niedziela, 28 kwietnia 2013

W "rodzinie"

Nie, nie mam na myśli pewnej telefonii czy też usługi telefonicznej rodem z Torunia. Będąc dziś na meczu żużlowym w moim mieście, tak się właśnie poczułam. Rodzinnie. Dziwne, prawda?
Choć najpierw musiałam się wkurzyć. Jak wiecie, mam rezerwację. Niestety, przyjechałam na stadion za późno (zagapiliśmy się z ojcem na Tarnów-Gorzów w TV), patrzę, a na moim miejscu siedzi Ktoś. Ja mu macham przed nosem karnetem, a on mi zaczyna marudzić, że on tu z kolegami i chcą siedzieć obok siebie...Chyba jestem za mało asertywna, bo zamiast-jak radzili na www klubu, iść po ochronę, gdy zarezerwowane miejsce jest zajęte-usiadłam obok. Muszę nad tym popracować. Albo przychodzić wcześniej.
Z tą rodziną, to wiecie co? Już tak się utarło, kto gdzie siedzi, że człowiek czuje się w tym towarzystwie tak "familiarnie"...Wiem, że dwa siedzenia ode mnie siedzi pani, która na mecz przychodzi zawsze w towarzystwie dwojga starszych państwa-rodziców? Po prawej z kolei siedzi zawsze ten uprzejmy pan w wieku ok. 40 lat, który zawsze wita się z nami i żegna, jak z sąsiadami czy znajomymi. W rzędzie przede mną dwóch panów, którzy prowadzą sklep w centrum naszego mista.Obok "sklepowych" niecharakterystyczny kibic-młody, ok.20-letni chłopak z dredami. Nieco obok nich mężczyzna po trzydziestce, zawsze w marynarce i dżinsach, z synkiem, lat na oko 5-6...Intruzi, którzy zajęli m.in.moje miejsce, lekko zburzyli ten porządek, ale co tam. Jeden z nich kompletnie mnie wkurzył. Siedział na meczu w Gnieźnie z nosem w telefonie na SF i meldował kolegom, co tam w Zielonej Górze. Kurde, to było zostać w domu, albo iść do pubu i oglądać w TV, bo był! Szkoda słów.
Nie mogło zabraknąć także pana, który zawsze siada po mojej lewej stronie. Przyszedłszy na stadion i zobaczywszy puste miejsce, myślałam, że go nie będzie. Pudło. Przyszedł. I był bardzo rozmowny. Wypytywał mnie, co robię, czy się uczę, o to, jak długo chodzę na mecze. Opowiedział mi o swojej żonie, dzieciach-córce i synu, że córka niby jest w moim wieku, itp., itd. Żalił się, że nikt z tej najbliższej rodziny nie interesuje się żużlem i że nie chcą chodzić na mecze. No to bardzo mi przykro...
Mecz był ciekawy, trzymał w napięciu do ostatniego biegu. Szkoda tylko, że w tym ostatnim biegu nasza drużyna przegrała. Znowu. Nie bez kozery cała Polska śmieje się z nas w komentarzach z naszej drużyny...Życie kibica żużla w moim mieście bywa trudne.
Niestety, następny mecz dopiero za dwa tygodnie...
A Wam jak minęła niedziela?

14 komentarzy:

  1. Ja rodzinnie, jeśli chodzi o pasję, poczułam się po raz pierwszy na maratonie filmowym - coś fajnego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. u nas na stadionie jest zasada kto pierwszy ten lepszy
    podobnie zreszta jest na wyjazdach w sektorze gosci
    miejscowki swoja szosa my swoja

    ja zawsze chodze na mecze z ojcem i sasiadami
    przewaznie zajmujemy dwa rzedy bo dosc spora z nas ekipa :P
    ale faktycznie stalych bywalcow idzie rozpoznac

    OdpowiedzUsuń
  3. właśnie ze strony jednego kibica padło pytanie o tę jego ksywkę, skąd się wzięło itd.
    a co do narzeczonej Hansika to podobno nie ma takiego wagonu, którego nie można odczepić :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, tak
      chociaż jakby tak pomyśleć to ksywka Brzydkie Kaczątko pasuje do niego jak ulał :P w końcu z kaczątka w końcu zrobił się śliczny łabędź :)

      Usuń
  4. faaajnie:) swego czasu jak w rodzinie, ciągle z tymi samymi ludźmi, czułam się w pewnym klubie na koncertach. niestety, od stycznia miejscówka nie istnieje, otwarto tam teraz wypraną z emocji pizzerię...

    OdpowiedzUsuń
  5. Sport zbliża ludzi i to jest cudowne! ;)
    Ja niedzielę przeleniuchowałam, może oprócz momentu, kiedy pojechałam do koleżanki przygotowywać pokaz praktyczny na TI ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Taak, to informatyka, dziwny przedmiot :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzę bardzo rodzinne wydarzenie. Co do asertywności to dla wielu osób jest to problematyczna kwestia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Na pewno nie tak abstrakcyjnie jak tobie!
    Masz doskonały zmysł obserwacji.. ha, ja mam podobny problem z "pustymi miejscem". Nie wiem dla czego, ale zawsze przyciągam do siebie napalonych staruszków. Siadają obok mnie i centralnie obserwują mój dekolt. Gdy już większości się pozbyłam, istnieje pan Zenon - wytrawny cyckoholik, którzy zawsze odpiera moje argumenty. Jest beztroskim emerytek, który w MZK zawsze poluje na miejsce obok mnie.. eh! Dlatego teraz zawsze siadam z kimś.. mam taką satysfakcję, jak idzie w moją stronę ze smutną miną!

    OdpowiedzUsuń
  9. Super, że są takie sytuacje i wydarzenia gdzie można czuć się "rodzinnie" :) zawsze inna atmosfera no i wiesz, że możesz czuć się w miarę bezpiecznie (np wiesz, że nie usiądziesz obok pseudo kiboli ;p)

    OdpowiedzUsuń
  10. Co za bezczelność zajmować komuś miejsce, zwłaszcza jeżeli "właściciel" miejsca się pojawia.
    U mnie weekend na uczelni i dopiero po zmęczeniu dochodzę do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mi niedziela minęła bardzo leniwie :) Ja nie mogę się doczekać wakacji bo tylko wtedy mam okazje bywać na meczach żużlowych ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Podobnie jest z piłką nożną - bycie prawdziwym kibicem polskiej reprezentacji w piłce nożnej też bywa trudne, ale jakoś trzeba dać radę...

    OdpowiedzUsuń
  13. zaczelo sie od wkurzenia, czyli dokladnie tak jak w rodzinie :D

    OdpowiedzUsuń