sobota, 22 grudnia 2012

Książka kontra film-kolejne starcie

Jakiś czas temu pisałam już, zdaje się, o starciu filmów, które powstały na podstawie książek, z ich literackimi pierwowzorami. Ostatnio miałam kolejną okazję do porównania.
Książkę "Imię róży" , którą zadano mi jako lekturę szkolną jakieś dwa lata temu, przeczytałam jednym tchem. Spodobała mi się. Od tamtego czasu nosiłam się z zamiarem obejrzenia filmu, co udało mi się dopiero w tym tygodniu. Postanowiłam poświęcić czas i obejrzeć. Było warto? Hmmm...
Trochę zniechęciła mnie dłużyzna tego filmu-niby nie był długi tak faktycznie(bodajże 140 minut), ale ostatnio mam tendencję do przysypiania na filmach, nawet na tym, który kończył się w okolicach 22.30...No i parę razy mi się przysnęło.
Nie żeby aktorzy się nie starali, bo dobrani idealnie(czytając książkę, "podkładałam" sobie pod konkretne sceny Connery'ego jako Williama i Slatera jako Adso), ale...No właśnie, "ale". Jakoś tak bardziej mi się to wszystko podobało, kiedy miałam pole dla wyobraźni, niż kiedy oglądałam gotowe sceny w wyobrażeniu filmowców. Taki mam defekt. Zauważyłam to już podczas oglądania kilku filmów na podstawie książek.
A Wy co o tym sądzicie? Książka czy film? Wiem, że już kiedyś pytałam, ale może zmieniliście zdanie...albo natchnęło Was coś nowego...Ja w większości przypadków jestem za książkami. Najczęściej, gdy przychodzi do oglądania filmu, stwierdzam: "Ale nie pasuje mi ten aktor jako ta postać!", "Ale w książce było inaczej...", itd. Taka już maruda ze mnie...

4 komentarze:

  1. Jak dla mnie to szukasz przeszkód na siłę ^^'. Co z tego, że jest masa ogłoszeń? W moim mieście myślisz, że nikt wcześniej na to nie wpadł, skoro mam pracę? Skoro masz wszystkiego po trochu i możesz douczać angielskiego zaoferuj to wszystko. Ogłaszaj się w internecie, odpowiadaj na inne ogłoszenia - jak leci. Ja przez pół roku chyba odpisywała na wszystkie. A to nie pasowała lokalizacja, płatności (byłam bardziej wybredna niż Ty ;)), a to po prostu nikt się nie odzywał, ale nie zrezygnowałam.

    Pisałam ogłoszenia, że pomogę z wypracowaniami (zasady są zawsze te same, ew. o wytyczne można dopytać samego ucznia), o przygotowania do egzaminów z polskiego (jaki problem ściągnąć z neta program, co trzeba do takowego umieć i to przyswoić? też nie jestem nauczycielką aby znać to na pamięć), o pomoc w odrabianiu lekcji, czy o odbiór dzieci ze szkoły. Nie szukaj przeszkód, znajdziesz jedną robotę tego typu i z czasem się wyrobisz. Uczeń też nie oczekuje, że będziesz wiedziała wszystko. Moja kumpela np. pomaga w odrabianiu lekcji wszystkiego. Nie wie o co kaman z fizyki? Bierze od ucznia podręcznik i czytają razem i razem próbują do tego dojść. Rodzice z kolei mają pewność, że to zostanie zrobione i o to w tym głównie chodzi :). To wszystko, co ja możesz zaoferować i Ty, więc troszkę odwagi, cierpliwości, a ogłoszenia najlepiej zacząć zamieszczać od razu ;).

    Np. Odbiorę państwa dziecko ze szkoły i odrobię z nim lekcje, albo zaopiekuję się państwa dzieckiem i nauczę angielskiego. Te połączenia będą Cię wyróżniać, bo to serio dobry pomysł. Ew. pomyśl o pracy wyjazdowej.

    Np. ja mam kurs wychowawcy kolonijnego (kosztuje ok. 100zł i trwa jeden weekend). Zahaczyłam się w biurze podróży, za turnus dostaję tysiaka i mam co odłożyć. A Ty rodzicom mogłabyś powiedzieć, że koleżanka Cię zaprosiła i wyjeżdżasz do niej, bo ma jakiś domek na uboczu. I masz kasę dla siebie ;). Jak znasz szwedzki to będziesz 5x razy bardziej poszukiwana, a i więcej Ci zapłacą. Ostatnio mnie ktoś proponował, gdybym znała szwedzki, ferie zimowe w Szwecji z małą grupką dzieci za 3 tys....

    Trzeba tylko umieć się rozglądać i korzystać z szans no i przede wszystkim... Musisz ciutek w siebie uwierzyć, bo mam wrażenie, że za bardzo boisz się iż nie podołasz, dlatego powstrzymujesz się przed działaniem.
    Sroki, że znowu się rozpisałam, ale po prostu nie wierzę, w to, że mogłabyś nie dać rady znaleźć pracy i mieć coś dla siebie ;). Zawsze szukam miliona wyjść ;).

    Co do posta zależy. Filmy w dzisiejszych czasach potrafią robić wrażenie większe, niż książka np. Władca Pierścieni. Z drugiej strony większość filmów pomija wiele ciekawych wątków, aby się skrócić dostatecznie. Co już średnio mi się podoba, więc jak polubię jakiś film, najczęściej potem czytam książkę na podstawie, której został stworzony.

    OdpowiedzUsuń
  2. oczywiście ,że książki!

    OdpowiedzUsuń
  3. i nie ma za co, cieszę się ,że sprawiłam Ci radość :*

    OdpowiedzUsuń
  4. tej książki, ani filmu nie czytalam ani nie oglądałam. ale ogólnie powiem, że zwykle nie podobają mi się realizacje filmowe, zdecydowanie książka zwykle jest lepsza ;)

    OdpowiedzUsuń