środa, 13 marca 2013

Chodzić-(czasem) nie warto


Znacie tę piosenkę? Mamuśka ostatnio ciągle tego słuchała...A mi przyszedł dzięki temu pomysł na tytuł postu. Często uważam, że czegoś tam nie warto robić...Poddaję w wątpliwość wiele rzeczy. A dziś uważam, że "chodzić (do szkoły) nie warto". Ale ogólnie czasem można się przejść (w innym kierunku). Jak to w życiu-nie uda ci się jedno, wyjdzie za to coś innego. Tak było u mnie dzisiaj.
Denerwowałam się jak nie wiem co-wiadomo, swoimi newralgicznymi zajęciami, prezentacją itp. Przyszłam do szkoły ok. 20 minut przed rozpoczęciem zajęć. Chodzę po korytarzu, patrzę-nikogo. Idę pod salę-raz, drugi-ani pani profesor, ani ludzi...Podpadło mi to. Pytam portiera-"Pani profesor X już skończyła na dzisiaj zajęcia", powiedział mi. "Ale WTF, jak to?"-pytam ja. I byłaby sobie trwała ta moja niewiedza, gdybym podczas mojej gorączkowej bieganiny nie spotkała ludzi z tej grupy. "Zajęcia przełożone na jutro, na 13.15"-powiedziała mi K. Z jednej strony się wkurzyłam, bo przyszłam na darmo, bo muszę jeszcze dziś denerwować się prezentacją...Ale postanowiłam to wykorzystać. Miałam przy sobie kwitki potrzebne do odbioru karnetu, więc wdepnęłam-w końcu to niedaleko od szkoły-do klubu po tenże, bo można je było odbierać-już od poniedziałku. Odebrałam i doznałam szoku. W ubiegłym roku/sezonie to "cudo" miało wielkość i twardość karty kredytowej. Teraz przypomina raczej wizytówkę reklamową, taką, jak czasem zostawiają rozmaite firmy. Miękkie to, więc z moim nawykiem noszenia karnetu w kieszeni na mecze będę musiała uważać, żeby mi się nie pogniótł, a będzie to łatwe (tj. łatwo będzie mógł się pognieść). Bez komentarza.
Skończyłam wreszcie czytać najnowszą książkę Marklund, tę, co to ojciec sprezentował matce i mi na Dzień Kobiet. OK, ciekawa, ale bardziej sensacyjna niż kryminał-główny kryminalny problem jest potraktowany bardzo po macoszemu, ważniejsze są problemy głównej bohaterki i jej porywające perypetie pt. mąż wyjeżdża do Afryki i zostaje porwany, co rodzi pościgi, przejęcia okupu i inne takie. Nie zachwyciło mnie to, ale zaliczyłam z czystego kronikarskiego obowiązku.
Ach, zapomniałabym-w szkole wpadłam na...no, na kogo? Na B., rzecz jasna. W jego wolny od szkoły dzień. Ciekawe, co tam robił...Jak znam życie, pomagał organizacji targów/konferencji, która ma się teraz odbyć u nas w szkole. A skoro już go spotkałam, to chodzi mi po głowie ta piosenka, którą niegdyś mnie prześladował:



Do dzisiaj się zastanawiam, co to miało znaczyć?...I kto tu zrozumie facetów...

5 komentarzy:

  1. To prawda, najczęściej się użeraj te blogi, które sa najbardziej znane. Nie ma posta, w którym np. u Angelika's Place nie ma ostatnio posta, pod którym nie ma jakiegoś chamskiego komentarza. Hejterów jest mnóstwo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piosenki nie znam ;P Sądziłam, że karnety powinny być w trochę bardziej trwałej formie, przecież sporo je się użytkuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. jejku, nienawidze takich sytuacji! niestety czesto mi sie przydarzaja.. jade cos zalatwic, nie udaje mi sie i musze sie dluzej stresowac :<
    tak, jestem teraz w Alpach we Francji :) dzieki, jest super! niedlugo wracam.
    zachecam Cie do obejrzenia filmu, ciesze sie, ze piosenka Ci sie spodobala!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta piosenka strasznie mnie swojego czasu irytowała [Ania Wyszkoni] i sama nie potrafię powiedzieć dokładnie dlaczego ;)

    OdpowiedzUsuń