środa, 17 lipca 2013

NIE.



Zdjęcie wzięłam stąd: http://pl.123rf.com/photo_8943074_nie-napis-w-dua-ych-liter-na-pudea--ka.html

Są dwa zasadnicze okresy w życiu człowieka, kiedy bardzo chętnie mówi NIE: w czasie tak zwanego buntu dwulatka i pewnie jako nastolatek. Ja te okresy mam niby dawno za sobą, ale-przynajmniej ostatnio-każdą myśl zaczynam od magicznego słowa na "n". Szkoda, że nie przekłada się to na asertywność w życiu codziennym i obronę przed tym, czego nie chcę robić, a wyrażana jest tylko w zdaniach, które wypowiadam w myślach, typu:
-NIE pójdę na ten cholerny egzamin we wrześniu u mojej ulubionej pani profesor, bo NIE zdam
-NIE chce mi się robić przypisów do pracy (i, póki co, się za to NIE zabrałam)
-NIE podoba mi się to, co teraz dzieje się w moim życiu
-Dlaczego NIE mogę pojechać tam i tam?
-po co zaczynać to i to, skoro się NIE uda?
-kiedy jeszcze miałam regularne egzaminy, zazwyczaj mówiłam: przecież ja i tak NIE zdam (przed)/NIE zdałam (gdy był pisemny i trzeba było czekać na wyniki)
I tak w kółko. Mnóstwo, mnóstwo, naprawdę mnóstwo myśli zaczynam od słowa NIE. Obce są mi afirmacje w stylu "myśl pozytywnie, możesz to zrobić". Wiem, wiem, psychologowie nagadali się mnóstwo o potędze pozytywnego myślenia, że pozytywne myślenie przyciąga dobre zdarzenia, ale dla mnie to za trudne. Bo oprócz myślenia trzebaby dodać jakieś działania, a tego mi się NIE chce. Zresztą jako buntownicza osoba nauczyłam się reagować alergią na zdania wszelkich autorytetów w niemal wszelkich dziedzinach, choćby NIE wiem jak te autorytety były utytułowane i tak dalej.
Zresztą, muszę Wam się do czegoś przyznać-po pierwsze, bycie czarnowidzem ma swoje dobre strony-nie przeżywasz rozczarowania, gdy faktycznie coś nie wyjdzie, a po drugie-odróżniasz się od tego całego grona entuzjastów, a po latach wtapiania się w tłum zapragnęłam wyróżniać się w różnych dziedzinach.
Wiem, wiem, to pewnie trochę utrudnia życie i psuje nastrój, nie tylko osobie to wypowiadającej, ale i otoczeniu (ileż mamuśka nawojowała ze mną o te moje "smęcenia"...), ale łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. NIE można w jeden dzień zmienić się z trybu NIE na tryb ALEŻ OCZYWIŚCIE, ŻE TAK!. A mnie oczywiście NIE chce się zmieniać, bo smęcenie jest wygodniejsze.
Znacie na to jakąś receptę? Czy Was też otaczają ludzie, którzy tak smęcą, biadolą i gadają, jakby nieustająco reklamowali gazetę Urbana? Męczy Was to? Będę wdzięczna za każdą radę!

5 komentarzy:

  1. hm, powiem Ci, że mnie trochę irytuje biadolenie, ale wiem, że sama to często robię, dlatego potem wkurzam się sama na siebie.
    nie można zamienić każdego NIE na TAK, ale można to zrobić małymi kroczkami. wystarczy zmienić wszystko na ''A MOŻE'', wtedy powstają cele i łatwiej się je realizuje.
    A MOŻE pójdę na egzamin we wrześni, A MOŻE go zdam? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak wszystko jest na nie, to niby dlaczego cokolwiek miałoby się udać? Pozytywne myślenie w formie czekania na cud albo zaklinania rzeczywistości też może przynieść spore konsekwencje. Warto się otworzyć na wszystkie realne możliwości, żeby nie przeoczyć jakiegoś światełka.
    Smęcenie nie tylko jest wygodniejsze ale i bezpieczniejsze, skoro i tak nic mi się nie uda, to nic nie stracę, cały czas jestem na stabilnym dnie, a gdyby tak się na chwile spróbować oderwać?.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja kiedyś miałam tak, że panicznie się bałam "testu na skutera". Tak... brzmi banalnie, jednak byłam pewna, że nie zdam. Wtedy mama obiecała mi 15zł jak chociaż spróbuję. Cóż... wtedy to było dla mnie dużo pieniędzy, więc poszłam i... i zdałam :) Czasem trzeba walczyć do końca, zdecydowanie.

    lekkiebzdury.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. ja mam problem z mowieniem nie
    nie potrafie odmawiac
    chociaz tez wiele rzeczy jest na nie i bardzo mi sie to nie podoba

    OdpowiedzUsuń
  5. Trzeba zmienić te "nie", na "mogę", "dam sobie jakoś radę" :)

    OdpowiedzUsuń