibicowałam, zajął dopiero piąte miejsce. Trudno. Ja robiłam, co mogłam, żeby kibicować i nie zamarznąć, ale jak widać, wystarczyło tylko na tyle. Lepsze to jednak niż 10., 15., czy nie wiadomo które miejsce.
Dobrze, że nie było upadków (co wcale nie jest takie oczywiste), ale to tylko zasługa organizatorów, że dobrze przygotowali tor. Szkoda, że mimo przyspieszania kolejnych biegów, zawody skończyły się o...23.00. Jeszcze w życiu nie byłam na evencie, który kończyłby się tak późno. 22.00 z minutami-tak, 22.30-tak, ale 23.00? Never in my life. Dobrze, że miało to miejsce w moim mieście, bo gdybym jeszcze miała wracać z innego miasta, to załamałabym się (i tak się załamałam, mój powrót do domu stał się zarzewiem poważnego domowego konfliktu, ale sza-nie chcę do tego wracać)...
Nie żałuję jednak, że byłam, przynajmniej nie był to kolejny nudny, spędzony w domu wieczór. Zresztą trzeba łapać ostatnie chwile żużla w tym roku...
Piosenka, którą podrzuciłam na początku, wczorajszy żużel i dzisiejsza rocznica poznania się przez rodziców 29 lat temu jakoś tak podsunęły mi temat do rozmyślań-tego, jak to jest, że jedni mają szczęście w miłości, a inni nie?...Dlaczego jednym los zsyła kogoś, z kimś można dzielić życie, a innych w tej kwestii omija szerokim łukiem? Ja, niestety, zaliczam się do tej drugiej grupy. Smutno mi, kiedy myślę sobie o tym, że moja matka w moim wieku była już mężatką...Wiem, czasy były inne. Ale ja, podobnie jak mamuśka, zrobiłabym to i wyszłabym za mąż, by wyrwać się z domu. Naprawdę.
A tak póki co, na poważnie-nie mówię od razu o wychodzeniu za mąż, tylko o "mieniu" tej drugiej połowy, świadomości, że jest ten Ktoś, komu na tobie zależy, i na którym zależy nam samym. W piątek, gdy wracałam z egzaminu i spotkałam kuzynkę, znów zastanawiałyśmy się, "gdzie ci mężczyźni". Nie wiem do dziś. Zawsze myślałam, że najłatwiej jest w szkołach (hmmm, parę obiektów było, szkoda tylko, że zainteresowanie było jednostronne) lub np. w miejscach, gdzie ludzi łączy np. pasja (nieszczęsny stadion żużlowy w moim przypadku, ale chyba wybrałam złe miejsce, bo najczęściej spotykani panowie mają lat 40+, a jeśli są młodsi, to najczęściej zajęci). Chyba te reguły, jak zwykle, nie tyczą się mnie. Czy w moim życiu zawsze wszystko musi być inaczej niż u innych? Nie wiem, i...wiecie co? Chyba nie chcę wiedzieć. W ogóle zrobiło mi się jeszcze smutniej od tych wszystkich przemyśleń. No cóż, widać tak w życiu musi być-jednym miłość, innym mus czekoladowy i żużel na pocieszenie (opcja "mus i żużel" to mój plan na to popołudnie). Nikt nie powiedział, że będzie sprawiedliwie...

2 komentarze:

  1. aaj, Darcysiu i na miłość przyjdzie czas. Lepiej, żeby przyszła i została, niż pojawiała się i znikała, albo przyszła do osoby, której nie jesteś pewna...

    OdpowiedzUsuń
  2. 'wyścigi koparek i innych walców' hahaha jak to śmiesznie brzmi :D
    Każdego miłość dopadnie, lepiej trochę poczekać i mieć kogoś na długo niż potem uważać, że związki to pomyłki.

    OdpowiedzUsuń