wtorek, 18 września 2012

Wyjątkowo ciepły wrzesień

Tak,to delikatne nawiązanie do "Wyjątkowo zimnego maja" Maanamu.Nie żebym lubiła ten zespół,to moi rodzice byli jego fanami.Tak mi się pomyślało,kiedy dziś wyszłam z domu.I nie wiem,po co wyszłam,ale co tam.
Wszystkim,których w jakiś sposób(he,chciałabym!)poruszył mój szkolny los,spieszę donieść:nie zdałam.Nie idzie zdać,kiedy wykładowca się na ciebie uweźmie.Mogłam sobie darować przychodzenie dziś do szkoły.Teraz czeka mnie ponowne rendez-vous z całym tym przedmiotem,ale mam to gdzieś.Wszystko,co tyczy się szkoły,mam gdzieś.I myślę sobie,że przecież już w liceum miałam takie "fazy",że nie chciałam się uczyć.Może trzeba było już wtedy sobie darować.Może jestem za głupia na studia.Skoro nie umiem zdać głupiego przedmiotu w mojej szkole,w której każdego studenta trzymają,choćby nie wiem co,bo każdy to jakaś potencjalna dotacja i nie można dopuścic do tego,by go wyrzucili?...Co by to było,gdybym poszła na studia do dużego miasta(Poznań,Toruń,whatever),na porządny kierunek,gdzie naprawdę trzeba się uczyć.Pewnie odpadłabym po pierwszym roku.
Żeby było śmieszniej,gdy czekałam na tę nieszczęsną poprawę,spotkałam w szkole tę koleżankę,której zaraz po porażce 29 czerwca skłamałam,że zdałam.Szła do tej samej osoby.Nie wiem,czy się zorientowała,dokąd i po co idę,but I don't care.Przez najbliższy czas,czyli 2 tygodnie,które pozostały do początku zajęć,nie poświęcę ANI PÓŁ MINUTY na myślenie o szkole.No way i no chance.
Nie wiem,po co,ale wtajemniczyłam w swoje sprawy kuzynkę D.Nie rodziców,a ją właśnie.No i kiedy jej napisałam,że nie zdałam(mam taki głupi feler,że wtedy,kiedy nie trzeba,kłamię,a w potrzebnych momentach chce mi się mówić prawdę...głupie.Teraz też,zamiast jej skłamać dla świętego spokoju,powiedziałam prawdę-o,ja głupia!),zadzwoniła do mnie,żeby mnie opier***.Łatwo jej mówić,bo była na płatnych studiach,gdzie przepuszczą każdego,kto płaci,i nie miała takiego wykładowcy,jak ja.Zresztą,nie znoszę,kiedy się mnie strofuje-strofować to ona może moją chrześniaczkę,ale nie mnie.Czyżby jeszcze nie wiedziała,jak trzeba ze mną gadać?
Schodząc z nerwalgicznego tematu,bo nie chce mi się o tym gadać:ależ wczoraj był kontuzjogenny dzień w Elite League...Sullivan złamał rękę(podobno),co stawia pod znakiem zapytania losy niedzielnego meczu z Tarnowem.Niezdolny Sullivan+Tarnów z Hancockiem(oby już nie spóźnionym)i pewnie Vaculikiem=pewnie tylko mecz o 3.miejsce dla Torunia.No trudno.
Pecha miał też wczoraj Ludvig Lindgren,znany pod żartobliwym pseudonimem "Szwagier".Oglądałam wczoraj wieczorem mecz angielskiej Elite League:Brummies-Pirates i jego nieszczęsny upadek.Oj,ten kręgosłup...Ale wzruszyło mnie to,jak po tym koszmarnym upadku wstał z toru,zabrał motor(kolega z drużyny był na pierwszym miejscu i nie chciał,by bieg przerwano),"zaparkował" go na murawie i...padł obok niego.Obawiałam się,co tam z nim dzisiaj,ale napisał na Twitterze,że ponoć wszystko dobrze...z drobnymi wyjątkami.Dobrze,że ogólnie nic mu nie jest.
Kończę.Najbliższe dwa tygodnie zamierzam spędzić na...pewnie,generalnie mówiąc,niczym,ale będę się oczywiście odzywać.Nie mogłabym żyć bez tego miejsca i bez Was...

1 komentarz:

  1. nie zdałaś - mówi się trudno. masz jakiś termin poprawkowy? nie ma sensu płakać nad rozlanym mlekiem, dlatego ja się już też przestałam przejmować. co ma być to będzie.
    a blog wciąga, wiem. sama miałam zawiesić na rzecz ,,nauki'' ale gdzie tam, nie przeżyłabym bez tego ani jednego dnia! :D
    czego słuchasz? może napisz o tym? chętnie poczytam!

    OdpowiedzUsuń