niedziela, 23 czerwca 2013

Truskawkowe imieniny, teatr i wąż

Wczoraj dzień, a przynajmniej popołudnie i wczesny wieczór, miałam bardzo ciekawe. Najpierw byłyśmy z mamuśką u ciotki, piątkowej solenizantki, która zaprosiła nas na imieninową kawę. Jak zawsze, było tak sobie. Rewelacji i tak się nie spodziewałam...A przy okazji stwierdziłam, że osoby mające imieniny czy inne okazje w czerwcu, nie muszą się zbytnio wysilać nad poczęstunkiem. Wystarczy, że "rzucą" na stół truskawki i gotowe...OK, truskawki są spoko, ale nie wtedy, gdy truskawki z galaretką i bitą śmietaną popija się koktajlem z tych samych owoców! Trochę to nudne. Mówi się jednak trudno, "darowanemu" przyjęciu w skład się nie zagląda:)
Prosto od ciotki szłam do teatru, już dawno umówiłam się z M. i D. Początkowo, gdy D. mi to zaproponowała, skrzywiłam się: "Teatr? I to jeszcze Fredro?! A fe, nuda!". Był to bowiem spektakl "Damy i huzary" na podstawie Fredry właśnie. Przypada 220. rocznica jego urodzin, a że nasz jedyny miejski teatr nosi jego imię, tak to musiało być. OK, poszliśmy. Pierwsze wrażenie? Przerazila mnie średnia wieku-plus minus 60 lat. No tak, młodszym raczej się nie chce, zresztą w naszym mieście chyba tylko emeryci są w stanie zapłacić 25 złotych za bilet i nie zbankrutować...Wrażenie drugie? Jak już byli jacyś młodsi ludzie, nie umieli się zachować. Nie zliczę dzwoniących komórek i piszczących SMS-ów. Jeden człowiek postanowi nawet odebrać dzwoniący telefon, dobrze, że miał choć cień przyzwoitości i wyszedł  sali. Ech...
Przedstawienie podobało mi się, choć okres wojen napoleońskich to nie jest akurat jakiś mój ulubiony czas w historii, a i intryga do najbardziej złożonych nie należała. Miło było obejrzeć jednak coś odmiennego od papki np. w kinie.
Przy okazji przekonałam się, że MY Z D. NIE MAMY ZA BARDZO O CZYM GADAĆ...No bo o czym tu? Nie byłam u nich wieki, wykręcając się szkołą, ale nasze drogi, choćby tematyczne, rozeszły się już dawno, dawno temu. Mówi się trudno.
To, co wczoraj, było dobre choćby dlatego, że nie siedziałam w domu, nie piusałam nudziarskiej pracy, która cudem rozmnożyła mi się do 72 stron bez przypisów i bibliografii, nie smęciłam odnośnie szkoły (żart, przestało mnie to ruszać) i tym podobne.
Dzisiaj w nocy miałam przerażający sen. Śniło mi się, że mamuśka, wiedząc o mojej miłości do tego gatunku jedzenia, zamówiła mi wielki karton musli. Otwieram ten karton, płatki były w nim luzem, bez opakowania itp., a w platkach...krył się wąż. Nie był długi, gruby itp., ale z moją fobią na tle węży...We śnie zaczęłam wrzeszczeć i uciekłam stamtąd, a w realu obudziłam się z krzykiem. Ohyda! Żeby jeszcze wiedzieć, co ten sen miał znaczyć...
Dzisiaj Dzień Ojca, ale jakoiś go nie obchodzę. Czasy robienia laurek się skończyły, przyszły czasy, w których ojciec niemal wyłącznie mnie denerwuje i nie mogłabym zdobyć się na kupno jakiegoś prezentu i inne tam obchody. Zresztą sam zainteresowany chyba o tym zapomniał-nie wygląda na przejętego tym brakiem czegokolwiek. Trudno. Nie wszystko w życiu jest takie, jakie człowiek chciałby, żeby było...

5 komentarzy:

  1. z truskawkami jest tak, że kiedy są trzeba się nimi zapchać i napchać, tylko po to, żeby przetrwać jakoś rok bez nich:)
    w teatrach zaniżanie średniej wieku to norma niestety, która rozeszła się też na kina studyjne, niemetalowe koncerty i galerie sztuki. smutny to fakt, bo jednak to wcale nie jest tak, że wszyscy inni niż emeryci nie mogą pozwolić sobie nawet raz na jakiś czas na wydatek tych 25 złotych
    co do snu to pamiętam mój z wężem, tyle tylko że ja węża goniłam... zawsze na opak nawet we śnie, eh...
    trzymaj się, bo praca Ci chyba dobrze idzie, skoro nagle się tak rozrosła!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja robiłam w okresie dziecięcym laurki rodzicom i robię je do dziś lubię to i lubię radość i wzruszenie podczas ich tworzenia i pisania.
    Wąż w sennikach zazwyczaj oznacza zdradliwego przyjaciela, jakiś fałsz w okół i radzi mieć się na baczności, aaaaaaaale to tylko senniki ;)
    Ja lubię Fredrę i na deskach i pod postacią książki, zazdroszczę Ci ogromnie takiego wyjścia do teatru! No i tak jak piszesz odpoczęłaś trochę od pracy. Cieszę się, że zwiększyłaś jej objętość! Trzymaj tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fredro jest dobry, lubię jego utwory, ale żadnego nie widziałam na scenie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak rodzice pierwszy raz zaproponowali mi teatr to miałam minę, jak po zjedzeniu kilograma cytryn więc całkowicie Cię rozumiem! Mój tata jest kapitalny i chociaż laurki też się skończyły, to bardzo często wyjeżdżamy gdzieś razem, chyba ze mnie trochę córunia-tatunia! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba sto lat już nie byłam w teatrze. Jakoś ciągle mi nie po drodze. Trzeba to lubić, albo trafić na rzeczywiśnie fajną, nie-nudną sztukę:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń