środa, 20 marca 2013

Absolutoryjne "tak czy nie" z przewagą "nie"

Zacznę na poważnie. Dzisiaj mija 10 lat od początku wojny w Iraku. Ile to już czasu minęło...Do dziś pamiętam, jak w wieczór poprzedzający tę inwazję siedzieliśmy z rodzicami przy radiu (TVN 24 jeszcze nie mieliśmy, netu też) i czekaliśmy na wieści. Pamiętam, jak nie mogłam potem zasnąć...Sama nie wiem, skąd naszły mnie te wspomnienia. To tylko uświadamia, ile czasu minęło...
Dlaczego tak jest, że jeżeli człowiek mówi coś innego niż inni, postępuje inaczej niż inni, to jest traktowany jak dziwak, wariat, ciągle przekonywany do zmiany zdania itp.? Przekonałam się o tym wczoraj w szkole. Nasza starosta ciągle nagabuje, żeby wpłacać pieniądze oraz deklarować się, jeśli chodzi  o uczestnictwo w absolutorium. Ja migałam się od odpowiedzi jak długo się dało. Nie żebym się wahała, po prostu chciałam uniknąć tych natrętnych pytań: a dlaczego nie chcesz iść? Powodów jest dużo, ale o nich za chwilę.
Tak czy inaczej, unikałam deklaracji, a co za tym idzie, pytań. Nie można jednak unikać w nieskończoność, więc wczoraj wyznałam w końcu, że NIE idę. Na to starosta: "Musimy pogadać", i próbowała nakłonić mnie do zmiany zdania. Na szczęście nie jestem jedyną, która nie idzie, także Ewelina się nie wybiera, ale ona jest usprawiedliwiona ze względu na swój odmienny stan...Ech.
Także kiedy rozmawiałam o tym z kuzynkami, nie mogły mnie zrozumieć. "Absolutorium jest dwa razy w życiu, jak można nie iść?"-"nalatywały" na mnie. "Na pewno mama cię zmanipulowała"-zawyrokowała D., wiedząc, że mamuśka jest przeciwniczką takich imprez i wiedząc, że czasami słucham mamuśki (choć ostatnio nie, bo źle mi radzi). Otóż nie, to nie żadna manipulacja. Ja sama, z pełną odpowiedzialnością osoby posiadającej pełną zdolność do czynności prawnych, oświadczam, że nie chcę iść, bo:
a) przed absolutorium licencjackim byłam na jednej próbie i wydało mi się megakretyńskie słuchanie komend w stylu: "Teraz wejdź na scenę", "Uściśnij rekę rektora, tylko tak, żeby było widać na zdjęciu", "Obróć się w prawo", "Po dostaniu dyplomu przełóż "chwościk" biretu na drugą stronę". Masakra...Czy ja jestem na jakieś tresurze?
b) u nas absolutoria są zawsze przed obronami prac, więc unałam i uznaję po raz drugi, że kończenie tego, co jest jeszcze nieskończone, i pójście tam tylko po to, by odebrać głupi papier pt. "XY w dniu 4 czerwca brała udział w absolutorium" wydaje mi się bezdennie głupie.
c) męczyłabym się w durnej todze i jeszcze durniejszym birecie.
d) nie zamierzam dać satysfakcji rodzicom, którzy by tam siedzieli tacy dumni, że udało mi się osiągnąć to, co nie udało się im (ale mi wyczyn...gdyby to był prawdziwy uniwersytet w dużym mieście, to byłoby osiągnięcie, a tak?...)
e) powód najważniejszy: będą tam ludzie z roku z rodzicami, a co gorsza dziewczynami, chłopakami, narzeczonymi, mężami etc., bo wykorzystają to jako świetną okazję, by ich pokazać. Nie, dziękuję. Nie chcę mieć doła. Jeszcze by B. z dziewczyną przyszedł...to by był koniec świata.
Czy uważacie moje argumenty za racjonalne? Jak to było, jest lub będzie w Waszym przypadku? Byłyście, pójdziecie czy nie? Jestem bardzo ciekawa!

7 komentarzy:

  1. hm.. w sumie racja, ogólnie każda taka 'impreza' jest dla ludzi okazją do pochwalenia się kimś lub czymś, a z drugiej strony takie absolutoria nie zdarzają się na co dzień. sama jednak nie wiem , co zrobiłabym i co zrobie w takiej sytuacji .. ;). p.s nie uważam tak :P i nic nie robie ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Najważniejsze to robić to co uważa się za słuszne! Nawet jeśli innym się to nie podoba, bo to nie ich życie ;) A ja do pytań "dlaczego?" "po co?" "jak?" już przywykłam ;)
    To już dziesięć lat? Boże jak ten czas szybko mija...

    OdpowiedzUsuń
  3. ja nawet nie wiem co to jest to absolutorium

    OdpowiedzUsuń
  4. dlaczego? nie wiem, ludzie lubią być jednolitą szarą masą bez żadnych kolorowych plam, żadnych "odmieńców"...
    ja nie mam opcji absolutorium, więc nie doradzę na podstawie doświadczenia, ale zgadzam się z Twoimi argumentami, zwłaszcza z tym słuchaniem komend o.O

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, skoro nie chcesz to nie idź. Jesteś już dużą dziewczynką, a co za tym idzie możesz sama decydować o sobie i o swoim życiu. Zdaję sobie sprawę, że to trudne. Mieć inne zdanie i poglądy, bo sama jestem dość "odmienna". Ale trzeba stawić temu opór, bo jeśli nie to wiara człowieka w wolność jednostki i jego indywidualność zostaną stłamszone. A nie wiem jak Ty, ale ja właśnie tego chcę uniknąć. Jestem jaka jestem, z każdym dniem stawiam sobie cele, które chce w życiu osiągnąć. Mam marzenia. Czy to źle? Dla mnie nie. To w końcu marzenia sprawiają, że życie jest (lub może być) fascynujące. I nawet jeśli w swojej (być może jeszcze niedoświadczonej główce) marzę o tym, żeby moim mężem został Wojtek Szczęsny czy inny przystojniak to źle? Popełniam jakieś przestępstwo? Według mnie - nie. A mało tego, żeby dalej brnąć w swoje i udowodnić innym, że to ja mam rację, to nie tylko o tym marzę, ale i w to WIERZĘ. Bo wiara też czyni cuda. I wierzę właśnie w to, że spełnię te swoje cholerne marzenia! Na przekór wszystkim i dla własnej satysfakcji! Więc jeśli Ty chcesz opuścić jakieś durne absolutorium to tak zrób! Udowodnij wszystkim, że jeśli coś sobie postanowisz to osiągniesz to. Nawet jeśli chodzi o tak banalną, jak absolutorium, sprawę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja osobiście nie lube takich "zebrań" dlatego omijam jak mogę. Źle czuję się w tłumie ludzi. Jednak mądra zasada która postanowiłam się kierować i wyjść z mojej aspołecznej osłony brzmi "będzie źle to wyjdziesz", dlatego poszłabym, zrobiła pamiątkowe zdjęcie i wyszła nim rodzice zaczęliby pękać z dumy xD :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurde, nie rozumiem, dlaczego ludzie nie mogą zrozumieć, że ktoś ma swoje zdanie...

    OdpowiedzUsuń