środa, 12 czerwca 2013

Kot, disaster i zaległy Toruń

Dziękuję, z całego serca dziękuję wszystkim, którzy okazali mi tyle wsparcia pod poprzednim postem. Jesteście wspaniali,  bez Was wyładowałabym już chyba w szpitalu z podciętymi żyłami. Takie ostatnio mam myśli, takie coś chodzi mi po głowie. Czuję się fatalnie, źle, beznadziejnie, a im dalej, tym stan-na skutek wydarzeń, które mają miejsce każdego kolejnego dnia, ten stan się pogłębia.
Zacznę od najgorszej rzeczy-dzisiaj miałam egzamin i najprawdopodobniej go nie zdałam. Nie jest to z mojej strony jakaś kurtazja, fałszywa skromność czy chęć przygnębienia się, by następnie móc się pozytywnie rozczarować. Fakt jest taki, że po raz trzeci nie zdałam tego samego przedmiotu. To plus wczorajsza rozmowa z promotorem sprawiają, że myślę o skończeniu już z tą szkołą. Nie będę trzeci raz chodzić na ten sam przedmiot, nie będę po raz czwarty zdawać tego samego. Nie i już. Zresztą wykładowczyni wyraźnie się na mnie uwzięła...No i ta feralna praca, którą mam ochotę ćpnąć do kosza na śmieci i już do niej nie wracać. To wszystko to jest jakaś katastrofa. Jakby tego było mało, mamuśka suszy mi głowę o tę durną pracę i zachowuje się, jakby groziło mi wieloletnie więzienie, a nie niezaliczenie szkoły, których przecież jest wszędzie pełno...Nie ta, może inna. O co chodzi? Nie może zrozumieć, że mam już dość, czuję się zmęczona? Najchętniej pojechałabym teraz na jakiś rok za granicę, by wszystko przemyśleć itp. Na szkolę, szczególnie swoją, mam już lekką alergię.
Nie jesteśmy jednak tutaj po to, by się przygnębiać. Opowiem Wam wreszcie, jak to w tym Toruniu było i co przydarzyło mi się wczoraj...A właściwie nie mi, tylko całej naszej rodzinie...
Toruń. Było nieźle, choć krótko...I nie od początku było nieźle. Towarzystwo miałam fajne, oczywiście płci przeciwnej (takie 30-paroletnie). Niestety, mimo mojego małego zagadywania nic z tego nie wyszło. Szkoda. No i musiałam się denerwować, bo ze wględu na to, że to wydarzenie pokazywał Eurosport, było opóźnienie. W Eurosporcie trwał durny mecz tenisowy i prezentacja opóźniła się o 36 minut, a i tak w TV pokazywali od 5.biegu...Ech...No i odbierałam swój wygrany bilet w miejscu, w którym odbierane też były akredytacje, więc jak zwykle myśleli, że przyszłam po tąże:) Gdyby nie to, że jakoś by się to wydało, chciałam nawet zaświrować, że ja ze "Sportowych Faktów" jestem...
Ale i tak najlepsze były moje rozmowy z ojcem. Siedział w samochodzie pod stadionem i wisieliśmy na telefonach, tj. miałam do niego dzwonić w razie czego. Mój pierwszy telefon po 12. biegu:
-Wracamy. Już późno, a zanim dojedziemy do domu...
Ojciec:-Nie, jak już przyjechałaś, to nie po to, żeby wychodzić wcześniej.
Mój telefon po 16.biegu brzmiał dokładnie tak samo, i tak samo zareagował ojciec. Wydzwaniałam do niego po każdej przerwie, a on ciągle swoje, i tym sposobem zostaliśmy do końca. Miłego końca, bo nasza reprezentacja wygrała, co bardzo mnie ucieszyło:) Podsumowując, było fajnie, pomijając to opóźnienie i te okrzyki spikera: "A teraz wszystkie karteczki(na siedzeniach leżały białe i czerwone, by układać flagę)w górę i kibicujemy biało-czerwonym!". Tego właśnie nie znoszę w tego typu eventach, ale co tam. Tak jak i "co tam", że w domu wylądowaliśmy o godz. 0.46 w nocy:) Trudno, mamy daleko, a nie dało się jechać szybko w nocy...
Kot. Wczoraj wróciłam ze szkoły, dzwoni do mnie mamuśka, która udawała się do centrum handlowego, że ojciec ma szybko przyjechać, bo znalazła kota i zabiera go do domu. Ojciec przyjechał, przywieźli go. Jest młody, ma ok.pół roku, i jest bardzo podobny do naszego Twitterka, też szaro-biały, tylko jaśniejszy. Jest samcem i jest bardzo kochany, miziasty, kontaktowy. Wczoraj spędził pół wieczoru na moich kolanach. Pewnie był u kogoś w domu i uciekł/został wypuszczony, bo nie zachowuje się jak typowy dziki kot. Może macie pomysł na imię-związane z internetem (np. nazwą portalu czy aplikacji) lub żużlem:)? Bo takie działy bierzemy pod uwagę, a nic nie przychodzi nam do głowy...
Do następnego!

9 komentarzy:

  1. Jeny, ile ja bym dała, żeby mój tato pozwalał przygarniać zwierzęta.. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. też się jarałam zwycięstwem :D jestem uczulona na koty, podobnie jak mój Tata, więc u mnie sprawa by nie przeszła ;c super, że futrzak trafił w dobre ręce. nazwij go Darcy xD albo Bloguś :p

    OdpowiedzUsuń
  3. postarams ię pisać w trakcie. na pewno będe prowadziła klasyczny papierowy dziennik, żeby nic mi nie umknęło :) a jak się zabiorę za blogowanie, to zasypię Was autostopowymi relacjami

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez pomyłkę usunęłam komentarz od Ciebie :/
    Dziękuję bardzo :) Tak, zmieniam kierunek. Chociaż wczoraj wpadły na USOSie dwie 5 i kolejna 4, żałuję strasznie, że "nie docenili" mnie tak w I semestrze :(
    Toruń, mój kochany Toruń :D Szkoda, że już jestem w domu, mogłybyśmy się spotkać...
    A co u Ciebie?

    OdpowiedzUsuń
  5. kurczę, ciekawe ile masz lat, bo do 24 roku życia można składać podania na bycie au-pair w wybranym europejskim mieście. wpisz sobie w google i poczytaj, taki rok odprężenia naprawdę dużo robi :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Daj mu na imię Facebook będzie zabawnie :)

    OdpowiedzUsuń