piątek, 22 sierpnia 2014

Znowu książka vs. film. Padłam ofiarą hejtu.

Popełniłam już w swojej karierze tutaj kilka postów porównujących książki i filmy. Teraz też nie mogę się powstrzymać...
Są w życiu człowieka książki tak kanoniczne, bez których człowiek nie wyobraża sobie życia. Jedną z takich książek jest seria o Mikołajku. Wypatrzenie w programie telewizyjnym zapowiedzi filmu powstałego na podstawie książeczek Sempe i Goscinnego sprawiło, że bez wahania złapałam za pilota. Czy warto było?
Niestety, jestem wybredna i ekranizacje kultowych lektur mojego dzieciństwa rzadko kiedy mi się podobają. Mam swoją wizję, swoje wyobrażenia postaci. Niekiedy nawet wybranych konkretnych aktorów do poszczególnych ról...Nie zapomnę swojej traumy po obejrzeniu (jedynej chyba powstałej, i dobrze) "Dzieci z Bullerbyn" w wersji filmowej. Nie, teraz traumy nie było, ale okazało się, jak trudno zrobić dobry film na podstawie dobrej książki.
Zastrzeżenia? A i owszem:
-po co przydali Mikołajkowi siostrę? Rozumiem, że na motywie lęku przed rodzeństwem zbudowano cały film, pytanie tylko, po co?
-główny bohater, a raczej odtwórca: jak wyraziła się moja mama, mały aktor "posiada zbyt cukierkową buziunię jak na pierwowzór"
-coś, czego nie lubię najbardziej: przeinaczenia w stosunku do książki-patrz: wizyta w domu Mikołajka państwa Moucheboume: po co wprowadzili motyw raczącej się alkoholem i mylącej nazwiska mamy? Dla dorosłych to i może śmieszne, ale dla dzieci (a film oglądano zapewne całymi rodzinami) już niekoniecznie. Kilka innych scen też zostało zienionych, chętnie poddałabym w wątpliwość takiego, a nie innego "zmiksowania" opowiadań (dlaczego te, a nie inne?).
Na szczęście były też rzeczy dobre. Większość aktorów dobrano jednak dobrze dobrana, rodzice czy Rosół pasują mi idealnie:)
Podsumowując: 4/6. Niezły film, dobry zamysł, ale zmiany możnaby wprowadzić.
 

źródło

Wiecie co, po raz kolejny przekonałam się, że w internecie (no, nie w całym) nie warto dyskutować z ludźmi. Coś mnie ostatnio wzięło na "reanimowanie" mojej "kariery" związanej z pisaniem o żużlu. Wypadłam z obiegu, wiedziałam tylko, dokąd się nie zapuszczać (bo nie warto lub nie płacą). Coś mi odbiło i stworzyłam wpis na pewnym forum. Taki ogólnikowy, w którym tylko zagaiłam, czy wiadomo coś na temat płac. I zostałam z miejsca oblana niemal wiadrem pomyj. Zrazu okazało się, że jestem amatorką, która nie chce pisać za darmo, że co ja sobie wyobrażam, że gdzie ja jestem, żeby takie wymogi stawiać. Przecież myślę, że skoro mam już jakieś doświadczenie, to mogę się jakoś wypowiedzieć...Jeszcze jeden zarzut-nie chcę podesłać przykładowych artykułów, więc kłamczucha ze mnie. Nie chciałam przysłać, bo jednak podpisane są moim nazwiskiem, którego nie chcę ujawniać, w końcu można dzisiaj znaleźć każdego...Mylę się, czy rację mają ONI? Zrobiłam to, ponieważ jestem już trochę poza tym tematem, a chciałam porady. Chciałam porady, a dostałam napad stada hien. Zapomniałam już, że nie warto udzielać się na jakichkolwiek forach-niczemu to nie służy...I już się boję, co z tego wyniknie.

3 komentarze:

  1. Każdy by dzisiaj chciał znaleźć jelenia który będzie robił za friko albo co najmniej za pół darmo, bo przecież to szczyt bezczelności chcieć dostać wynagrodzenie za swoją pracę kiedy nie ma się 10-letniego doświadczenia. A ubranie na zimę, albo (bo przecież czego ja wymagam!) chociażby jedzenia to nie ma za co kupić.

    OdpowiedzUsuń
  2. To Ty masz rację. Przecież t y l k o pytasz i wymagasz t y l k o odpowiedzi. Ludzie niestety tego nie rozumieją, taki smutny los.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiam się, czy iść na Mikołajka. W wersji książkowej bohater był świetny ;)
    Nie przejmuj się tymi pomyjami - nie wiem, co ludzie mają w głowach, żeby po prostu nie udzielić odpowiedzi, tylko cwaniakować... Brak zwykłej życzliwości.
    trzymaj się! ;)

    OdpowiedzUsuń