piątek, 17 sierpnia 2012

Komu morze,a komu...wiocha

Nie,nie "wiocha" w sensie "wieś",tylko w znaczeniu "nuda","przypał" itd.Okazuje się,że morze jest przeznaczone dla mniej lub bardziej znanych mi i mniej lub bardziej przeze mnie lubianych osób,a "wiocha" dla mnie.
Rano ojciec wraz z poranną prasą przytargał mi "Tygodnik Żużlowy".Od czasu swojego nieudanego zeń romansu nie czytam,ale skoro przyniósł,to przeczytałam.I czego się dowiedziałam?Że szkoda,iż nie było mnie pewien czas temu w Sopocie.Naprawdę szkoda...
5 sierpnia był mecz Gdańsk-Wrocław.Jako że zawodnicy z Wrocławia nieczęsto bywają nad morzem,gratką był już sam fakt,że można ich było spotkać na gdańskiej plaży(a można było).Otwieram ja jednak dziś wymienioną wyżej gazetę,a tam info,że Lindgren przy tej okazji "plażował się",jak to zostało wdzięcznie określone,w mieście z Monciakiem właśnie.I mnie tam,cholerka,nie było?No tak,może gdybym wyczytała to z Twittera,miałabym szansę tam dotrzeć.A tak?A tak to mogę sobie tylko poczytać o tym z opóźnieniem.Beznadzieja.
Krótko potem zadzwoniła kuzynka ojca.Niby po to,żeby zapytać,co u nas,ale tak naprawdę po to,by się pochwalić:że zapisuje dziecko do anglojęzycznej szkoły,że jedzie(albo właśnie wróciła)z nadmorskich wakacji(w Polsce,ale dla mnie,która nigdzie nie jadę,wszystko byłoby dobre,nawet polskie morze).No żesz kurde,WTF i co to ma być.Doła tylko można złapać.
Tak,to było o morzu.Teraz jest o tej wiosce,co to jest moim udziałem.Nic nie robie,nigdzie nie jadę,nudzę się i wkurzam.Na dodatek mamuśka ma migrenę i muszę to znosić.Plus wkurzam się,bo gdy wyszłam z domu(tylko do sklepu,nie myślcie sobie),zewsząd atakowały mnie plakaty żużlowe na niedzielę.A mnie tam nie będzie...Dziękuję serdecznie.Za wszystko,naprawdę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz