piątek, 2 maja 2014

Speedway Rescue na start

                             Tak sobie przypomniałam starą piosenkę na poprawę nastroju.
Długi weekend? No, ja "długiego weekendu" nie mam, z wiadomych względów. Dla mnie to po prostu "koniec kwietnia i początek maja". I dobrze, że ten okres oferuje dużo żużla, bo niechybnie bym zwariowała.
W środę wysupłałam niemałe pieniądze (nie no, ogólnie nie takie duże, ale w obecnej sytuacji...), aby udałać się na kolejną, siódmą już odsłonę naszego sympatycznego, historyczno-sportowego turnieju żużlowego O Koronę Bolesława Chrobrego. Obsada w tym roku nie powalała jak jeszcze choćby rok temu, gdy zaproszono Nicki Pedersena, czy kilka lat temu, gdy bywali u nas Tomasz Gollob czy Emil Sajfutdinow, no ale "się poszło". Się poszło kibicować zawodnikom z mojego miasta i mojemu toruńskiemu ulubieńcowi Adrianowi M. Emocje? Były, były. Zwłaszcza przy upadku-jedynym upadku dnia, na szczęście-Piotra Pawlickiego. Na szczęście, nic poważnego mu się nie stało. Towarzystwo? Niezbyt szczególne, choć na początku (na stadionie byłam dość wcześnie) najbliższym mi towarzystwem była lokalna gwiazda dziennikarstwa, czyli pan, który "sprzedaje" swoje relacje do naszego lokalnego radia oraz gazet. Miałam okazję podpatrzeć słynne programy służące edycji tekstu, za pomocą których nanosi się wyniki, by za chwilę "poszły w świat" i podsłuchać branżowe rozmowy, czyli kierowany do towarzyszącego mu syna tekst:
-Ty tu poczekaj, a tata pójdzie zrobić parę wywiadów.
 Jak zwykle była historyczna oprawa, a więc konie, rycerstwo, w końcu przyzwoicie ubrane  (i normalnie się zachowujące) podprowadzające, brak wszechobecnej muzyki house w przerwach...To mi się podobało. Dobrze, że pogoda dopisała i że nie było większych przerw. Ostateczne wyniki już mniej mnie zachwyciły, bo za triumfatorem, czytaj młodym Dudkiem, nie przepadam, tak samo jak za zdobywcą drugiego miejsca, a czwartego już szczególnie. Dobrze, że trzeci był "Mały Duszek" Zmarzlik, tylko to uratowało mnie przed ostentacyjnym opuszczeniem stadionu zaraz po wjeździe zawodników na metę finału...No i szkoda, że ci, którym kibicowałam, byli tak nisko. Mówi się jednak trudno, za rok (mam nadzieję) też jest Korona i oby wtedy na podium był jakiś mój ulubieniec.
Wczoraj za to, niestety już tylko za pośrednictwem TV, byłam w Ostrowie Wlkp., na słynnym meczu Polska-Australia. Wyjątkowo kibicowałam tym drugim...Miałam nadzieję, że pojedzie Darcy, bo istotnie miał jechać, ale się nie pojawił, i to już zepsuło mi przyjemność oglądania. Tak jak ostateczny wynik-Polska wygrała 54:39, łe tam. Nadenerwowałam się, nawkurzałam, no i co mi to dało? Nic. Mało ciekawe widowisko, głównie chyba mające na celu "zadowolenie pikników", jak był uprzejmy zauważyć ojciec.
Byle do niedzieli, do następnych meczów...A jak Wasza majówka?

4 komentarze:

  1. Ajj, pamiętam tą piosenkę :) Pozytywne wspomnienia przynosi, a jakże :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja majówka niemal nudno :) I bez żużlu, nul, nic, zero.

    OdpowiedzUsuń
  3. A moja majówka genialna ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam nie jestem wielką fanką żużla, ale w Zielonej Górze odgrywa on ogromną rolę ; ) dzisiaj jeźdźimy z Toruniem! będzie się działo!

    + bardzo dziękuję za wizytę i komentarz u mnie, ale przede wszystkim za trzymane na maturze kciuki : ) pytałaś o moje studenckie plany. no więc PLANuję Warszawę i dziennikarstwo, ale zobaczymy, jak się moje losy potoczą.

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń