piątek, 5 lipca 2013

Kompleks Polaka.

Tak, wiem, pewnie pisano o tym już sto tysięcy razy, ale i mnie pod wpływem pewnych artykułów i innych nachodzą przemyślenia na ten temat. KOMPLEKS POLAKA. Wiele na ten temat rozmawiałam z mieszkającą zagranicą częścią rodziny na temat podejścia mieszkańców Wielkiej Brytanii i Niemiec-bo w tych krajach mieszka owa rodzina-do naszej nacji. Nie mieli specjalnie wiele do powiedzenia. M. do polskości stara się nie przyznawać, jeśli nie ma potrzeby, a stryj nic sobie specjalnie nie robi z tego, czy go ktoś wyzywa z powodu narodowości, czy nie...
Ale ja jak zwykle nie o tym chciałam. Jakże małym narodem jesteśmy my, Polacy, jeśli chodzi o poczucie wartości. Każdziusieńki, nawet mały sukces Polaka lub osoby polskiego pochodzenia jest traktowany jak nie wiadomo jakie święto. (Na marginesie-rozwala mnie, gdy osoby, które np. wyjechały z Polski jako dzieci i dziś nie mówią po polsku, traktujemy jako naszych rodaków-niech przykładem będą Klose, Podolski i pani Wozniacki-do szału doprowadza mnie spolszczenie jej do "Woźniacka"...Skoro wyjechali, występują jako reprezentanci innych krajów, to chyba trzeba się z tym pogodzić, a nie podpinać się pod nich, prawda?). Janowicz wygrywa coś tam na Wimbledonie? Zaraz jest orgazm narodowy. Radwańska wygrała coś tam-coś tam? Niech jej zaraz postawią pomnik! To samo tyczy się naszego rzekomo obecnie najlepszego kolarza, Michała Kwiatkowskiego-wiem, bo oglądam TdF:) Co się zawsze naekscytują, że lider klasyfikacji młodzieżowej, że to, że tamto...Ludzie, gdyby inne w miarę duże kraje chciały się ekscytować sukcesami każdego swojego sportowca z osobna, to chyba na nic innego nie mieliby czasu...No, ale tak to jest, skoro jesteśmy narodem pesymistów, którzy uważają, że do niczego się nie nadają, a potem, jak jednak coś nam wyjdzie, to się cieszymy jak nie wiem co. Może czas byłby, żebyśmy traktowali to wszystko trochę bardziej normalnie?
Albo ostatnie artykuły i wywiady w "Wysokich Obcasach"-z tą panią, co od Politechniki Warszawskiej doszła do Google w Londynie i kompozytorem, którzy tworzy w Stanach. Czym tu się ekscytować? No jasne, fajnie, że tak daleko zaszli, ale czy gdyby byli np. Francuzami, byłoby to we Francji takie doniosłe wydarzenie? Pewnie nie, ale my, Polacy, chyba dopiero uczymy się wierzyć w siebie, w to, że możemy sobie poradzić, pracować zagranicą nie tylko na zmywaku, itp., itd. Nie trzeba z tego chyba robić wielkiego szumu.
Do myślenia daje mi też jedna rzecz-dlaczego tylu Polaków, którym rodzą się zagranicą dzieci, nie chce im dawać polskich/polskobrzmiących imion? Kiedy miał się urodzć mój drogi Ryan, plany na jego imię były inne. Miał mieć zwykłe polskobrzmiące imię po tacie. Aż tu nagle wyjechali z tą propozycją, tłumacząc, że z zagranicznym imieniem bardziej wtopi się w grupę północnoirlandzkich rówieśników. OK, ale za tym poszło także mówienie do niego niemal wyłącznie po angielsku. I jak to dziecko ma mieć później świadomość polskich korzeni?...Rozumiem, że teraz zacierają się granice między narodami, prawie wszyscy wszędzie wędrują, ale są chyba jakieś granice?
Mam nadzieję, że dożyję czasów, w których mówienie zagranicą po polsku nie będzie wstydem, a ludzie będą się mniej więcej bez wstydu przyznawać, skąd pochodzą (tj. o Polaków mi chodzi). Wydaje mi się, że nie jest ważne, skąd się pochodzi, tylko co się sobą reprezentuje. Wiem, że wiele lat funkcjonował stereotyp Polaka-złodzieja i pijaka, ale ostatnio Polacy zaczęli się podobno kojarzyć z pracowitymi, przyzwoitymi ludźmi, którzy tak samo dobrze poradzą sobie i w Warszawie, i w Nowym Jorku, i w Adelajdzie. Dlaczego tego nie wykorzystać, nie tylko do podniesienia sobie rangi jako narodu?...
A jakie jest Wasze zdanie?

12 komentarzy:

  1. W tym co napisałaś pewnie jest dużo racji. Sami wyznaczamy sobie świadectwo za granicą, tak samo jak tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm, zgadzam się co do podpinania nie-Polaków pod Polaków... Woźniacka, brrr. we Francji ludzie nawet nie wiedzą, że Marie Curie jest Polką, choć to z kolei uważam za lekką przesadę w drugą stronę... my z kolei trąbimy, że to wielka Polka. wielka Polka, która urodziła się w Warszawie, a potem z Polską nie chciała mieć nic do czynienia...
    ja nigdy się aż tak bardzo nie podniecałam tymi sukcesami, ale cieszę się, jeśli Polacy odnoszą sukcesy na arenie sportowej. to jest jakieś takie... miłe. z drugiej strony do szału mnie doprowadza "DUMA" z tego, że Polacy wygrali w siatę.. jak można być dumnym z czegoś, na co się kompletnie nie ma wpływu?
    ja nie mieszkam w Polsce, więc pewnie nie będzie mi się spieszyło z nadawaniem dzieciom polskich imion... choć nie wiem jeszcze, bo na razie sama myśl o ewentualnym posiadaniu dzieci przyprawia mnie o dreszcze :D szczerze, polskie imiona bardziej podobają mi się od francuskich. zresztą mój facet jest Francuzem, ale ma na imię Boris, więc może będzie skłonny dać kiedyś dzieciom imiona od czapy :D
    ale się rozpisałam... super temat poruszyłaś. lubię o tym ględzić :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie, ludzie nie powinni się wstydzić polskiego pochodzenia. Jeśli urodziłabym dziecko za granicą, starałabym się je uczyć mówić po polsku i nadałabym polskie imię, przecież są takie, które łatwo wymówić obcokrajowcom.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja tego tez nie rozumiem
    dla mnie to nie sa polacy
    ani sercem, ani polozeniem na mapie, ani nawet mowa

    co do polskich imion zagranica to jest to problem
    wyobraz sobie w anglii chlopca o imieniu przemyslaw
    niech to anglik wypowie
    historia z zycia wzieta, znam taka osobe i latwego zycia nie ma

    OdpowiedzUsuń
  5. W jednej kwestii się z Tobą zgodzę, w jednej nie ;) Jeśli chodzi o ukrywanie swojej narodowości to jak najbardziej Cię popieram. Nie wiem, czego się wstydzić. Ja jestem dumna z bycia Polką. Przecież mamy piękny język (i zawsze będę to podkreślać!), wspaniałą tradycję i kulturę, bogatą historię, niezwykłe zabytki i krajobrazy. Jesteśmy krajem, w którym może nie żyje się najlepiej, tego nie ukrywajmy, ale znowu nie ma czego się wstydzić. Natomiast jeśli chodzi o cieszenie się z drobnych rzeczy... Uważam, że właśnie powinniśmy mówić GŁOŚNO o naszych sukcesach. Janowicz gra w półfinale - cieszmy się, Radwańska "coś" wygrywa - skaczmy z radości. Jeśli chociaż tenisiści dają dam, Polakom, powody do dumy (w przeciwieństwie do na przykład piłkarzy nożnych) to rozpowszechniajmy tę dumę. Dla mnie nie ma w tym nic złego :)

    OdpowiedzUsuń
  6. W jednej kwestii się z Tobą zgodzę, w jednej nie ;) Jeśli chodzi o ukrywanie swojej narodowości to jak najbardziej Cię popieram. Nie wiem, czego się wstydzić. Ja jestem dumna z bycia Polką. Przecież mamy piękny język (i zawsze będę to podkreślać!), wspaniałą tradycję i kulturę, bogatą historię, niezwykłe zabytki i krajobrazy. Jesteśmy krajem, w którym może nie żyje się najlepiej, tego nie ukrywajmy, ale znowu nie ma czego się wstydzić. Natomiast jeśli chodzi o cieszenie się z drobnych rzeczy... Uważam, że właśnie powinniśmy mówić GŁOŚNO o naszych sukcesach. Janowicz gra w półfinale - cieszmy się, Radwańska "coś" wygrywa - skaczmy z radości. Jeśli chociaż tenisiści dają dam, Polakom, powody do dumy (w przeciwieństwie do na przykład piłkarzy nożnych) to rozpowszechniajmy tę dumę. Dla mnie nie ma w tym nic złego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja jestem dumna z bycia Polką i dobrze mi z tym :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Polacy zeszli na psy! Kiedyś.. za czasów unii z Litwą byli najpotężniejszym krajem na świecie. Jeden członek husarii mógł swoją kopią przebić 6 żołnierzy na raz! Gdy widzieli ich "skrzydła" uciekali w popłochy! Jedna zawsze mieliśmy pecha do polityki! Wystarczy zerknąć na demokrację szlachecką, która doprowadziła do rozbiorów! Polacy potrafią jedynie się spiąć, gdy mocno dostaną po dupie!
    Jestem dumna z bycia Polakiem, ponieważ jak nikt wycierpieliśmy na świecie, a nadal istniejemy. Niestety choć jestem nadal "gówniarą" bolą się o swoją przyszłość, a sama widzę ją zagranicą. Nie chcę wyjeżdżać, lecz chyba będę do tego zmuszona!

    lekkiebzdury.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Miałam na studiach dwa przedmioty spokrewnione z socjologią i podobały mi się bardzo, dlatego taki kierunek wybrałam :) Chcę robić coś, co lubię. Wiem, naiwne myślenie, bo w tych czasach trzeba myśleć innymi kategoriami, np. czy praca będzie dobrze zarobkowa. Dostałam propozycję, że jeśli dostanę się na socjo (wybiorę moduł media) albo na diks, to od II semestru będę miała pracę w mediach. Strasznie mnie to "popchnęło" do przodu i zmotywowało :P
    A jeśli chodzi o mnie o Niego to napiszę Ci prywatnie, na e-mail'a :)

    OdpowiedzUsuń
  10. O Boże, myślę to samo, co Ty. Chyba na Polonii miałam "przyjemność" oglądać wywiad z dwoma osobami, którym udało się studiować na Harvardzie... o łał :D Albo to, jak kardynał podarował Kubicy relikwie JPII po wypadku - czemu jemu??? Kompleks Polaka - jedyne wytłumaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  11. o nominacji pamietalam ale chcialam najpierw nadrobic zaleglosci w pisaniu
    w koncu znalazlam chwile i odpowiedzalam

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj, temat rzeka i dość drażliwy temat.

    Po pierwsze - nadawanie zagranicznych imion dzieciom, które wychowują się za granicą jest dla mnie zupełnie zrozumiałe i ma więcej do czynienia z praktycznymi względami niż dumą lub kompleksem polskości, moim zdaniem. Natomiast dużo bardziej drażni mnie nadawanie angielskich imion dzieciom, które mieszkają i wychowują się w Polsce. Mama wołająca swojego Brajanka czy swoją Waneskę z okna na osiedlu albo Dżesiki na liście w dzienniku doprowadzają mnie do szału.

    Po drugie - często, będąc w Szwecji, brałam udział w takich dialogach: "-Hej, skąd jesteś? - Z Polski. - AAA! Polska! Wiem, ludzie z Polski remontowali mi łazienkę / Kobieta z Polski sprząta mi w weekendy mieszkanie." Nie chcę deprecjonować tutaj panów od budowania ani pań od sprzątania, chodzi mi tylko o to, że to właśnie o takich Polakach wydaje się częściej słyszeć za granicą niż o czyiś osiągnięciach np. sportowych, politycznych, literackich itd. Odbijanie się o taki obraz może czasem przyprawiać o kompleksy.

    Po trzecie - czasem naprawdę trudno może być zmieniać stereotypy w pojedynkę. Sytuacja z życia: przed lotem do Polski rozmawiam z właśnie poznaną starszą Szwedką o Polsce. O tym, że dużo się zmienia, że nie jest tak, jak się mówi, że Polska to tylko picie wódki... Po czym wchodzimy na pokład i do samolotu chwilę po nas wpakowuje się kilku śmierdzących alkoholem na kilometr panów, którzy co chwilę we wcale nie tak cichych rozmowach rzucają wulgaryzmami i prostacko zaczepiają stewardessy.

    I na koniec - trudno też uwierzyć w siebie i w Polaków, kiedy średnio co druga osoba, którą spotykam i opowiadam o moich studiach i pasjach pyta, co w takim razie robię w Polsce, gdzie jest tak i tak, zamiast ruszać za granicę, bo ktoś tak właśnie zrobiłby na moim miejscu.
    Nie jestem pewna, czy jestem dumna z bycia Polakiem, ale na pewno nie było i nie jest mi tego wstyd. I na pewno tu zostaję ;)

    OdpowiedzUsuń