środa, 8 sierpnia 2012

Złudzenia uczuć i nadzieje kibica

"Nic nie jest takie,jak się wydaje"-to jedna z banalniejszych prawd życiowych.Ja nie byłabym taka radykalna-może nie wszystko,ale na pewno wiele.Przykład?Bliski mi,z życia.Chodzi o sprawy uczuciowe.
Kiedy moja kuzynka D.związała się ze swoim facetem,zazdrościłam jej.Nie tylko dlatego,że nie miałam wtedy(tak jak i nie mam teraz)swojej drugiej połowy.Po prostu jej wybranek wydawał mi się fajny,na tyle,że momentami chciałam jej go odbić.Problem jest tylko w dwóch słowach:WYDAWAŁ SIĘ.Później oczywiście wyleczyłam się z tego zauroczenia-dzięki Bogu.Teraz bowiem okazuje się,że On nie jest taki,jak myślałam.I całe ich życie wygląda inaczej,niż sobie wyobrażałam.
Ich związek nie był skutkiem "pioruna sycylijskiego",raczej związaniem się "bo mam już swoje lata i wypadałoby kogoś mieć"(w przypadku mojej kuzynki).Nigdy,jeśli się tam poszło,nie widziało się oznak szaleńczego zakochania,jak to bywa-jakiegoś buziaka,jakiegoś uścisku.A teraz dodatkowo mają dziecko i przy okazji chyba mały kryzys-ona zajmuje się dzieckiem,chodzi do pracy,on chodzi do pracy.Często mają zmiany o różnych godzinach,mijają się,albo ona jest w domu,a on śpi przed nocną zmianą lub po niej.Przykre jest też to,że...może mam wyidealizowany obraz ojcostwa,ale wydaje mi się,że on nie jest do szaleństwa zakochany w tym dziecku,jak to bywa.Rozumiem,ludzie są różni,ale tu jest raczej obojętność,albo irytacja...Smutne.I gdy to obserwuję,gdy o tym słucham,to stwierdzam,że wolałabym do końca życia być sama,niż być w związku,w którym uczucie jest letnie.Jak twierdzą niektórzy,faza zauroczenia trwa dwa lata.U nich te dwa lata już minęły i o zauroczeniu mowy nie ma.Została rutyna.Rozumiem,że nie można mieć całe życie motyli w brzuchu,ale żeby tak szybko spowszedniało?Smutne to,doprawdy.
Ale żeby nie było,że ja tylko smęcę-nie mogę się doczekać rewanżowego meczu Śląska Wrocław z AIK Helsingborg,który zacznie się za niecałą godzinę w Szwecji.Z powodu wyniku pierwszego meczu(Szwedzi 3,Śląsk 0)nie liczę na wiele,ale obejrzę,bo NAWET jest w telewizji.W końcu kim byłby kibic bez nadziei?Może wydarzy się cud,któż to wie...

2 komentarze:

  1. przegrana ulubionej drużyny to koszmar, szczególnie jeśli ktoś żyje sportem tak jak Ty, czy ja. ale to jest wpisane w sport więc trzeba się z tym pogodzić.
    wiesz, nigdy nie przechodziłam fazy zauroczenia... jestem już dość stara, ale mam to gdzieś. kocham siatkarzy to wystarczy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już też się wyleczyłam.Z wielu z moich wcześniejszych zauroczeń,mniej lub bardziej brutalnie.Takie życie.Wolę już moich żużlowców na plakacie albo na kalendarzu.Oni przynajmniej nie zostawiają,a jedyne,co złego może spotkać z ich strony,to złe wyniki.To nie jest takie głupie!

    OdpowiedzUsuń