niedziela, 8 lipca 2012

"Idąc cmentarną aleją"...

Taki dzisiaj dzień...Jako że przypada 27.rocznica śmierci mojego dziadka ze strony mamy,wybraliśmy się całą rodziną na cmentarz.Nie było to przyjemne w tym upale...Przy okazji odwiedziliśmy okolice domu(też w moim mieście,tylko w innej dzielnicy),w którym mieszkał mój ojciec z rodzicami,kiedy był mały.Dziwne,ale nigdy nie byłam w tej częsci swojego miasta.Cóż,nie jest ono wielkie,ale to po prostu rejony,w które nie miałam dotąd potrzeby się zapuszczać.
W sumie trochę dziwnie czułam się na tym cmentarzu,w końcu dziadek umarł cztery lata przed moimi narodzinami,więc nawet go nie znałam.
A skoro już tu byliśmy,zajrzeliśmy też do młodziutkiego żużlowca,który spoczywa na tym samym cmentarzu i który zmarł wskutek wypadku na torze.Minął już rok,a ja jeszcze tam nie byłam.Teraz nadrobiłam,zapaliłam chłopakowi znicz,zmówiłam "Wieczny odpoczynek"...Jedyne,co mogłam zrobić.
Odwiedziliśmy także innych krewnych,leżących na tym i sąsiadującym cmentarzu.Straszne,jak człowiek sobie uświadomi,ilu krewnych tam ma,no i ilu ludzi(mniej lub bardziej osobiście znanych)tam leży,choć mogliby jeszcze żyć,a nie zasilać grono lokatorów nekropolii.A tutaj wypadki(ten młody zawodnik),choroby(mój dziadek;gdyby nie choroba,możliwe,że jeszcze by żył,bo umierając miał ledwie 48 lat)...Potworne.I wprawiające w przygnębienie,dlatego lepiej będzie,jeśli już na ten temat zamilknę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz