sobota, 17 maja 2014

Między nami dobrze jest, czyli w teatrze

W czwartek po południu zadzwoniła do mnie kuzynka D. Powiedziała, że znajomy wygrał dwa bilety do teatru w konkursie naszej lokalnej rozgłośni radiowej i jej przekazał, ona chciałaby iść i szuka kogoś do pary. Sztuka-"Między nami dobrze jest" Doroty Masłowskiej. Jako że dawno w teatrze nie byłam, i byłam ciekawa, co z tego zrobili w tej naszej dziurze, zgodziłam się iść. Uczucia po sztuce? Mieszane. Oczywiście, czytałam coś o niej wcześniej, tak jak czytałam-teraz sobie przypominam-samą sztukę, ale co innego czytać, a co innego widzieć na żywo...
Na początek jedno słowo: bełkot. Tym jest dla mnie twórczość pani D.M. Ale o ile np. w "Wojnie polsko-ruskiej" był to bełkot ubrany (w subkulturę dresową), to tutaj... Wszystko jest inne, nieco denerwujące i drażniące. Przynajmniej mnie. Chyba jestem za bardzo małomiasteczkowa, może za rzadko goszczą u nas awangardowe sztuki, inne niż "Wesele", "Dziady", itp., itd.
Przyszłość. Wśród ton nikomu niepotrzebnych starych pralek, ubrań i innych śmieci...Babcia z uporem maniaka wspominająca czasy przed II wojną światową i to, jak szła w żółtych czółenkach i sukience w kwiaty..., a tu nalot. Matka zakochana w gazetkach reklamowych marketów i wreszcie Córka-denerwujące i fascynujące zarazem stworzenie, mówiące lekko menelskim głosem (a jakimżby innym u Masłowskiej?), to jej ciągłe: "Baba (do babci) to, mama tamto..." Wszędobylski głos przypominający o nowej promocji w markecie i (lekko absurdalnie) o trzylatkach w fabryce. Oto świat tej sztuki. Świat tej sztuki to także zadziwiające teksty, taki jak na przykład najmłodszej przedstawicielki rodu (cytuję z grubsza z pamięci, ale sens zachowany):
-Wisła to gnojowisko, do której wpadają zużyte kondomy, Wisła skręca aż do Ameryki i tam się rodzisz ze stu-iluś-tam dolarami w jednej kieszeni i trzystoma-ilomaś w drugiej.
lub drugi:
-W tym gulaszu są chapsy (czy też inne określenie kawałków) spermy węgierskiego ufoludka.
Pierwsza część podobała mi się średnio, dużo lepiej było w drugiej, w której na scenie pojawiło się coś a'la scena, a na niej odbyło się swoiste talk show, w którym twórca filmowy oraz aktorzy tego przedsięwzięcia przed kamerą mówili jedno, a gdy zgasły światła, można było usłyszeć drugą wersję. Pojawiły się też delikatnie przemycone wątki jak Photoshop czy obsesja chudości w światku aktorskim. Tutaj, trzeba przyznać, Masłowska spisała się świetnie. Potencjał jest, może nie do końca wykorzystany...
Rozumiem, że być może ambicją autorki było podrażnienie pewnych tabu, czy też narodowych traum. Ksiądz wizytujący z "kolędą" wysypisko i święcący śmieci czy zrobienie z "Moja i twoja nadzieja", kojarzącej się smutno pieśni o powodzi dyskotekowego hitu to chyba nic innego? Oryginalne? jak dla kogo. Mnie spodobało się średnio.
Mimo niedociągnięć udało mi się dotrwać do końca, teraz, z dystansu, mogę ocenić. Przemyślałam już, ptrzetrawiłam i mam wyrobioną opinię. Ogólnie wielu wspólczesnych sztuk nie rozumiem, wolę jednak bardziej tradycyjny repertuar teatralny (z pewnymi wyjątkami), nie rozumiem także twórczości pani Masłowskiej. Muszę się jeszcze dużo nauczyć, jeśli chodzi o sztukę i teatr, choć nie wykluczam, że pewne aspekty w tym przypadku były niezłe. Do teatru warto chodzić zawsze, do pewnych rzeczy trzeba po prostu dorosnąć (i/lub się przyzwyczaić), ja widocznie nie byłam gotowa.
A co Wy sądzicie o twórczości tej autorki?

5 komentarzy:

  1. Mój problem polega na tym, że o Masłowskiej słyszałam, czytałam nawet fragmenty jej twórczości, ale nigdy nie przeszłam przez żadną całość. O ile nie jestem przeciwna obalaniu konwenansów i każda forma może mi się spodobać, o tyle Masłowska po prostu mnie nie wciąga. Zdaje mi się zawsze, że czytam coś, co prawda oryginalnego, ale jednak w pewnym sensie wymuszonego. A potem już na jedno kopyto... Ale może się mylę, może czas wreszcie pochłonąć kilka prac w całości.

    OdpowiedzUsuń
  2. kurczę, zazdroszczę. ja lubię Masłowską i chciałabym w końcu zobaczyć jakąś jej sztukę. choć z tym "lubię" to też czasem różnie to czuję, bo ona właściwie krąży ciągle wśród tych samych tematów, posługuje się mniej więcej podobnym językiem (no dobra, w sumie trudno porównywać Pawia Królowej do ostatniego "Kochanie zabiłam nasze koty", niemniej w dalszym ciągu to klimat dresiarsko-blokowo-strasznie prosty), choć przyznać trzeba, że dobrze jej to wychodzi. nawet jak się bierze za piosenki, to to nadal jest to samo. więc mam ambiwalentne odczucia. od jakiegoś czasu zbieram się, żeby napisać o tym na blogu, ale jakoś mi wyjść nie chce :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja o niej nie słyszałam, niestety

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś mi to nazwisko mówi, ale nie mogę sobie przypomnieć do czego przypisać :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy ja byłam w teatrze, ze 3 lata temu chyba. Przydałoby się odwiedzić te zacne miejsce ;)

    OdpowiedzUsuń