poniedziałek, 22 kwietnia 2013

"W starym grodzie Lecha, gdzie wieżyczki stoją dwie..."

Tak, nie mylicie się. Tytuł tego postu to fragment popularnej ostatnio w moim mieście piosenki kibiców naszej drużyny żużlowej. Wczoraj tyle się jej naśpiewałam, że nie wychodzi mi z głowy.
Jak było? Świetnie, choć moja drużyna przegrała, a ja mogłam wrócić z uszczerbkiem na zdrowiu. Wyjazdy do Leszna zawsze wiążą się z niebezpieczeństwem i nie inaczej było tym razem.
Zaczęło się gorąco, bo gdy szliśmy z ojcem z przygotowanego dla nas parkingu dla gości (droga wiodła przez las) na stadion, nagle zza drzew wyskoczyło kilku rosłych panów z ogolonymi głowami i w bluzach z kapturem. Ja ledwo odskoczyłam, ojcu jeden odbił się od pleców. Gonili innego kibica naszej drużyny, by zabrać mu szalik/coś innego w barwach klubowych. Na szczęście my nic nie mieliśmy, więc nic nam się nie stało, ale strach był.
Podobało mi się, że z naszego miasta przyjechało dużo ludzi (4-5 autokarów plus mnóstwo prywatnymi samochodami), więc nasz sektor był szczelnie wypełniony, rozśpiewany i ogólnie aktywny. Aktywny tym bardziej, że sąsiedni sektor zajmowali fanatycy z Leszna, były więc "słowne wojny", które były fantastycznie słyszalne (zazwyczaj kibiców gości i fanatyków gospodarzy sadza się na dwóch końcach stadionu i zagłusza muzyką). Był to zarazem mecz, na którym chyba wiedziałam najmniej, jeśli chodzi o wynik: nie zapisywałam go w programie, liczyć mi się nie chciało, a telebim miałam za plecami i nie zawsze zdążyłam się odwrócić, by zobaczyć aktualny wynik meczu. Wiedziałam tylko, że nasza drużyna przegrywa, szczególowy wynik poznałam dopiero na końcu-przegraliśmy 41:49. Nie tak źle, zawsze moglo być gorzej, choć z drugiej strony, gdyby nasi zdobyli tylko 4 punkty więcej, byłby remis...Mimo wszystko wyjazd uważam za udany, przynajmniej coś się działo.
Przy okazji chciałam podziękować leszczyńskiej policji obstawiającej mecz, że po jego zakończeniu odprowadzili nas na ten parking, by nic nam się nie stało. Uważam jednak za lekkomyślność to, że nasi kibice, których drużyna przegrała, szli pod eskortą policji z Leszna przez zwycięskie Leszno i śpiewali piosenki ku czci naszej drużyny. Chyba przez tę policję czuli się pewniej, sami nie byliby pewnie tacy odważni:)
A dzisiaj? Proza życia, nudy. Szkoła i niewiele poza tym. Dowiedziałam się, że jutro mam ostatnie zajęcia przed długim weekendem, bo poniedziałkowe i wtorkowe w przyszłym tygodniu nam przełożyli. Gdyby nie wyjazd do Torunia, już jutro o 11.15 zaczęłabym długi weekend, a tak zacznę go w środę po powrocie.
Muszę się naprawdę zmusić i dużo napisać przez te 11 wolnych dni. Ostatni dzwonek, najwyższy czas.
Jutro nie idę na seminarium-nie mam z czym. Trudno...
Trzymajcie się ciepło!

6 komentarzy:

  1. Ja jakoś nie mam dobrego zdania o "fanatykach" obojętnie o jaki sport chodzi. Mam złe doświadczenia po prostu ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. jeeej masakra co to za kibice?! Dla mnie to jest nienormalne przecież każdy może kibicować komu chce i co innym do tego?

    OdpowiedzUsuń
  3. idioci sa wszedzie
    ja rozumiem dopingowanie swoich na stadionie i te wszystkie przyspiewki, nawet pyskowki
    ale gdy to wychodzi poza stadion to dla mnie juz glupota

    duzo wam nie brakowalo
    tak jak nam z czewa i zielona gora

    OdpowiedzUsuń
  4. zawsze mam wrażenie, że to kibicowanie jest najekstremalniejszym (jest w ogóle takie słowo?!) ze sportów... ale dobrze, że było dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przynajmniej później jest o czym opowiadać, o ile faktycznie wyjdzie się cało z takiej imprezy. a moje spotkanie jest sprzed tygodnia, Filip Springer, jeden z moich ulubionych reportażystów wpadł do Sopotu i poopowiadał odrobinę o swoich książkach

      Usuń
  5. hahah no tak, dobrze, ze eskortowala Was policja :D tamci na pewno by inaczej nie spiewali.. hahah kibice bywaja niebezpieczni :p super, chce obejrzec jakies wydarzenie sportowe na zywo.. moze niedlugo bede miala okazje :)

    OdpowiedzUsuń