środa, 9 stycznia 2013

Great expectations

http://www.start.gniezno.pl/2013/01/09/start-gniezno-pl-poszukuje-wspolpracownikow/
Przeczytajcie ten link i powiedzcie...Bo jak zobaczyłam, to...postanowiłam się zgłosić. Co o tym myślicie? Mam szansę? Czy w ogóle dać sobie spokój? Oczywiście mamuśka, kiedy zobaczyła, co mi chodzi po głowie, odradziła, zaczęła piętrzyć trudności: bo to, bo tamto...Nie wiem, niby pcha mnie w te studia, tylko nie ma wizji, kim mam po nich być. Ale widzę, że szczędzi mi bardziej ambitnych zadań. Przecież nie po to studiuję, żeby pracować w Biedronce, do cholery...Ojciec oczywiście, dla przeciwwagi, to chodzący entuzjazm. Tak, wyślij, na pewno ci się uda...Zwariować można. Dlatego proszę Was o radę, jako mniej zaangażowanych. Radźcie szybko, bo zgłoszenia można wysyłać tylko do piątku wieczorem:)
A co tam u mnie? Zamiast angielskiego byliśmy na ciekawym wykładzie profesora Olszewskiego, który był w Wietnamie i opowiadał o tym kraju. Choć nie jest to krąg moich zainteresowań, zaintrygowało mnie to... Poza tym na zajęciach totalne nudy.
Po ostatnim razie miałam tego nie robić, ale znowu wracałam ze szkoły z B. Gadaliśmy o CKOD, o tym, że w niedzielę w ramach WOŚP znów zagrają Usta Mariana (wybieram się...tzn. chyba), a on co? Oczywiście mówi mi, że zna (przynajmniej niektórych) członków Ust. Zdziwiłabym się, gdyby nie znał. Z jednej strony wiem, że jako tak towarzyska osoba może faktycznie zna, a z drugiej, może się popisywał...Pewne jest jedno: moim przewodnikiem duchowym powinna być książka Dickensa "Great expectations" (po naszemu chyba "Wielkie nadzieje"). Zawsze, kiedy tak idziemy razem, i to sami, bez innego towarzystwa, mam nadzieję, że powie mi COŚ. Coś ponad sprawy szkolne...Choćby potwierdzi, że mnie lubi, o czym innym nawet nie mówię. Chyba wychodzi ze mnie nielubiane i nieakceptowane dziecko, którym byłam, które w dorosłym życie musi mieć potwierdzenie, że ktoś je lubi, albo coś, a musi lubić, skoro w ogóle chce gadać z kimś takim jak ja...Ech...Jak się z tego wyleczyć? Z tego i innych "expectations" co do jego osoby?
Poza tym...poza tym już chyba nic. Nadal gorączkowo próbuję zdobyć różne gazety itd. Wychodzi mi, póki co, średnio, ale jeszcze się nie załamuję i nie przerażam. Ja nie z tych, co to panikują bez potrzeby...albo inaczej: panikuję raczej w innych przypadkach, szkoła do nich raczej nie należy.
Ufff, jeszcze tylko przetrwać piątek, czyli niemiecki i prezentację na SM, i będzie dobrze:) Tzn. chyba.
Miłego wieczoru!

13 komentarzy:

  1. no pewnie, że wysyłaj! w końcu to Cię interesuje, więc- jeśli się uda- praca tam będzie dla Ciebie tylko przyjemnością ;)
    ja bym spróbowała, żeby potem nie pluć sobie w brodę.

    OdpowiedzUsuń
  2. a jeśli chodzi o walkę z ogólną irytacją, to wciąż szukam sposobu na wygraną :D póki co, jestem na etapie powstrzymywania się od uszczyplwych komentarzy i liczenia do miliona :D

    OdpowiedzUsuń
  3. pewnie ,że masz szansę.. zawsze w Ciebie wierzyłam, oby w piątek wszystko poszło po Twojej myśli :):*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli w końcu sama zauważasz jakąś szansę tak to ją masz... Bo z wyjazdem znowu przeginasz ^^'. Jest milion możliwości jakie mogłabyś wykorzystać mając tam kogoś, niekoniecznie go wykorzystując i zwalając się mu na głowę, ale wolałaś zrezygnować ^^'. Smutne, że taka młoda osoba zamiast szukać argumentów, jak coś zrobić, szuka ich, aby czegoś nie zrobić.

    Obiecaj mi coś. Najpierw zapytasz samą siebie czego chcesz. Jak znajdziesz coś takiego, nie będziesz siebie dołować, że się nie da czegoś zrobić, tylko jako nie będziesz wiedziała jak coś wykonać, zgłosisz się do mnie i to obgadamy.

    Pamiętaj, że wszytsko zależy od nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grunt, że wiesz, że to tylko takie wychowanie ;). Teraz tylko wiedzę trzeba przelać w przekonania i wierzę, że jakoś Ci się ułoży. Wiesz co mnie jeszcze zaskoczyło?

      "Czy tyczy się to rzeczy małej, jak prezentacja do szkoły, czy większych, jak magisterka czy inna zmiana w życiu, migam się, le wlezie." Sama unikasz jakichkolwiek zdarzeń, a narzekasz, że w Twoim życiu nudno ;). Ciekawa zależność... chyba wpierw musisz zdecydować, czego tak naprawdę pragniesz.

      Usuń
  5. eee ja kocham McDonald :D
    ale fakt pierwsza randka w McD, jest raczej średnio kusząca, grunt to pozytywne nastawienie :D
    To masz jakieś wegetariańskie przepisy?
    Chciałbym ujrzeć twą twarz :D

    OdpowiedzUsuń
  6. u mnie jest tak samo ;/
    zgłoś się, zgłoś, bo w końcu kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje! ;d bardzo możliwe, że się uda, zmień nastawienie
    w kontaktach z ludźmi też tak czasem mam i niestety nie umiem sobie z tym poradzić :/

    OdpowiedzUsuń
  7. wysyłaj!!! co Ci szkodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nawet się nie zastanawiaj, zgłoś się!
    Ja też często potrzebuje od kogoś potwierdzenia swoich uczuć do mnie, to takie dziwne ;<
    Będzie, będzie dobrze! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. spróbuj :) na pewno nie pożałujesz,trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  10. może się jednak uda, będę trzymała kciuki!
    chodzi mi o to, że potrzebuję często takiego potwierdzenia, że ktoś mnie lubi no i denerwuje mnie fakt, że nie umiem tego zmienić... o to mi chodziło

    OdpowiedzUsuń
  11. ale ja będę na terenie wroga więc wszystko może się wydarzyć :P
    ja w Toruniu byłam raptem dwa albo trzy razy (nie czuję wewnętrznej potrzeby wycieczek w stylu agroturystyki :P) a TorToru jeszcze na oczy nie widziałam więc stąd moje obawy

    OdpowiedzUsuń
  12. ja na twoim miejscu bym spróbowała
    w pysk nikt ci nie da za to ze sie zglosisz
    warto probowac swoich sil

    OdpowiedzUsuń